„Osiemnastka”, czyli nasza droga przez mękę
Dla jednych to „patatajka”, dla innych zemsta Hitlera. Nikt jednak nie powie, że jest to dobra droga i wizytówka naszego kraju. Tymczasem to pierwszy obraz. Polski, który widzi wielu cudzoziemców.
– Co za idiotyczne pytanie? – odpowiada Krzysztof Pakosiński, którego poprosiliśmy o ocenę południowej nitki „osiemnastki”. - To nie jest przecież droga, powinni tę patatajkę zamknąć w cholerę. A wie pan, że viatolle (system poboru opłat drogowych - przyp. aut.) ściągają z nas kasę jak za normalną trasę? Przecież to, delikatnie mówiąc, nadużycie.
Patatajka Hitlera
Łatwo się domyślić, skąd „patatajka”. Pa - ta - taj, pa - ta - taj... To dźwięk, który słyszymy podczas jazdy. To urok poruszania się po wielkich betonowych płytach, z których zbudowano ówczesną autostradę w dobie Hitlera. Dziś o A18 nikt już pewnie nawet nie powie „autostrada”. – Patatajka to zdecydowanie najgorsza droga w Polsce – dodaje Dariusz Kucharczyk, kierowca tira z Wyszkowa. – Jeżdżę nią dwa razy w tygodniu. Nie mam wyboru, to najkrótsza droga do Berlina. I wie pan co, chyba powinniśmy zwrócić się z reklamacjami do Niemców, że 80 lat temu źle drogę nam zbudowali...
Rzecznik prasowa: Bardzo proszę nie nazywać „osiemnastki” autostradą
Spotkani przy drodze strażnicy graniczni tylko wzruszają ramionami. Cóż, często muszą się rumienić. Okazuje się, że po przejechaniu kilku kilometrów Niemcy pytają ich najpierw, gdzie jest autostrada, a po chwili w jaki sposób ten odcinek można objechać. Polacy tylko zaciskają zęby.
– Cóż, czujemy się jak obok linii kolejowej – Joannie Piekarz, mieszkającej w Kałkach Wielkich, nie jest do śmiechu. Ma „osiemnastkę” tuż pod oknami. I dodaje, że było jeszcze gorzej, gdy funkcjonował zjazd w ich miejscowości.
Już w nastroju triumfu kilkakrotnie podawano informację o remoncie południowej nitki trasy. Oczywiście robili to zazwyczaj politycy tuż przed wyborami. Ostatnia precyzyjnie wyznaczona data to rok 2012, gdy trasa miała spełniać normy autostrady. Tymczasem jeśli nawet pomarańczowi tutaj się pojawią, to tylko po to, aby załatać dziury. „Ech, bawią się chłopcy plasteliną” – skomentował to jeden z kierowców ciężarówki.
Ta zgrana płyta
– Od siedmiu lat naprawiamy ten odcinek, powiedzmy, doraźnie, po zimie – tłumaczy Eugeniusz Kraus z krośnieńskiej firmy Kontrakt. – Co się nasłuchamy! Wystarczy włączyć CB-radio, aby dowiedzieć się, co o drogowcach sądzą kierowcy. Naszym zadaniem jest tylko zachować przejezdność tej drogi.
Co to znaczy przejezdność?
Na razie łatanie dziur, które ilością zawstydziłyby szwajcarski ser, oraz zamykanie kolejnych konstrukcji mostowych, które w ocenie fachowców grożą katastrofą budowlaną. – Wielu rzeczy także nie rozumiem – dodaje Krause. – Mniej więcej na 30. kilometrze eksperymentalnie położono trzykilometrowy odcinek asfaltowej nawierzchni na te płyty. Moim zdaniem to nieźle się sprawdziło.
Dlaczego ta drogą tak koszmarnie się jeździ? Cóż, nic nie jest wieczne. Przez lata łączenie płyt uległo uszkodzeniu, pod warstwę betonu dostaje się woda, która wypłukuje piasek. Płyty zaczynają się kołysać, zmieniają położenie względem siebie. – To nie jest autostrada, uzyskałaby ten status dopiero po przebudowie południowej nitki – podkreśla Anna Jakubowska. – Plany jej przebudowy były już bardzo dawno. Na tyle, że mamy dokumentację, łącznie z wszelkimi zezwoleniami środowiskowymi.
Słowem, nic tylko wystąpić o pozwolenie na budowę i ogłaszać przetarg. I pewnie by tak było, gdyby nie... oczywiście pieniądze. Owszem, trasa jest wpisana do rządowego programu budowy dróg, ale miałaby być realizowana przez spółkę specjalnego znaczenia.
– Co to jest?
– W przypadku dróg naprawdę do końca tego nie wiadomo, nikt jeszcze tego nie robił – dodaje Jakubowska. Teoretycznie należy zebrać pieniądze z rynku, czyli od inwestorów, którzy mogliby liczyć na zwrot, a nawet na zysk dzięki eksploatacji trasy.
Lubuscy drogowcy zapewniają, że wydeptali już wszystkie ścieżki. A nie przykrywają dywanikiem asfaltu, wychodząc z założenia, że należy zrobić tę drogę raz, a porządnie, aby wystarczyła co najmniej na kolejnych 80 lat...
W resorcie infrastruktury i budownictwa potwierdzono nam, że jedyną szansą na A18 jest spółka specjalnego przeznaczenia. A nam na „osiemnastce” udało się złapać gumę. – Norma – skwitował nasze problemy pracownik stacji benzynowej.