Praca naukowa onkohematologów z Zabrza najlepsza na świecie. - Czujemy dumę, ale i odpowiedzialność - mówi prof. Tomasz Szczepański, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej w Zabrzu.
Praca naukowa, która powstała w pana klinice, została ogłoszona najlepszą na świecie pracą badawczą z zakresu cytometrii klinicznej 2014-2015 roku. Śląska medycyna znów triumfuje. Gratulacje.
Mam ogromną satysfakcję, że praca naukowa, nad tematyką której pracowaliśmy w Zabrzu od lat, a której pierwszym autorem jest dr n. med. Łukasz Sędek, została doceniona.
Redakcja czasopisma naukowego, które was wyróżniło, znajduje się w Bostonie. Amerykanie rzadko doceniają Europejczyków. Czym ich zaskoczyliście?
Cytometria przepływowa to znana od lat metoda pozwalająca ilościowo i jakościowo ocenić właściwości fizyczne i biologiczne komórek. Naszym celem było opracowanie jeszcze dokładniejszej metody porównania komórek prawidłowych, tzw. prekursorowych w szpiku kostnym, z komórkami białaczkowymi, które są zmutowanymi komórkami. Pod mikroskopem nie da się stwierdzić, czy komórki w szpiku pacjenta są tymi "złymi", które przetrwały leczenie, czy są to już te "nowo narodzone" prawidłowe, które szpik wyprodukował. Od dawna testowaliśmy w Zabrzu różne kombinacje przeciwciał, stosowaliśmy oryginalne algorytmy, zbierając przy tym solidny materiał kliniczny. Myślę, że bostońskie wyróżnienie jest głównie za solidność naszych badań.
Solidność. Śląska cecha?
Jestem Ślązakiem od urodzenia, więc chyba coś w tym jest. Poza tym sądzę, że solidne podstawy kliniczne są bardzo ważne dla naukowego postępu. Ale to, co dla nas w Zabrzu jest najcenniejsze, to fakt, że staramy się współpracować jak równi z równymi z innymi ośrodkami europejskimi. Nasza Katedra i Klinika Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego jako jedyna z Polski znalazła się w Konsorcjum EuroFlow, powołanym w 2006 r. w celu standaryzacji techniki cytometrii przepływowej w diagnostyce i monitorowaniu chorób hematologicznych. Wkrótce okazało się, że to, co osiągnęliśmy, jest na tyle atrakcyjne, że warto badania kontynuować. Pomogła Fundacja na rzecz Dzieci z Chorobą Nowotworową "Iskierka", która projekt pn. "Monitorowanie minimalnej choroby resztkowej u dzieci z ostrą białaczką limfoblastyczną metodą 8-kolorowej cytometrii przepływowej", wsparła kwotą 200 tys. złotych. To właśnie zastosowanie ośmiu, a nie czterech kolorów, poprawiło efekty diagnostyczne. Teraz specjalizacją naszej kliniki w ramach Polskiej Grupy Pediatrycznej Leczenia Białaczek i Chłoniaków jest diagnostyka minimalnej choroby resztkowej dla większości dzieci z ostrą białaczką limfoblastyczną w Polsce.
Jak w Polsce leczy się białaczki u dzieci?
Doskonałości jeszcze nie osiągnęliśmy, ale uzyskujemy bardzo dobre wyniki. Nie odbiegamy od świata. W wypadku ostrej białaczki limfoblastycznej wieloletnie przeżycie uzyskuje ponad 80 proc. pacjentów. Niestety, nadal najczęstszą przyczyną niepowodzeń pozostaje wznowa choroby, występująca u 20-30 proc. dzieci. Jeśli chodzi o ostrą białaczkę szpikową, cały czas mamy niewiele ponad 50 proc. wyleczeń.
Amerykanie zarejestrowali niedawno nowy lek na białaczkę. Określili tę terapię jako przełomową. Na czym ona polega?
