Osoba godna pamięci: profesor Franciszek Ziejka
Prawie dokładnie rok temu, 24.07.2020 r. pożegnaliśmy na cmentarzu Salwatorskim profesora Franciszka Ziejkę, wybitnego uczonego, rektora UJ, działacza społecznego - i mojego Przyjaciela.
Los zetknął nas w ten sposób, że równocześnie pełniliśmy (przez dwie kadencje) funkcje rektorów dwóch wielkich krakowskich uczelni - prof. Ziejka pracował dla Uniwersytetu Jagiellońskiego, a ja dla AGH. Harmonijnie współpracowaliśmy dla dobra krakowskich studentów i dla rozwoju krakowskiej nauki! Oczywiście bywały momenty, kiedy musieliśmy się spierać w sprawach, w których interesy naszych uczelni były sprzeczne. Ale w Kolegium Rektorów znajdowaliśmy rozwiązania.
Byliśmy też razem w okolicznościach ważnych dla całej Polski i Polaków - na przykład w Rzymie podczas pogrzebu Jana Pawła II. Współdziałaliśmy na przykład w Społecznym Komitecie Odnowy Zabytków Krakowa, którym prof. Ziejka zarządzał, a w którym ja do dziś zasiadam. Zaprosił mnie do tego Komitetu Prezydent RP, ale jestem pewien, że wskazał mnie właśnie Franek.
Bywaliśmy także często razem na posiedzeniach Polskiej Akademii Umiejętności, występowaliśmy niekiedy wspólnie publicznie, zasiadaliśmy w Komitecie Redakcyjnym Zeszytów Historycznych Muzeum Politechniki Krakowskiej - i po prostu lubiliśmy się.
Odwiedzałem go w szpitalu podczas choroby, a potem byłem na pogrzebie. Dlatego pozwalam sobie przedstawić kilka słów bardzo prywatnego komentarza na temat tego wspaniałego Człowieka.
Profesor Ziejka był wybitnym Uczonym. Jako specjalista nauk technicznych nie mogę się wypowiadać autorytatywnie o Jego pracach dotyczących historii literatury, ale słyszałem wiele bardzo pochlebnych opinii.
Natomiast z kontaktów bezpośrednich wiem, że prof. Ziejka miał ogromną wiedzę, którą wykorzystywał nie tylko w publikacjach i pisanych książkach, ale potrafił także użyć jej w okolicznościach towarzyskich.
Przytoczę jedną anegdotę z przyjęcia, w którym uczestniczyłem. Otóż w znanej każdemu uczestnikowi biesiad przerwie między zupą i drugim daniem, kiedy toasty już wybrzmiały po przystawkach, a nowych tematów do rozmowy brakuje, Franek nagle odezwał się donośnie: - Kochanowski był kobietą!
Brzmiało to surrealistycznie (jak cytat z „Seksmisji”) i nonsensownie, każdy bowiem pamięta ze szkoły brodate portrety Jana z Czarnolasu. Było to tym bardziej zdumiewające, że ową herezję głosił wybitny znawca historii polskiej literatury!
Gospodarz ukradkiem spróbował wina, którym wznosiliśmy toasty, czy aby nie zawiera jakichś narkotyków - ale prof. Ziejka niezrażony kontynuował: - Przebadano czaszkę przypisywaną Kochanowskiemu i stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że jest to czaszka kobiety!
Goście przestali wyczekiwać na drugie danie, tylko słuchali z rosnącym zaciekawieniem, a prof. Ziejka opowiadał, że po śmierci poety (w Lublinie 22.08.1584) najpierw pochowano go w Lublinie, potem przewieziono do Zwolenia. W tymże Zwoleniu czaszkę z trumny wyjął 29.04.1791 historyk Tadeusz Czacki i przekonany, że jest to czaszka poety - przekazał ją 4.10.1796 księżnej Izabeli Czartoryskiej do powstającego muzeum w Puławach. Po 1874 roku trafiła ona do Muzeum Czartoryskich w Krakowie, gdzie jest przechowywana do tej pory. Ale niedawno poddano ją badaniom antropologicznym z wiadomym skutkiem - stwierdzono, że to jest czaszka kobiety! Nawet metodami komputerowymi odtworzono rysy jej twarzy - całkowicie niepodobne do portretów i popiersi Kochanowskiego.
Takich opowieści można było od profesora Ziejki usłyszeć więcej, więc warto było uczestniczyć w biesiadach z Jego udziałem.
Niestety, teraz już to niemożliwe...