Osobowość borderline. Gdy emocje przejmują kontrolę [WYWIAD]
- Pacjenci z borderline często trafiają do gabinetu psychologa czy psychiatry z powodu głębokiego cierpienia, jakiego doświadczają. Mają już dość. A gdy słyszą diagnozę, czują ulgę. Nagle odkrywają, że nie są jedyni na świecie - mówi psychiatra dr n. med. Maciej Klimarczyk.
Z psychiatrą dr. n. med. Maciejem Klimarczykiem rozmawia Lucyna Tataruch
- Rozmawiałam z kilkoma osobami, u których zdiagnozowano osobowość chwiejną typu borderline. Wszystkie mówią to samo: „Ta diagnoza padła zbyt późno”.
- Faktycznie, często pacjenci otrzymują diagnozę tego zaburzenia dopiero po latach kontaktu z psychiatrami czy psychologami. I uważają, że jest to efekt nieudolności – ochrony zdrowia, całego systemu, lekarzy. Najczęściej nie ma to jednak nic wspólnego z kompetencjami lekarzy, ale z samą naturą osobowości i tego konkretnego zaburzenia. Kształtowanie się osobowości to bardzo skomplikowany proces, który zależy zarówno od genów – dziedziczymy reaktywność układu nerwowego na bodźce oraz ich zapotrzebowanie – jak i od środowiska, wychowania, doświadczeń z młodości. Osobowość w pełni kształtuje się w trzeciej dekadzie życia. Zatem u dziecka nie możemy mówić o zaburzeniach osobowości, co najwyższej o osobowości kształtującej się nieprawidłowo. Diagnoza borderline pojawia się więc najczęściej dopiero po dwudziestym roku życia, choć zdarza się, że pacjent widuje psychiatrów od wieku nastoletniego.
- Typowe dla borderline objawy – chwiejność emocjonalna, strach przed odrzuceniem, impulsywność – w wieku nastoletnim kojarzą mi się też z przeżywanymi na tym etapie życia kryzysami i samym dojrzewaniem.
- Tak, dlatego trzeba rozważnie ocenić, czy w ogóle u tak młodego pacjenta mamy do czynienia z problemami dotyczącymi kształtującej się osobowości, czy innymi. Kryzys u nastolatków może przebiegać o wiele bardziej burzliwie niż u osoby dorosłej, bo adolescenci nie mają jeszcze w pełni wykształconych mechanizmów radzenia sobie ze stresem, napięciem itp. Zawód miłosny częściej niż u osoby dorosłej może prowadzić do myśli czy nawet prób samobójczych i stać się traumą na lata. Wielu dorosłych bagatelizuje takie problemy u swoich dzieci.
Nieprawidłowo kształtującej się osobowości mogą również towarzyszyć inne zaburzenia psychiczne, dlatego proces diagnostyczny wymaga czasu i obserwacji. Stawianie konkretnej diagnozy borderline u tak młodej osoby byłoby ryzykowane. Musimy poczekać na pełen obraz, choć oczywiście w tym czasie prowadzi się terapię i, jeśli jest taka potrzeba, leczy farmakologiczne.
- W jednym z filmów na YouTube – tłumaczącym pokrótce, czym jest borderline – usłyszałam takie zdanie: „To uczucie, że albo wcale nie żyjesz, albo żyjesz za bardzo. Odczuwasz najlepsze z najlepszego i najgorsze z najgorszego”.
- I na dodatek: jedno przeplata się z drugim. Osoby z borderline doświadczają ekstremalnych stanów emocjonalnych. Nigdy nie ma nic pomiędzy – jest miłość albo nienawiść, ogromna radość albo smutek, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Z jednego stanu do drugiego potrafią przechodzić kilkadziesiąt razy dziennie, ale też zatracać się całkowicie w swoim aktualnym samopoczuciu. Czasem wystarczy drobiazg, by sprowokować taką zmianę.
Podam przykład: pacjentka z borderline może rozmawiać z kimś i czuć się wspaniale, bo ta osoba jest według niej najlepsza na świecie, cudownie się dogadują, ale nagle jakiś drobny gest powoduje zmianę nastawienia. Rozmówca spojrzał na zegarek – to przecież musi oznaczać, że nie ma czasu, że źle ocenia spotkanie, na pewno źle się bawi. Przychodzi wtedy fala emocji, czasem agresja, ale też strach, któremu towarzyszy na przykład taka myśl: „Nic dziwnego, nie chce ze mną rozmawiać, bo jestem przecież tak beznadziejna, że nikt by nie chciał”. To jest ta chwiejność emocjonalna.
- W jednej chwili czuje się królową życia, w drugiej nic nie wartą osobą. Czyli na czym opiera samoocenę? Skąd osoba
z borderline wie, jaka jest naprawdę?
- Nie wie tego. Obok chwiejności drugim charakterystycznym elementem zaburzenia jest problem z tożsamością. Ta osoba tak naprawdę nie potrafi odpowiedzieć na pytania, kim jest, jaka jest. Próbuje siebie odnaleźć, np. eksperymentując z wyglądem, ale trudno jest jej przywiązać się do jakiejś jednej wizji siebie. Podobnie jest w sferze seksualnej, która przy tym zaburzeniu często pozostaje niezdefiniowania. Bywa tak, że gdy np. w gabinecie rozmawiamy o orientacji seksualnej, słyszę od pacjenta: „Chyba jestem hetero… Albo może bi? Nie wiem, trudno mi powiedzieć”. Wszystko jest rozmyte. A gdy ktoś nie wie, co lubi i co jest dla niego dobre, to bardzo łatwo skręca w stronę ryzykownych sytuacji i zachowań. Robi rzeczy, których później żałuje i po których czuje się źle.
Przy czym wielu z nas miewa problem z odpowiedzią na pytanie „kim jestem?” – to nic złego, z czasem odkrywamy siebie, ale mamy już jakiś zarys. Osoba z borderline czuje w tym miejscu jedynie ogromną pustkę.
- I dlatego tak mocno szuka swojego odbicia w każdym zachowaniu z zewnątrz?
- Oraz przeraźliwie boi się odrzucenia. Widać to w relacjach, jakie buduje – w związkach pełnych ekstremalnych uczuć, ale też walki, by partner nigdy nie odszedł. On poniekąd tę pustkę wypełnia.
- Partnerzy osób z borderline opowiadali mi także, że te pełne emocji relacje, zwłaszcza na początku, były niezwykle ekscytujące. Burzliwe, ale i uzależniające.
- Tak, bo ktoś z borderline potrafi być charyzmatyczny, pociągający, ciekawy. Jest pełen pasji, we wszystko angażuje się na sto procent. Związek z nim to przeciwieństwo rutyny, nudy. Gdy jest dobrze, to wydaje się, że lepiej być nie może. Jednak w tym przypadku zwykle szybko okazuje się, że para żyje jak na rolercoasterze. Błahe sprawy urastają do rangi największych dramatów. Obok momentów szczęścia są chwile karczemnych awantur, scen zazdrości. To może być uzależniające dla obu stron, ale na pewnym etapie partner z zaburzeniem borderline nie będzie już w stanie wyobrazić sobie życia bez tej drugiej osoby. Awantury zresztą bardzo często biorą się właśnie ze strachu przed utratą miłości.
- Youtuberka Sandra Martyna Lucja, która również ma borderline, opowiadała na kanale, że nie potrafiła sobie poradzić z hobby partnera – graniem w gry komputerowe. On wcale nie poświęcał na to aż tak dużo czasu, nie zaniedbywał jej. Ale ona i tak chciała, żeby przestał się tym zajmować.
- Zapewne bolało ją, że w ogóle coś innego angażuje jej partnera. Automatycznie pojawiały się myśli typu: „Nie jestem już tak ważna, on ma coś innego, lepszego niż ja”.
- Były więc prośby, płacze, groźby, awantury. Pewnego razu, gdy wiedziała, że grał, przez cały wieczór i noc, dzwoniła do niego. Wykonała jakieś 400 połączeń, na zmianę żądając i błagając, by przestał grać.
