Rok 1216. Kasztelan krakowski funduje klasztor dla swej córki. To jedyne w Polsce średniowieczne opactwo benedyktynek, które działa do dziś. W zbiorach są cenne starodruki, obrazy i rzeźby
Siostra Benedykta, od 36 lat mniszka w opactwie w Staniątkach, wielokrotnie próbowała przedstawić najważniejsze wydarzenia z 800-letniej historii swego konwentu w ciągu 15-20 minut. Tyle dostawała czasu na opowieść o Staniątkach, podczas kwest benedyktyńskich, organizowanych na nabożeństwach w kościołach w różnych rejonach Polski.
- Przerywałam opowieść, bo księża stukaniem w ołtarz czy ławkę dawali mi znać, że czas już minął. Raz zdarzyło się nawet, że proboszcz wyłączył mi mikrofon, bo nie usłyszałam trzykrotnego - subtelniejszego - wezwania do zakończenia prezentacji! Ale także ludziom ten kwadrans często nie wystarczał. Po mszy czekali na mnie przy kościele, prosili o dalszy ciąg opowieści, pytali o różne szczegóły - wspomina siostra Benedykta.
Opactwo z legendy
Najstarszy na ziemiach polskich klasztor benedyktynek powstał w miejscu, któremu według legendy nazwę nadał św. Wojciech. Czeski duchowny, benedyktyn, późniejszy męczennik za wiarę, miał wędrować przez ten rejon - z Węgier na dwór Bolesława Chrobrego - w roku 995 lub 996. Pod jednym z dębów w Puszczy Niepołomickiej zatrzymał swój orszak na nocny postój i rozkazał: „Udielame tady staniatku” (zróbmy tu odpoczynek). Na pamiątkę tego wydarzenia powstała tam osadę nazwano Staniątkami.
Tradycja mówi, że klasztor ufundował kasztelan krakowski Klemens Jaksa Gryfita wraz z żoną Raclawą dla swej córki Wizenny, która została pierwszą przełożoną konwentu. Historycy przyjmują, że założenie klasztoru miało miejsce w roku 1216. Dwanaście lat później rozpoczęto budowę opactwa oraz kościoła, który konsekrowano w roku 1238. Fundację benedyktyńską w Staniątkach zatwierdził ostatecznie papież Innocenty III. Było to w roku 1253 roku.
- Rodzice ksieni Wizenny przekazali córce jako wiano 50 wsi. Potem klasztorne posiadłości jeszcze się rozrosły. W średniowieczu ciągnęły się aż po granicę Polski. Do klasztoru należało wtedy 110 wiosek i osiem miasteczek - opowiada siostra Benedykta.
Część tego majątku opactwo straciło podczas zaboru austriackiego, a resztę w 1950 roku, kiedy zlikwidowano także przyklasztorną szkołę, która działa w Staniątkach od czasów średniowiecza. Dziś jedyną pamiątką po dawnych włościach konwentu jest ogromny - mający około sześć hektarów - klasztorny ogród.
Smętna Dobrodziejka
Nie ma już także klasztornych zabudowań w pierwotnym kształcie. Obiekty, które były wykonane przede wszystkim z drewna i kamienia, zniszczył niemal całkowicie ogień. - Podczas wielkiego pożaru klasztoru, który miał miejsce w 1530 roku spłonęły również wszystkie znajdujące się tam księgi. Gromadzenie klasztornej dokumentacji trzeba było zaczynać od nowa - mówi siostra Małgorzata Borkowska, historyk, tłumaczka, autorka wielu książek o historii życia zakonnego, która od kilku lat mieszka w staniąteckim klasztorze.
Zachowane zabudowania opactwa powstały głównie w okresie baroku, w latach 40-tych XVII wieku. Klasztor został wtedy rozbudowany staraniem ksieni Anny Cecylii Trzcińskiej. Ocalała natomiast w dawnym kształcie bryła XIII-wiecznego przyklasztornego kościoła pw. Najświętszej Marii Panny i św. Wojciecha. Benedyktyńska świątynia była początkowo jednonawową budowlą z cegły, ale jeszcze przed końcem XIII stulecia sakralny obiekt rozbudowano, w stylu gotyckim - na trójnawową halę (z racji tej konstrukcji kościół jest dziś uważany za najstarszą świątynię typu halowego w Polsce). W okresie późnego baroku w kościele przybyły ścienne malowidła przedstawiające sceny z życia Matki Bożej, Chrystusa, św. Wojciecha oraz fundatorów klasztoru. Autorem polichromii, datowanej na 1760 rok był Andrzej Radwański. Z tego samego okresu pochodzą ołtarze z rzeźbami świętych: Wojciecha, Benedykta, Scholastyki i Józefa.
