Ostatni felieton biskupa Tadeusza Pieronka: Jaki wiatr, taka polityka
To ostatni felieton, jaki w środę 26 grudnia o godz. 18.21, z numerem 741, przysłał do redakcji ksiądz biskup Tadeusz Pieronek. Bardzo, bardzo solidnie zawsze przysyłał go w środę rano, czasem już we wtorek, a czasem gdy miał kłopoty z internetem lub wyjeżdżał za granicę, pośredniczyli w tym znajomi, ale nigdy nie spóźnił, nigdy nie zawiódł redakcji. Sumitował się, że to przecież Święta, że trochę się pochorował... A potem przyszła ta smutna wiadomość o Jego śmierci.
Wiatr to jeden z żywiołów, dysponujący siłą, której człowiek nie potrafi opanować. W Polsce w odchodzącym roku byliśmy świadkami wielu klęsk żywiołowych, spowodowanych wyjątkowo gwałtownymi nawałnicami, które dokonały spustoszenia, wyrywając i łamiąc drzewa na obszarze setek hektarów lasów, a także niszcząc domy mieszkalne i zabudowę gospodarczą wielu rodzin. Podobnych zdarzeń jest na świecie wiele, by wspomnieć znane wszystkim pożary w Kalifornii, w których główną rolę niszczycielską odegrały wiatry.
Takich katastrof nie można przewidzieć, ponieważ żywioł wiatru jest nieobliczalny. Siłom natury trudno sprostać, można się tylko bronić przed nimi, zabezpieczając jedynie to, co jest przewidywalne.
Oczywiście, nie można się za to obrażać na wiatr, bo świat zawdzięcza mu bardzo dużo. Jest przecież dawcą plonów ziemi, ponieważ pełni ważną rolę, będąc nosicielem życiodajnych pyłków, niezbędnych do życia świata roślinnego. W naszym codziennym życiu wykorzystujemy wiatr jako źródło energii, a nie możemy sobie nawet wyobrazić, jaką rolę pełni w tworzeniu klimatu.
Te uwagi dotyczące wiatru, jako żywiołu przyrody, można zastosować do działalności ludzkiej, zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym. Wydaje się, że rolę wiatru w życiu społecznym można przypisać, między innymi, działalności politycznej, ma ona bowiem – mutatis mutandis - te same właściwości, co wiatr.
Z jednej strony politycy pełnią rolę destrukcyjną, kiedy władzę, którą posiadają, wykorzystują dla celów prywatnych czy partyjnych i stają się przez to niebezpiecznym i nieprzewidywalnym huraganem, niszczącym to, co uznają za zaporę na trasie swojego marszu, nie patrząc na to, czy to co niszczą jest wartościowe, czy szkodliwe.
Ale przecież politycy mogą i potrafią, jeżeli tylko właściwie rozumieją, że zostali powołani do rządzenia krajem w taki sposób, by stale pomnażało się dobro wspólne, którego beneficjentem będzie każdy obywatel.
Patrząc z takiej perspektywy na bilans polskiej polityki wewnętrznej 2018 roku odnoszę wrażenie, że była ona przede wszystkim destruktywna. Ta destrukcja polegała na tzw. reformie polskiego systemu sądownictwa, oskarżonego o brak skuteczności działania i o uwolnienie petentów sądowych od nielegalnego powierzania ich spraw w trybunałach, przez „kastę sędziów”, sędziom spolegliwym i to na telefon przełożonego.
Reforma sądownictwa niewątpliwie była postulatem całego społeczeństwa, ponieważ miało ono wiele słabości, przy czym akcent kładziono przede wszystkim na niemrawość tego sądownictwa. Rządzący wykorzystali ten argument nie po to, by usprawnić działania sądów, ale po prostu na wymianę kadr, według znanego w PRL-u zapewnienia: „ Nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera”. Nabór nowych sędziów „miernych, ale wiernych”, wymagał wyrzucenia z judykatury ludzi mądrych i fachowych, przez wyznaczenie im niższej granicy wieku wymaganego do emerytury, co było naruszeniem polskiej Konstytucji. Usiłowano pozbawić panią Gersdorf tytułu i funkcji pierwszej przewodniczącej Sądu Najwyższego, wbrew jasnym zapisom Konstytucji.
Już dawno pozbawiono Trybunał Konstytucyjny praworządnego działania. Doszło też do zniszczenia Krajowej Rady Sądownictwa i jeszcze wcześniej do czystek w sądach powszechnych.
Władze informowały – nawet kiedy Polska została pozwana przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, która miała do tego uprawnienia unijne – że będą się zastanawiały, czy dostosować się do decyzji Trybunału, czy nie. Upierały się, że mają prawo do regulowania po swojemu polskiego sądownictwa. Że mają prawo, nie ulega wątpliwości, ale musi to być zgodne z Konstytucją i prawem unijnym.
Aliści, przed kilku dniami powiał w Polsce nowy wiaterek i rząd oznajmił, że czuje się bliski Unii Europejskiej i uszanuje orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Do ostatnich minut prezydent RP czekał na podpisanie nowej wersji ustawy o Sądzie Najwyższym, przyjmującej postulaty Trybunału w Luksemburgu. Była to gorzka porażka „reformatorów”, którzy w pewnym sensie muszą skonstruować na nowo polskie sądownictwo. Kto sieje wiatr, zbiera burzę.