- To jest właśnie przykład na błahą – z naszego punktu widzenia – rzecz, która dla niej zmieniła się niemalże w sprawę życia i śmierci. Partner nie spełnia jej warunków, a więc: ignoruje ją, nie liczy się z nią, nie poświęca jej uwagi.
- Skrajnie zaborcze podejście.
- Podszyte przekonaniem, że jeśli on nie poświęca jej tyle uwagi, ile ona chce, to na pewno przestaje ją kochać. Strach przed odrzuceniem w tej sytuacji jest tak silny, że podpowiada najróżniejsze, skrajne formy działania. Manipulacje, szpiegowanie, szantaże, nawet grożenie samobójstwem. Ale jako że przeplata się to z absolutnie cudownymi chwilami, nawet taki trudny i wyczerpujący dla obu stron związek może trwać.
- Bo wiele osób też wierzy w taką wizję prawdziwej miłości – prowadzącej wręcz do szaleństwa. Romantyzujemy tego typu pary, choćby w filmach.
- Jednak w prawdziwym życiu, jeśli osoba z borderline nie podejmie terapii, ten związek będzie po prostu wypełniony cierpieniem. Tak jest najczęściej.
- A dlaczego w ogóle tak jest? Znamy przyczyny występowania tego zaburzenia?
- W pewnym stopniu chwiejność emocjonalna, czyli niestabilny układ nerwowy, jest dziedziczony. Nie znaczy to, że dostajemy w genach cały pakiet zaburzenia. U osób z borderline w wywiadach lekarskich powtarza się często jakiś rodzaj poranienia w bliskich relacjach z przeszłości, w rodzinie. Może być to chłód emocjonalny rodziców, dorastanie w domu, gdzie nikt nie był zainteresowany rozwijającym się dzieckiem lub to zainteresowanie okazywało się zbyt małe do jego potrzeb. Mogą być to także sytuacje przemocowe, z ogromną traumą w tle. Pojawia się też brak stabilności. Rodzic nie musi mieć wcale borderline, ale mimo to świat jego i dziecka okazywał zawsze się bardzo chwiejny. Nie było czego się złapać. Oczywiście każdą osobę musimy traktować indywidualnie, nie ma tu jednego jasnego wzoru prowadzącego do zaburzenia.
- Brak stabilności to też brak poczucia bezpieczeństwa.
- Tak, w takich warunkach u dziecka wykształca się ogromna, desperacka wręcz potrzeba bezpieczeństwa, ciepła, bliskości. Jednak później dorosłe osoby z borderline szukają tego wszystkiego w niewłaściwy sposób i zamiast przyciągać, odpychają od siebie ludzi. Trochę tak, jakby w każdej sytuacji krzyczały: „Daj mi to wszystko natychmiast, ja tego potrzebuję!!!”.
- Co najczęściej sprawia, że osoba z borderline zaczyna szukać pomocy w gabinecie psychiatry czy psychologa?
- Odpowiadając ogólnie – cierpienie. Tacy pacjenci pojawiają się w gabinecie z powodu głębokiego cierpienia, jakiego doświadczają, a wraz z nim obniżonego nastroju, myśli samobójczych. Czasem już po próbie samobójczej. Zdarza się, że przychodzą w towarzystwie rodziców albo partnera i to najbliżsi są motorem podjęcia decyzji o leczeniu. Przychodzą w kryzysie, czyli w stanie silnego stresu emocjonalnego, braku równowagi psychicznej. Rzadko pojawia się gabinecie ktoś stabilny, kto np. przeczytał artykuł i rozpoznał u siebie jakieś zachowania, więc pomyślał, że może warto coś z tym zrobić. Częściej jest to osoba, która potrzebuje pomocy od razu.
- I jak można jej pomóc?
