Ostatni ludzie Czarnobyla żyją bez prądu, wody i lekarza, ale są szczęśliwi
Po 32 latach od katastrofy w Czarnobylskiej Strefie Zamkniętej, uważanej za skażoną, wciąż mieszkają ludzie. Pomimo zakazów i wszelkich przeciwności losu nie porzucili swych rodzinnych domów. Ich przykład pokazuje, że można być szczęśliwym, nie mając praktycznie żadnych dóbr materialnych.
Wszystkich ich zna osobiście ostrowski podróżnik Krystian Machnik. Niedawno zorganizował zbiórkę pieniędzy i dostarczył im produkty żywnościowe. Podczas akcji nakręcono film „Ostatni ludzie Czarnobyla”. Jego premiera odbyła się w ramach cyklu Śladami Ostrowskich Globtroterów. Była okazją do rozmów na temat ludzi, dla których własny dom jest ważniejszy od „niewidzialnego wroga”.
Krystian Machnik urodził się trzy lata po katastrofie elektrowni atomowej w Czarnobylu. Nie może więc pamiętać smaku płynu Lugola, który podawano wtedy dzieciom. Z relacji braci wie, że był paskudny. Dziś jest najlepszym znawcą tematu w Polsce. W rejonie Czarnobyla spędził łącznie około 180 dni. Bywa, że jedzie tam nawet 3 razy w miesiącu. Właśnie wrócił z 52 wyprawy.
- Zaledwie 3 kilometry od elektrowni znajdowało się 50-tysięczne miasto Prypeć. Było to wzorcowe miasto ZSRR, ze średnią wieku 27,5 lat, kilkoma krytymi basenami i 16 przedszkolami. Na jednej z głównych ulic widniał napis „Niech atom będzie robotnikiem, a nie żołnierzem”. Miasto to, zwane radzieckim Las Vegas, funkcjonowało tylko 16 lat.
Decyzja o ewakuacji zapadła dopiero następnego dnia po wybuchu. W mieście odbyło się jeszcze 6 wesel. Potem w ciągu 3 godzin 1000 autobusów wywiozło wszystkich. Nie mówiono dokąd jadą. Mieli wrócić za 3 dni, nie wrócili do dziś - mówi ostrowianin.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień