Oskarżenia o mobbing u wędkarzy
Zielona Góra. Michał Motowidełko oskarża swojego szefa o mobbing. - Zaczęło się, gdy dowiedział się, że należę do PiS - twierdzi. - Wszystkie zarzuty są nieprawdziwe - broni się Wojciech Raunke
Michał Motowidełko pracuje w Polskim Związku Wędkarskim w Zielonej Górze od pięciu lat. Zajmuje się m.in. organizowaniem zawodów i realizacją projektów unijnych. - Wszystko zaczęło się gdzieś półtora roku temu, gdy zostałem radnym powiatu świebodzińskiego, a chwilę później wybrano mnie też na przedstawiciela załogi w PZW - opowiada Motowidełko. - Byłem nękany, zastraszany. Wytykano mi moją przynależność do PiS. Szef wyzywał mnie od „pisiorów” i próbował poniżać przy innych pracownikach. Bezpodstawnie krytykował to, co robię, straszył, że mnie zwolni. A wszystko to robił człowiek, który przez lata pracował w SB.
Motowidełko krótko był przedstawicielem kolegów w PZW. Jak mówi, dyrektor podważył ważność przeprowadzonych wyborów, w kolejnych już nie wziął udziału.
Konflikt się nasilał
- Pewnego dnia dostałem od wicedyrektor stertę dokumentów z poleceniem, żebym uporał się z nimi jeszcze dziś. A miałem dużo swoich obowiązków. Nie można było tego zadania wykonać w tak krótkim czasie. Dyrektor ukarał mnie za odmowę wykonania polecenia służbowego - twierdzi Motowidełko. - A ja przecież nie odmówiłem wykonania polecenia, poprosiłem po prostu o więcej czasu. Usłyszałem, że jeśli się z tym nie zgadzam, mogę iść ze skargą do sądu. No to poszedłem, bo podejrzewałem, że kara to wstęp do zwolnienia mnie z pracy.
W czerwcu tego roku zapadł wyrok na korzyść Motowidełki. Sąd pracy uznał, że nałożenie kary porządkowej było bezzasadne. Dyrektor się odwołał. Sprawa sądowa toczyła się już w czasie, gdy do PZW zawitała Państwowa Inspekcja Pracy. To efekt skargi pracownika na dyrektorski mobbing.
- Wcześniej próbowałem się dogadać z szefem i ułożyć na nowo nasze relacje. Dyrektor jednak odmówił. Przez te kłopoty w pracy ucierpiało moje życie prywatne. Pojawił się stres, bezsenne noce - wylicza Motowidełko. - Nie było wobec mnie merytorycznych zarzutów, a tylko krzyki i izolowanie mnie od innych pracowników. Myślałem, że jak wezmę długi urlop, to sytuacja się uspokoi. To były płonne nadzieje, bo gdy wróciłem po 40 dniach, nie było już mojego miejsca pracy. Wyrzucono część moich rzeczy osobistych, zniknął komputer. Poszedłem do dyrektora z pytaniem, gdzie jest moje miejsce pracy, a on odpowiedział mi, żebym się wynosił.
Myślałem, że jak wezmę długi urlop, to sytuacja się uspokoi
Raport inspekcji pracy
Pod koniec czerwca był gotowy raport z kontroli inspekcji pracy, która przyznała, że skarga Motowidełki była zasadna. Potwierdziła stosowanie mobbingu przez dyrektora PZW wobec pracownika i wystąpiła o zaprzestanie tych praktyk. Mowa tu o nierównym traktowaniu, naruszaniu praw pracowniczych, nieposzanowaniu godności.
Inspekcja wysłała też zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu „popełnienia czynów zabronionych wypełniających znamiona przestępstwa” przez dyrektora PZW. Prokuratura Rejonowa w Zielonej Górze wszczęła postępowanie.
Inspekcja wytknęła jeszcze dyrektorowi, że nie wypłacił swojemu pracownikowi nagrody uznaniowej za niewykonanie polecenia służbowego, a przecież zarzut ten obalił sąd. Motowidełko miał także porysować służbowe auto, za którego lakierowanie nie chciał zapłacić. Takiej kary nie przewiduje jednak Kodeks pracy.
- Autem jeździłem nie tylko ja. Jeździłem nim po wertepach, bo taką mam pracę, ale nie wiem, kto samochód porysował. Na początku naprawa miała kosztować tysiąc złotych. Ja miałem pokryć koszty i przyznać się do porysowania pojazdu. Odmówiłem i sprawa wylądowała w sądzie - relacjonuje Motowidełko. - Ja sumiennie przychodzę do pracy i wykonuję swoje obowiązki. Myślę, że dyrektor czeka, aż noga mi się powinie. Od półtora roku przychodzę do pracy ze świadomością, że jestem ofiarą mobbingu. W pracy nigdy nie afiszowałem się swoją przynależnością partyjną.
PZW mimo to zwrócił się do rady powiatu świebodzińskiego o wydanie zgody na zwolnienie Motowidełki. Bez tego radnego powiatowego nie można wyrzucić z etatu. Zgody takiej nie otrzymał.
„Bo szef był w SB”
Zdaniem Motowidełki większość jego problemów w pracy to efekt tego, że należy do PiS, a jego szef to były oficer SB. Rzeczywiście, jak wynika z akt Instytutu Pamięci Narodowej, w latach 1981-1986 Wojciech Raunke, obecnie dyrektor PZW, pracował w wydziale III SB, który zajmował się walką z opozycyjną działalnością m.in. w organizacjach naukowych i mediach. W 1986 roku przeszedł do wydziału polityczno-wychowawczego, a od roku 1989 był w milicji.
- To chyba stąd takie metody nękania. Insynuacje, wyzywanie, bardzo często bez obecności świadków. Dostałem też na przykład nowy zakres obowiązków do podpisu, aby można było pozbyć się mnie. To sposób praktykowany już w PZW - uważa Motowidełko. - Nowe obowiązki miały mi całkowicie ograniczyć możliwość pracy. Zgodziłem się je podpisać tylko wtedy, jeśli pozostaną mi też stare obowiązki. Dyrektor odmówił.
Dyrektor odpowiada
Co na te wszystkie zarzuty odpowiada Raunke? - Nigdy nie mobbingowałem żadnego pracownika. Przynależność partyjna nie ma w tej sprawie żadnego znaczenia. To po prostu zmowa trzech byłych pracowników PZW. Oni razem z panem Motowidełką chcą zemścić się za zwolnienie z pracy. Wszystkie zarzuty pana Motowidełki są nieprawdziwe - twierdzi Raunke. - W raporcie pani inspektor PIP nie ma żadnych merytorycznych argumentów dotyczących mobbingu. Ona po prostu wysłuchała pracownika i zrobiła z tego, co jej powiedział, zarzuty, weryfikując je tylko u zwolnionych ludzi, będących w kontakcie z panem Motowidełką. A premia uznaniowa na koniec roku jest, jak sama nazwa wskazuje, uznaniowa. Ten pracownik w mojej ocenie na nią nie zasłużył. Odmówił wykonania poleceń służbowych, nie zgłosił uszkodzenia auta służbowego, za które odpowiada materialnie, mimo że początkowo zgodził się pokryć koszty naprawy auta, wycofał się z tego. Odmówił podpisania nowego zakresu obowiązków. To mało?
Jak dodaje dyrektor Raunke, jego praca w przeszłości w SB nie ma tu nic do rzeczy. - Przeszedłem pozytywnie weryfikację i wiernie służyłem później w policji. Zostałem za swoją pracę odznaczony na koniec służby - podkreśla Raunke. - Nie wyobrażam sobie dalszej pracy z panem Motowidełką. Dlatego PZW nadal domaga się zgody na zwolnienie tego pracownika. Nie życzę żadnemu pracodawcy takiego pracownika, być może pan Michał Motowidełko powinien szukać pracy w polityce, bez żadnego kierownika nad sobą.
Zarówno radny Motowidełko, jak i dyrektor Raunke czekają teraz, zapewne z napięciem, na wyniki postępowania wyjaśniającego, które prowadzi prokuratura.