Lek nowej generacji, o którym mówimy, to konstrukcja molekularna, która zawiera fragmenty dwóch przeciwciał monoklonalnych, z których jedno rozpoznaje komórki nowotworowe, choć nie tylko, natomiast drugie rozpoznaje prawidłowe limfocyty, czyli komórki odpornościowe w organizmie. Ten lek ma na celu zbliżenie tych złych komórek z tymi, które odpowiadają za odporność, by te ostatnie wyeliminowały te złe. Powiem szczerze, że mechanizm działania tego leku jest tak prosty, że aż niewiarygodny.
Czy to oznacza, że droga do skutecznych terapii nowotworów może być prosta, tylko nie dostrzegamy tej prostoty?
Myślę, że do pewnego stopnia tak może być. Jak pierwszy raz usłyszałem o tym leku, sam nie chciałem wierzyć w jego fenomenalne działanie, a jednak okazało się to prawdą, a to nie koniec, bo już wiadomo, że zmieniając fragment tej cząsteczki, można sprawić, by lek rozpoznawał także inne nowotwory.
Panaceum na raka?
Białaczki są nowotworami płynnymi, czy lek zadziałałby w wypadku litych guzów, nie wiem, ale to niewykluczone. Nie zapomnę rozmowy z moim kolegą, który jest szefem hematoonkologii osób dorosłych w Kilonii, który opowiadał mi o swoich pierwszych wrażeniach, gdy u pacjentów, którym nie dawano nadziei na przeżycie, po tym leku dochodziło do remisji choroby. Nawet część osób rezygnowała z przeszczepu szpiku.
Opiekuje się pan Pauliną Szołtysek z Rybnika, dla której wszyscy zbieramy pieniądze na ten lek. Wszystko wskazuje na to, że Paulina będzie pierwszą na Śląsku, a trzecią w kraju osobą, u której lekarze zastosują tę terapię. Wielka odpowiedzialność ciąży na panu, profesorze.
Przyznam szczerze, że to poczucie odpowiedzialności cały czas jest w mojej głowie. Stosując lek pierwszy raz, nie możemy wszystkiego przewidzieć, choć zapoznaliśmy się z problemami, jakie mieli koledzy z innych ośrodków i wybierzemy, mam nadzieję, odpowiedni moment, by podać lek Paulinie. Czekamy, aż jej stan zdrowia będzie optymalny. Zawsze będziemy sobie jednak zadawać pytanie: czy podejmujemy słuszne decyzje. Zadał mi je niedawno także minister zdrowia prof. Marian Zembala. Powiedziałem mu, jak lekarz lekarzowi, że mam podstawy naukowe i dane kliniczne, by uzasadnić sens tak kosztownej terapii.
Ze swoim dorobkiem naukowym mógł pan pracować w dowolnej klinice na świecie, a jednak pozostał w Zabrzu. Dlaczego?
Z tym światem to przesada, ale rzeczywiście, na początku mojej kariery dostałem bardzo interesującą propozycję pozostania w Holandii i zajmowania się na Uniwersytecie Erazma w Rotterdamie diagnostyką molekularną białaczek. Wie pani, samodzielne stanowisko naukowe. Musiałem podjąć życiową decyzję...
O powrocie do Zabrza. Nie skusiły pana zarobki?
Na pewno było to kuszące, ale ja przede wszystkim zadałem sobie pytanie: gdzie tkwi sens nauki? Czy w teoretycznych rozważaniach, które czasem prowadzą donikąd, czy w konkretnych zastosowaniach. Mnie najbardziej pociągało leczenie ludzi, oglądanie efektów nauki na zdrowiejącym człowieku.
Skromność przez pana przemawia, profesorze, ale osoby, które pana znają, mówią, że wtedy, odmawiając Holendrom, stwierdził pan, że bardziej przyda się polskim dzieciom.
Skomentuję to tak jak Kasprowicz w swojej poezji: nie lubię aż w takie struny patriotyczne uderzać, natomiast ja chyba należę do takich osób, które lubią być wśród swoich.