- Jeśli pacjent pojawia się w kryzysie, to często na początku włącza się leczenie farmakologiczne, które pomoże w jakimś stopniu ten stan zażegnać. Przykładowo: jeśli dominuje u niego silne obniżenie nastroju, chcemy, żeby ten nastrój się ustabilizował. Jeśli większym problemem tu i teraz są bardzo impulsywne działania, próbujemy je wytonować. Stosuje się do tego leki przeciwdepresyjne, stabilizatory nastroju, czasem leki przeciwpsychotyczne – i najczęściej przynosi to pewne efekty. Kryzys się kończy. Ale na chwilę. Prędzej czy później przyjdzie kolejny, więc takie leczenie nie wystarcza, jest tylko doraźne. Jeśli pacjent chce sobie pomóc, musi pracować z psychologiem czy psychoterapeutą.
- W jakim nurcie powinna być prowadzona terapia przy tym zaburzeniu?
- To zależy – od tego, z jaką osobą pracujemy i jakie efekty chcemy osiągnąć. Nurt psychodynamiczny zakłada głęboką pracę, sięganie do korzeni, do tego, co działo się w dzieciństwie. Możemy w ten sposób pomóc pacjentowi, który będzie już ustabilizowany, np. po włączeniu farmakologii. W przeciwnym razie narażamy go na kolejny kryzys, na coś, z czym sobie w danej chwili nie poradzi. Czasem najpierw niezbędna jest nieco płytsza praca – choćby w terapii behawioralnej, np. gdy chcemy pracować nad samooceną pacjenta, bo nie jest w stanie spojrzeć na siebie inaczej, niż przez pryzmat samych najgorszych cech. W takim stanie również nie będzie miał siły na jakiekolwiek działania.
Niektórzy psychoterapeuci pracują w nurcie eklektycznym, dobierając narzędzia i metody w zależności od sytuacji. Nie ma jednej, uniwersalnej recepty przy tym zaburzeniu, bo nie ma dwóch takich samych osób.
- Ile może trwać taka terapia?
- To jest trudne pytanie. Zdarza się, że pacjenci pozostają w terapii przez wiele lat. Ale często też ją zrywają. Ich niestabilność przenosi się na relacje z lekarzami czy psychoterapeutami. Z reguły jednak po czasie widzą, jakie terapia przynosi efekty i uczą się, że pewne ich reakcje są nadmierne. Elementem pomocy jest także psychoedukacja, która daje wgląd w schematy, wzory zachowań. Dzięki temu po jakimś okresie terapii pacjent wypracowuje pewien dystans, potrafi odczytać, co się dzieje i powstrzymać się, by nie iść za impulsem, który każe mu np. natychmiast zrezygnować z tych spotkań. Pracujemy z bardzo wrażliwymi ludźmi i zawsze musimy o tym pamiętać.
- Co mogą zrobić bliscy osób z borderline? Jak pomóc na co dzień?
- Na pewno pomocna będzie wiedza o tym, z czym wiąże się takie zaburzenie osobowości. Ważne jest też, by umieć rozpoznawać kryzys i namawiać bliską osobę do skorzystania z jakiejś formy pomocy. Osoba z borderline w kryzysie, pozostawiona sama sobie, może być dla siebie samej niebezpieczna.
- Kilka razy usłyszałam, że diagnoza, choć późna, przyniosła jednak ulgę.
- Tak, to jest uzasadnione. Bo nagle okazuje się, że jest coś, co wszystko tłumaczy. Poza tym: dowiaduję się, że nie jestem sam. Pacjenci – nie tylko z tym zaburzeniem – często odczuwają ulgę, gdy słyszą, że nie są jedyni na świecie z takimi problemami. Nie są najgorsi, beznadziejni. Mogą nad tym pracować. To też element terapeutyczny. Oczywiście trudności nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w cały proces trzeba włożyć wysiłek, to nie jest łatwa droga – nie ma się co oszukiwać. Ale warto to zrobić, bo efekty zaczną być z czasem widoczne.
Dr n. med. Maciej Klimarczyk
psychiatra, seksuolog, www.psychiatrabydgoszcz.pl. Na YouTubie prowadzi kanał promujący zdrowie psychiczne i seksualne. W tym roku ukazała się jego debiutancka powieść - thriller psychologiczny, pt.: „Śpiewaczka” (Wydawnictwo Literackie).