W kościele - w kaplicy od strony południowej - znajduje się też otaczany szczególną czcią obraz Matki Bożej Bolesnej, nazywany Smętną Dobrodziejką ze Staniątek. Przedstawia on Matkę Bożą w koronie i wbite w jej serce siedem mieczy. Według tradycji namalowany na desce, olejny obraz pochodzi z czasów ksieni Wizenny, historycy oceniają jednak, że malowidło jest dużo młodsze - XVI lub XVII-wieczne. - 21 września 1924 roku metropolita krakowski kardynał Adam Sapieha ukoronował wizerunek Matki Bożej Bolesnej papieskimi koronami. Ufundowali je mieszkańcy okolicy, którzy zebrali wśród siebie na to pieniądze - opowiada siostra Benedykta.
Raj muzelników
Siostra Małgorzata Borkowska mówi, że w klasztorze jest tyle zabytków - i przedmiotów kultu, i codziennego użytku - że eksponatami można by zapełnić całe muzeum. - Jak wpuścić tu muzealników, to dostają z emocji wypieków i nie chcą wyjść. A my mamy w klasztorze ogromne przestrzenie mieszkalne, ale ani jednej sali muzealnej - stwierdza z żalem.
Licząca ponad 10 tys. woluminów klasztorna biblioteka oraz archiwum (jak mówi siostra Małgorzata - na szczęście fachowo skatalogowane), kryją prawdziwe skarby. Są tam bezcenne dokumenty, rękopisy i starodruki, m.in.: XIII-wieczne „zaświadczenie” o konsekracji kościoła, XV-wieczny psałterz (inkunabuł wykonany ręcznie) oraz napisane około 1536 roku antyfonarze (księgi śpiewów) ksieni Doroty Szreniawskiej.
- Największy entuzjazm badaczy budzą nasze kanoncjały z końca XVI wieku, zwykle nieliturgiczne, pisane po polsku i po łacinie, niektóre z nutami. To dokumenty niezwykle cenne dla muzykologów - mówi siostra Małgorzata.
Opactwo ma także bogate zbiory szat i sprzętów kościelnych, w tym monstrancję późnogotycką z 1543 roku, kilka znaczących rzeźb (m.in. Madonny oraz Chrystusa Frasobliwego z XVI wieku, z warsztatu Wita Stwosza), a także obrazy. Mniszki mają też kolekcje nietypowe, np. figurek woskowych, które produkowane w klasztorze w dawnych wiekach.
Niewielką część staniąteckich zbiorów można oglądać w zaadaptowanej na potrzeby wystawiennicze małej salce na tyłach kościoła (za chórem ).
Modlą się i pracują od 800 lat
Szczególny rozkwit opactwa św. Wojciecha miał miejsce w XVII wieku. Liczyło ono wtedy zwykle ponad 50 zakonnic. Wszystkie - tak jak pozostało w Staniątkach do dzisiaj - skrupulatnie wypełniały benedyktyńską formułę „Ora et labora”, ale zakonne życie rządziło się wtedy innymi prawami.
- Mniszki, zwane pannami, były dawniej podzielone na dwa chóry: dobrodziejek oraz kon-wersek. Panny dobrodziejki, mniszki z bogatych domów, wykształcone, były nauczycielkami w przyklasztornej szkole. Natomiast chór konwersek stanowiły zakonnice z ubogich rodzin, wykonywały one w klasztorze wszystkie prace fizyczne - opowiada siostra Benedykta.
Wspomina, że kiedy wstąpiła do klasztoru Benedyktynek w Staniątkach w 1980 roku, dawne tradycje, choć formalnie zniesione, były tam ciągle jeszcze żywe. - Jedna ze starszych zakonnic już na początku zażądała, by zwracać się do niej wyłącznie siostro dobrodziejko lub panno mistrzyni - opowiada siostra Benedykta.
