Ostatni lot „Puszczyka”
Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski" przypominają. Franciszek Solarz, „Puszczyk” był jedynym z członków organizacji niepodległościowej „Międzymorze”, który uniknął aresztowania w obławie z kwietnia 1948 r. Sześć lat później został rozstrzelany na Montelupich.
Rok 1948 to czas gwałtownego rozwoju wyjątkowej formy oporu przeciwko komunistycznej władzy, jaką były młodzieżowe organizacje konspiracyjne. Mówiono na nich: młodsi bracia akowców. Gdy ci starsi już nie żyli, siedzieli w więzieniach lub zrezygnowani odżegnywali się od grożącej represjami działalności, to pełni zapału i młodzieńczego buntu uczniowie szkół średnich, a czasem nawet podstawówek, uznawali, że nadszedł ich czas. Oblicza się, że łącznie ok. 10 tysięcy nastolatków i dwudziestolatków współtworzyło ok. 1000 organizacji. Większość z nich stawiała sobie dalekosiężne cele, produkowali ulotki, dążyli do zdobycia broni, czasem wykonywali poważniejsze akcje przeciwko reżimowi. Często też, niestety, wpadali, a za swój sprzeciw wobec dyktatury płacili surową karę więzienia i utraty najlepszych lat życia.
Jedną z takich organizacji było „Międzymorze”, założone wiosną 1948 r. Jej inicjatorem był Edward Baran „Karpacki” z podtarnowskiej Karwodrzy, zastępowy ZHP i uczeń liceum mechanicznego w Dębicy. Nadał jej nazwę nawiązującą do przedwojennych mocarstwowych koncepcji Polski, jako kraju dominującego w Europie Środkowej, między Bałtykiem a Morzem Czarnym. W skład organizacji weszło trzynaście osób, w wieku od 15 do 24 lat, w tym dwie dziewczyny. Byli to w większości uczniowie tarnowskich i dębickich szkół średnich, pochodzący z kilku wiosek na południe od Tarnowa. Połowa z nich należała do harcerstwa. Jednym z nich był dwudziestoletni Franciszek Solarz „Puszczyk” z Karwodrzy, uczeń Szkoły Mechanicznej w Tarnowie.
„Karpacki” podzielił członków „Międzymorza” na kilka grup: wypadową (do akcji zbrojnych), wywiadu, łączności, gospodarczą i sanitarną. Realna działalność organizacji ograniczała się do rozwieszania ulotek i do zbiórek, na których kreślono ambitne plany kolejnych akcji. Mieli kilka karabinów, chcieli zdobyć więcej. Próba odebrania broni dwóm gospodarzom z Karwodrzy nie powiodła się - w żadnym z domów broni nie znaleźli, za to gospodarze dali znać o „napadach” milicji.
Nieustanna ucieczka
Na koniec jednej ze zbiórek oddano na przechowanie karabin najmłodszemu, niespełna piętnastoletniemu członkowi grupy, noszącemu ps. „Skowronek”. Pełen zapału chłopak zaniósł go w ukryciu do domu w Tarnowie. W sytuacji zorientował się jednak jego ojciec. Przerażony możliwymi konsekwencjami zaprowadził syna do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. „Skowronek” zeznał wszystko co wiedział o organizacji. Ojciec być może uchronił syna, ale pozostałych skazał na ciężkie śledztwo i surowe represje.
W nocy z 6 na 7 kwietnia UB zatrzymał jedenastu członków grupy. Wszyscy, również dziewczyny, byli w śledztwie torturowani. Połamane żebra, wybite zęby, łamane palce. Po śledztwie proces, kary od 5 do 15 lat pozbawienia wolności, później dalsze szykany. Ostatni, organizator, opuścił więzienie pod koniec 1955 r.
Tylko jeden tej nocy uniknął aresztowania, Franciszek Solarz. W kontekście jego dalszych losów można się zastanawiać, czy rzeczywiście dopisało mu wówczas szczęście. Poszukiwany przez UB „Puszczyk” zaczął się ukrywać na pograniczu powiatów tarnowskiego i gorlickiego. Schronienia i żywności udzielali mu zaprzyjaźnieni gospodarze. W tym czasie używał pseudonimów „Zawisza” i „Heniek”. Wkrótce nawiązał kontakt z ukrywającym się przed władzą Władysławem Niemcem „Zagłobą”. Odtąd działali razem, przeprowadzając rekwizycje w sklepach spółdzielczych czy instytucjach państwowych, żeby zdobyć środki na utrzymanie. Władza zarzucała mu później przeprowadzenie łącznie 24 akcji na sklepy spółdzielcze.
