Osobisty pułk Piłsudskiego pochodził z Poznania
Patrole wysyłane 26 czerwca 1920 roku na przedpola pozycji 66 Pułku Piechoty pod Bobrujkami, osobistego pułku Józefa Piłsudskiego, sformowanego w Poznaniu z weteranów Powstania Wielkopolskiego, meldowały zaskoczone – nadciągają piesze tyraliery rosyjskie, prowadzone jak za czasów napoleońskich, przez konnych oficerów.
Niesamowitym zrządzeniem losu, wprost na stanowiska pamiętających walki w Poznaniu karabinów maszynowych, właśnie wchodził pewny siebie... osobisty pułk piechoty Włodzimierza Lenina! Polscy strzelcy nie wierzyli własnym oczom – w dobie broni maszynowej nikt od dziesiątek lat aż tak nie wystawiał własnych oficerów na żer kul. Szczęknęły zatem zamki „maszynek” i pierwsza fala pocisków wbiła się w zaskoczone szeregi krasnoarmiejców...
Początek na Pomorzu
Historia lubi niespodzianki, i kręte są jej ścieżki – ale takich zakrętów, jakie w krótkim czasie zdarzyły się części powstańców wielkopolskich, którzy do kołnierzy mundurów przypięli pomorskie gryfy, nie wymyśliłby nawet najbardziej wytrawny scenarzysta filmów sensacyjnych. Pułk wojsk wielkopolskich - stworzony w Poznaniu m.in. z Pomorzan - dla marszałka Piłsudskiego - stanął w boju naprzeciw 216. pułku Lenina! Ta niewiarygodna historia bierze początek w dniach Powstania Wielkopolskiego. Wówczas na Pomorzu nie ma szans na wybuch podobnego zrywu – owszem, kwitnie konspiracja, powstają lokalne komitety Organizacji Wojskowej Pomorza, ale jednocześnie – jak w 1929 roku pisał mjr Paweł Błaszkowski w „16 Dywizji” - „do zbrojnego jednak powstania sił nie starczyło. Odsetek ludności niemieckiej na Pomorzu jest zbyt wielki, ponadto Niemcy ostrzeżeni powstaniem wielkopolskiem rzucają na Pomorze liczne oddziały wojskowe, tzw. Grenzschutz”.
Ale nie rezygnują: do walki z Niemcami staje formowana w Inowrocławiu Pierwsza Kompania Zachodnio – Pruska, wyruszająca na front już 27 maja 1919 roku. Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego wydaje rozkaz Nr 2536/III dla Dowództwa Sił Zbrojnych w byłym zaborze pruskim, w Poznaniu, by tu jak najszybciej wystawić cztery pułki, które początkowo jako 4 Dywizja Strzelców Wielkopolskich... uderzą na Pomorze! PomorskichW Poznaniu powstańcy wielkopolscy budują więc intensywnie małą armię pomorską z zamiarem rozszerzenia Powstania na północ! Dywizja szybko zmieniła nazwę na Dywizję Strzelców
Pułk marszałka
Jednocześnie dochodzi do zdarzenia bez precedensu w polityce – oto marszałek Józef Piłsudski nie pała miłością do Poznania i nie jest tu specjalnie mile widziany; obie strony muszą jednak dojść do porozumienia na polu wojskowym – dlatego... z wojsk wielkopolskich – właśnie z pomorskiej dywizji - zostaje wyznaczony pułk kaszubski, wkrótce potem nazwany 66 Pułkiem Piechoty, jako... swoisty prezent dla marszałka! 21 października delegacja złożona m.in. z żołnierzy Dywizji, wyjeżdża do Józefa Piłsudskiego i powierza mu honorowe szefostwo pułku. Józef Piłsudski wzruszony przyjmuje pułk jako swoją osobistą jednostkę. I już 27 października 1919 roku przybywa do Poznania, gdzie przed zamkiem cesarskim odbiera defiladę 66. i całej Dywizji.