Stulecia ze szkołą
W staniąteckim klasztorze szkoła dla dziewcząt działa prawdopodobnie już od czasów średniowiecza. Choć, jak zaznacza siostra Małgorzata Borkowska, przez kilka pierwszych stuleci istnienia opactwa była to szkoła w innym rozumieniu: uczennicami były dziewczęta przyjmowane do klasztoru na wychowanie. - O faktycznej szkole można mówić od początku XVIII wieku. Klasztor miał wtedy 5-6 uczennic, które edukowano m.in. w zakresie rachunków, czytania, śpiewu i robótek ręcznych - opowiada siostra Małgorzata.
W drugiej połowie XVIII stulecia w klasztornej szkole pobierało już nauki kilkadziesiąt uczennic. Dzięki temu, że przy opactwie działała placówka edukacyjna, klasztor uniknął kasacji w czasie zaboru austriackiego, kiedy cesarz Józef II przeprowadzał „reformę Kościoła” i zredukował działalność zakonów do roli zgromadzeń szkolnych. Cesarz reformator odwiedził Staniątki osobiście - wraz ze świtą wizytował klasztor w 1787 roku.
Na początku XIX wieku szkoła benedyktynek rozkwita. Na potrzeby uczennic zaadaptowano część pomieszczeń w zachodnim skrzydle klasztoru, potem powstał przy opactwie szkolny gmach. Po zakończeniu I wojny światowej dobudowano mu dodatkowe piętro; dla uczennic przeznaczono także klasztorny ogród.
Tuż przed II wojną światową przystąpiono do wznoszenia nowej szkoły. Jej budowa nigdy nie została zakończona. Zrujnowany pustostan, zwany czerwoną szkołą, stoi przy klasztorze do dzisiaj. Siostry ze Staniątek planują, by budynek ten wyremontować i przeznaczyć na cele muzealne, ale na razie nie ma pieniędzy na bardzo kosztowną inwestycję.
Wojna i polityka
Podczas I wojny światowej, w grudniu 1914 roku klasztor znalazł się w obrębie działań wojennych. Przebiegała tam linia frontu, część klasztornych pomieszczeń zajął rosyjski sztab. Austriackie pociski zahaczyły o północno-wschodni narożnik klasztoru, zginęło dwóch księży jezuitów przebywających wtedy w opactwie. Pamiątką po tych wydarzeniach pozostają m.in. pociski, które wmurowano w ścianę korytarza dormitorium oraz w kościelny mur.
Siostra Małgorzata Borkowska mówi, że konwent i tak miał wtedy dużo szczęścia. - W parku przy klasztorze wojska rosyjskie miały skład amunicji. Gdyby pociski artyleryjskie tam uderzyły, całe opactwo poszłoby z dymem - stwierdza.
Kolejny bardzo trudny okres w dziejach benedyktynek to lata 50. ubiegłego stulecia. Władze PRL zlikwidowały wtedy klasztorną szkołę (w 1953 roku), odebrały benedyktynkom resztę posiadanej jeszcze ziemi i przesiedliły je do klasztoru w Alwerni. 56 staniąteckich mniszek przebywało tam dwa lata i sześć miesięcy - do grudnia 1956 roku.
Kiedy siostra Benedykta wstąpiła do klasztoru, było tam jeszcze część zakonnic pamiętających Alwernię. - Wspominały, że kiedy zgromadzono je przed naszym klasztorem, by przetransportować do Alwerni, funkcjonariusze zaczęli je namawiać, by zrzuciły habity. Obiecywali że znajdą im pracę, a nawet że ożenią się z nimi. Żadna z sióstr na to nie przystała, więc je wywieziono. A gdy mogły już wrócić do Staniątek i poprosiły o odwiezienie do swojego klasztoru, usłyszały „że jak chcą wracać, to niech same sobie szukają transportu” - opowiada.
Ora et labora
W myśl zasady św. Benedykta „Módl się i pracuj”, siostry z opactwa św. Wojciecha - obecnie jest ich tam 14 - spędzają czas nie tylko na modlitwach, ale również trudząc się przy różnych zajęciach w ogrodzie, szklarni i kuchni. Dziś próbują wszystkiego - od sprzedaży karpi i chryzantem, poprzez organizację charytatywnych koncertów, po prowadzenie klasztornego sklepiku i przyjmowanie turystów w Domu Gości, na który zaadaptowano budynek szkoły. Starają się w ten sposób zebrać fundusze na utrzymanie siebie, ale przede wszystkim gigantycznego XIII-wiecznego opactwa, które wymaga wielu pilnych remontów.