Nie był to oddział partyzancki, ale rodzaj grupy przetrwania, próby uniknięcia aresztowania przez osoby ścigane za swoją wcześniejszą działalność niepodległościową. Z pewnością członkowie grupy wpisywali się jednak w zjawisko określane potocznie mianem „żołnierzy wyklętych”. Ścigani przez milicję, UB czy ORMO, bronili się. W lutym 1949 r., po napadzie na sklep spółdzielczy w Szynwałdzie, ormowcy z Tuchowa otoczyli w Karwodrzy dom rodzinny „Puszczyka”, który w tym czasie z „Zagłobą” ukrywał się w piwnicy. Uciekli, raniąc jednego z ormowców, postrzelony został również brat Franciszka, Tadeusz Solarz. Warto dodać, że Tadeusz, który w czasie wojny został wywieziony na roboty do Rzeszy, był jego jedynym bliskim krewnym. Najstarszy z braci zginął w partyzantce, a rodzice, siostra i trzech braci zostali zamordowani przez Niemców w odwecie za zaangażowanie rodziny w AK.
Franciszek Solarz miał więcej utarczek z ormowcami i milicjantami. Był ścigany, strzelano do niego, więc i on strzelał. W kwietniu 1949 r. postrzelili z Niemcem milicjanta w Łużnej, a w maju 1950 r. milicjanta z Tuchowa. Wiosną 1950 r. Solarz pobił ormowca z Ołpin, a jesienią ormowców w Olszynach i Bieśnej. W marcu 1951 r. doszło do potyczki grupy MO z Niemcem i Solarzem. Zginął komendant posterunku MO w Łużnej. W maju tego roku Władysław Niemiec został zastrzelony przez milicjantów podczas próby aresztowania. Solarz z dwójką współpracowników pobił później ormowców odpowiedzialnych jego zdaniem za śmierć towarzysza.
Jednocześnie Solarz jak mógł szkodził lokalnej władzy i podważał autorytet reżimu. Zrzucał w sklepach ze ścian portrety Stalina i polskich kacyków z PZPR.
Zniszczył w Rożnowicach wyposażenie zlewni mleka, bo chłopi narzekali na za wysokie kontyngenty. Sprzeciwiał się akcji kolektywizacji, czyli tworzenia spółdzielni produkcyjnych. W sierpniu 1952 r. z kilkoma współpracownikami uwięził partyjniaków, którzy agitowali za budową spółdzielni w Burzynie koło Tuchowa, oraz miejscowego działacza PZPR. Wszystkich wychłostano, zmuszono do rozbicia sklepu spółdzielczego i wyniesienia towarów do lasu.
Następnie Solarz kazał im wypić wódkę i wznosić okrzyki „Niech żyje Anders!” oraz „Precz z komuną!”, a potem puścił ich wolno.
Tragiczny finał
„Puszczyk” zdawał sobie sprawę, że jego szczęście w końcu się skończy, nie miał jednak możliwości powrotu do normalnego życia. W październiku 1951 r. napisał list do Bolesława Bieruta z prośbą o ułaskawienia, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Ostatnie napady miały najprawdopodobniej na celu zdobycie środków umożliwiających wyrobienie fałszywych dokumentów i ucieczkę, może na ziemie zachodnie, może nawet za granicę. Planów tych nie zdążył zrealizować.
Aresztowano go kilka dni po akcji w Burzynie, 1 września 1952 r., ponad cztery lata po rozbiciu „Międzymorza”. Po rocznym śledztwie odbył się proces, na którym sądzono oprócz Solarza dwóch jego towarzyszy z ostatniego okresu ukrywania się. W przeciwieństwie do „Puszczyka” do życia w ukryciu zmusiły ich jednak działania o kryminalnej, nie niepodległościowej naturze. To Solarz decydował o „politycznych” działaniach, takich jak napady na sklepy spółdzielcze czy występowanie przeciwko spółdzielniom produkcyjnym.
Na rozprawie Solarz przyznał się do zarzucanych mu czynów, może nawet i do takich, których nie popełnił. Mówił: „przyznawałem się do wszystkich stawianych mi zarzutów, mimo, że ich nie pamiętałem, bo nie przywiązywałem do tego wagi, czy jeden napad mniej, czy jeden napad więcej”.
Został skazany na karę śmierci. Nie było ułaskawienia. Wyrok wykonano w krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich 6 marca 1954 r. Był to jeden z ostatnich wyroków śmierci „żołnierzy wyklętych” w Małopolsce. W tym czasie większość jego współpracowników z „Międzymorza” była już na wolności.
Podobnie jak wielu innych zamordowanych żołnierzy podziemia, Franciszek Solarz został pogrzebany w nieoznaczonym miejscu na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Rodziny nie powiadomiono ani o wykonaniu wyroku, ani o pochówku. Krakowski Oddział IPN planuje rozpocząć w najbliższym czasie prace poszukiwawcze, zmierzające do wydobycia i zidentyfikowania jego szczątków, tak, żeby po kilkudziesięciu latach sprawić mu godny pogrzeb.