
22-letni Oskar z Zielonej Góry Przylepu zginął tragicznie w Anglii, gdzie mieszkał i pracował. Znajomi zbierają pieniądze na transport ciała. Chcą pomóc mamie i bratu zmarłego chłopaka.
– Mój syn miał w sobie taką wolę życia... – opowiada Sylwia Gust, mama Oskara Żytkowia¬ka. – Chciał żyć, robić, działać. Pisał piosenki, tańczył break--dance. Wyjechał, bo chciał jeździć po całym świecie. Był go bardzo ciekawy, ciągle gdzieś jeździł, zwiedzał. Odszedł za szybko...
Oskar miał 22 lata. W Zielonej Górze uczył się w Zespole Szkół Elektronicznych i Samochodowych. Działał w Ochotniczej Straży Pożarnej... Przez ostatnie dwa lata mieszkał i pracował w Anglii. W czwartek, 15 czerwca, jeszcze pograł i porozmawiał przez internet z bratem Maksem, z mamą. Ona kazała mu iść do fryzjera. Zapewnił, że to zrobi. Później powiedział, że musi już kończyć, bo obiecał pomóc koledze. Zdecydował się pojechać do niego rowerem. Niestety, nie dotarł tam. Na przejściu dla pieszych został potrącony przez samochód. Zginął na miejscu...
– Jechał na zielonym świetle rowerem i 19-latek uderzył go samochodem – mówi pani Sylwia. – Mam tylko nadzieję, że Oskar nie cierpiał...
Kobieta zastanawia się, jak dalej żyć.
– Jestem silna, wszyscy to mówią – przyznaje pani Sylwia. – Choć miałam w życiu naprawdę dużo przejść. Jak przyjechał dzielnicowy z zawiadomieniem o śmierci syna, to powiedział, że mojego domu los nie oszczędza.
Bo pani Sylwia wychowywała Oskara sama. Półtora roku temu zmarł jej ojciec, a kilka miesięcy później – partner, ojciec Maksa.
– To wszystko jest ponad moje siły. Ale Oskar zawsze mi mówił: „Mamuś, nie martw się”. Chyba będę silna dlatego, że syn mówił mi: „Mamo, dlaczego ty się martwisz? Po co? To nic nie da”. A ja się martwiłam, byłam chyba nadopiekuńcza. Oskar mi mówił, żebym była silna. I pozwoliłam mu wyjechać, bo wiedziałam, że w ten sposób będzie szczęśliwy. I będzie mu dobrze.
Oskar miał jeszcze mnóstwo planów. Chciał pojechać do Amsterdamu, skoczyć ze spadochronem, planował też w sierpniu odwiedzić Zieloną Górę.
– Małymi krokami chciał spełniać swoje liczne marzenia – dodaje pani Sylwia.
Koszt transportu ciała z Anglii to kilka tysięcy złotych. Wydatek, na który panią Sylwię nie stać. Ale znajomi Oskara nie zostawili jego mamy i młodszego brata w potrzebie. Szybko zaczęli działać. Pomagają znajomi, w tym pani Aneta ze stowarzyszenia Art of Underground. Ruszyła zbiórka na stronie zrzutka.pl.
– Zobaczyłam, ilu Oskar ma wokół siebie dobrych ludzi. Ta świadomość pozwala mi jeszcze jakoś funkcjonować. To mnie tylko trzyma, że widzę, jak Oskar był kochany i lubiany przez wszystkich. To jest niesamowite, że dla tylu osób był ważny
– mówi pani Sylwia.
Pomóc zdecydował się Igor, który także działa w grupie Art of Underground.
– Staramy się nagłośnić sprawę, jak tylko się da – podkreśla zielonogórzanin. – Postaram się też dotrzeć do środowiska hiphopowego w Zielonej Górze, bo wiem, że Oskar pisał teksty, lubił taką muzykę. Postaramy się pomóc na tyle, na ile możemy.
– Już dziś chciałabym serdecznie podziękować – nie ukrywa pani Sylwia. – Tyle ludzi wokół chce pomóc...
Znajomi Oskara zachęcają, by wesprzeć ich zbiórkę pieniędzy, by chłopak został pochowany w Polsce.
„Wiemy, że żadne pieniądze nie zwrócą życia. Ale chcemy, jako przyjaciele Oskara, pokazać, że zawsze można na nas liczyć” – piszą na stronie zbiórki.