Cztery pułki, uformowane i umundurowane według wzorów wojsk wielkopolskich różnią się od innych jednostek z Poznania tylko tym, że nie noszą na kołnierzykach cyfr – swoich numerów, lecz symbole – herby ziem pomorskich. Sześćdziesiąty szósty otrzymuje groźnego Gryfa Kaszubskiego. Już 17 stycznia 1920 roku Dywizja opuszcza Poznań i w ciągu najbliższych dni zajmuje Pomorze, wcielone do Polski na mocy Traktatu Wersalskiego. Przy okazji żołnierze bez problemu łamią opór Grenzschutzu pod Gniewkowem, Wygodą i Brannem.
Pokój jest jednak tylko chwilowy: już w końcu kwietnia na wschodzie grzmią armaty, a Kozacy ścierają się z polskimi żołnierzami. Na wschód jadą więc też pułki poznańskie, a z garnizonów pomorskich – Wielkopolanie i Pomorzanie z 16 Dywizji. Na froncie polsko - bolszewickim od razu dostaną się w ogień ciężkich walk, idąc do ataku u boku innych poznańskich pułków i m.in. znanych im z Powstania Wielkopolskiego pociągów pancernych „Poznańczyk” i „Danuta”. I choć Wielkopolanie na całym froncie budzili zazdrość świetnymi mundurami i ekwipunkiem, to żołnierze 66 pułku poszli do boju w mundurach częściowo z demobilu amerykańskiego, a częściowo - jeszcze pamiętających armię pruską i wielkopolskie modyfikacje niemieckiego uniformu. Trudna sytuacja taktyczna sprawiła, że pułk został podzielony: dwa bataliony zajęły stanowisko pod wsią Bobrujki nad rzeką Mytwą (kilkadziesiąt kilometrów na południe od Mozyrza), a trzeci został oddany do dyspozycji innego zgrupowania – grupy majora Jaworskiego.
Rosjanie nadchodzą
Żołnierze okopali się i czekali na rozwój sytuacji. Nad ranem 26 czerwca Polacy wysłali na przedpole trzy patrole, dowodzone przez chorążego Hirsza, sierżanta Formela i plutonowego Baczyńskiego. Wszystkie trzy szybko wróciły do własnych linii, meldując to samo – nadciągają kolumny rosyjskie! Zwiadowcy zresztą zostali zauważeni i Rosjanie otworzyli do nich ogień, a następnie, gdy Polacy sprawnie wycofywali się, czerwonoarmiści ruszyli za nimi. Nie znając jednak polskich pozycji, dali się wciągnąć w pułapkę, podchodząc za wycofującymi się Polakami wprost pod lufy cekaemów. Zgubiła ich też pewność siebie – pierwszy podchodzący batalion rozwinął się w tyralierę, za którą w kolumnach szły dwa następne. I jak za czasów napoleońskich żołnierzy rosyjskich prowadzili oficerowie na koniach, łatwi do zidentyfikowania przez przyczajonych polskich cekaemistów…
Była może godzina szósta, gdy przed naszemi okopami ukazały się tyraliery rosyjskie. Spokojnie, nie otwierając ognia podpuszczono nieprzyjaciela na bliski dystans i wtedy dopiero przywitano go celnym ogniem.
Obsługi karabinów maszynowych mogły - niczym na ćwiczeniach z taktyki - rozplanować wybór celów: ustawione na wprost karabiny ósmej kompanii położyły ogień na kolumny, a tyralierę skosiły dwa flankujące karabiny sierżanta Łukowicza. Ogień był celny i zaskoczeni Rosjanie ponosząc duże straty wycofywali się z pola śmierci. Jedynie na prawym skrzydle Pułku, na odcinku zajmowanym przez piątą kompanię, mimo celnego ostrzału polskiego, podeszli na bliską odległość i dość szybko wyeliminowali obsługę broni maszynowej. Następnie Rosjanie ruszyli do szturmu i wyparli część żołnierzy piątej i siódmej kompanii z ich pozycji, spychając o kilkadziesiąt kroków, między zabudowania. Tam Polacy ochłonęli i w grenadierskim tempie obrzucili podchodzących czerwonoarmistów granatami. W efekcie udało się żołnierzom 66 Pułku odzyskać swoje pozycje i utrzymać całą pierwszą linię. Ten pierwszy etap walk przyniósł dowódcom patroli - sierżantowi Formeli i plutonowemu Baczyńskiemu srebrne krzyże Virtuti Militari.
Przejęcie inicjatywy
Spokój nie trwał jednak długo – Rosjanie ponownie uderzyli. Opór Polaków ich rozzłościł i na nasze pozycje spadły pociski artyleryjskie, pod których parasolem ponownie uderzyło sześć gęstych linii tyralierskich.
Oddajmy głos kapitanowi Jankiewiczowi:
Zaciekłe ataki rosyjskiej piechoty trwały do godziny 16. Kilkakrotnie udawało się nieprzyjacielowi podchodzić na odległość szturmową, lecz wszelkie jego wysiłki łamały się krwawo w celnym ogniu Kaszubów.
Księga Pamiątkowa 16 Dywizji, słowami majora Pawła Błaszkowskiego z 64PP wspomina, że „nadal trwały zaciekłe ataki nieprzyjaciela, przypuszczane czterokrotnie na pozycje Kaszubów, lecz wszystkie załamują się przed pozycją, bronioną z zimną krwią przez 66 p.p. Gdzie tylko nieprzyjaciel zdołał wedrzeć się w pozycje pułku, natychmiast musi je opuścić, wyrzucony bagnetem i granatami ręcznymi. O godzinie 16.30 nareszcie przeciwnik zaprzestał daremnych ataków”.
Rosjanie odstąpili i próbowali przegrupować się we wsi Połówki, ale inicjatywę strategiczną przejęli już Polacy: około godziny 17.15 uderzyli na wroga siłami batalionu 34 Pułku i szóstej kompanii 66 Pułku. Do walki w Połówkach jednak nie doszło, bo Rosjanie rzucili się do ucieczki.
Sukces, jaki odnieśli żołnierze osobistego pułku Marszałka Józefa Piłsudskiego był niewątpliwy – świeży jeszcze Pułk – choć sformowany w części z doświadczonych żołnierzy wcielonych do armii niemieckiej w czasie I wojny – przeszedł swój chrzest bojowy, utrzymał pozycje i zadał Rosjanom spore straty. Na polu walki pozostała ponad setka zabitych Rosjan i wielu rannych. Przy nich nasi żołnierze znaleźli dokumenty i pieczęcie, świadczące, że ich przeciwnikiem był dziwnym zrządzeniem losu rosyjski 216 Pułk imienia Lenina! Tę zdobycz – pieczęcie batalionowe i kompanijne - przesłano w darze Marszałkowi.
Propagandowy sukces
Tymczasem obroniona z takim trudem pozycja pod Bobrujkami musiała jednak zostać opuszczona – wojska polskie są bowiem w odwrocie. Po godzinie 20.00 Pułk otrzymuje rozkazy, na mocy których odchodzi osłaniając grupę pułkownika Łuczyńskiego. Rosjanie nie reagują, najwyraźniej wyczerpani poniesionymi stratami. Żołnierze zatem, już bez kontaktu z wrogiem, przechodzą 28 czerwca przez Lubnię, Hulewicze, Kalinkowicze, Antonówkę do Ozarycz, gdzie dołączają do zgrupowania 16 Dywizji Piechoty.
W czasie bitwy pod Bobrujkami żołnierze obu batalionów 66 Pułku odnieśli zaskakująco niskie straty w porównaniu do atakującego przeciwnika. Zginęło sześciu Kaszubów, a siedmiu odniosło rany. Pułk zdobył kilkaset karabinów, wziął też kilkunastu jeńców, a zwycięstwo w pierwszym boju poczytano sobie za dobry znak na przyszłość (dzień bitwy pod Bobrujkami został przyjęty później jako data święta pułkowego), a ponadto „była to szczęśliwa wróżba, że tak jak pułk Piłsudskiego pobił Pułk Lenina, tak i wojska polskie pod wodzą Piłsudskiego pobiją wojska rosyjskie”. Znaczenie propagandowe tego zwycięstwa zauważył też generał Sikorski, dowodzący Grupą Poleską, pisząc w rozkazie z 11 lipca: „66. pułk piechoty kaszubskiej, prowadzony wytrawną ręką podpułkownika Jarnuszkiewicza, wycinając pułk Lenina pod Bobrujkami, nauczył bolszewików, co warte są pułki polskie, chociażby były w chwilowym odwrocie”.