Małgorzata Oberlan

Ostatnia droga zmarłych na Covid. "Cierpienie bliskich jest podwójne"

Toruń, maj 2020 roku. Pogrzeb Katarzyny Zawady, zmarłej na koronawirusa pielęgniarki. Ogromny ból bliskich, pełen reżim sanitarny. Fot. Grzegorz Olkowski Toruń, maj 2020 roku. Pogrzeb Katarzyny Zawady, zmarłej na koronawirusa pielęgniarki. Ogromny ból bliskich, pełen reżim sanitarny.
Małgorzata Oberlan

Od początku pandemii zmarło w Polsce na koronawirusa blisko 2300 osób. Umierających w szpitalu nie miał prawa odwiedzić nikt bliskich. Zwłok nie identyfikują nawet pracownicy zakładów pogrzebowych. Trumien się nie otwiera...

- Tak, to podwójne, ogromne cierpienie bliskich takich zmarłych. Obserwujemy to miesiąc po miesiącu - mówi Bartłomiej Sobczak, przedsiębiorca pogrzebowy z Torunia, którego firma wykonała już kilkadziesiąt pochówków osób zmarłych na Covid-19.

Jak wygląda sytuacja z punktu widzenia zakładów pogrzebowych? W marcu stanęły przed wyzwaniami, których mogły się podjąć jedynie posiadając odpowiednie zaplecze techniczne, finansowe, personalne. Po pierwsze, podejmujące się takich pochówków firmy muszą działać w najwyższym reżimie sanitarnym.

Bez identyfikacji zwłok w szpitalu

Gdy chory na koronawirusa umiera w szpitalu jednoimiennym zakaźnym, takim jak np. Regionalny Szpital Wielospecjalistyczny im. dr. W. Biegańskiego w Grudziądzu, wyjeżdża po jego ciało ekipa zakładowa w pełnym rynsztunku. -Wszyscy pracownicy udający się do szpitalnego prosektorium muszą być ubrani w specjalne kombinezony i wyposażeni w gogle, ochraniacze na buty, rękawiczki, maski itd. Inaczej zwłoki nie zostaną im wydane - podkreśla Bartłomiej Sobczak.

Dodajmy, że te środki ochrony osobistej zakłady pogrzebowe kupowały w marcu, kwietniu, czyli w początkowej fazie epidemii. Nie dość, że produktów tego typu dramatycznie na rynku brakowało, to dodatkowo ich ceny oszalały. Kosztujące wcześniej 25 zł pudełko jednorazowych rękawiczek nagle osiągnęło cenę 60 zł. Zwykła maseczka, dotąd dostępna za 30-50 groszy, kosztowała już 5 zł. Kombinezony, teoretycznie wielorazowe, które jednak np. firma Sotor Bartłomieja Sobczaka używa dla bezpieczeństwa jako jednorazowych, osiągnęły cenę 300 zł. - W skali jednego miesiąca na te środki wydałem blisko 15 tysięcy złotych - wspomina przedsiębiorca.

-Tak odebrane ciało umieszczamy w specjalnie przygotowanej trumnie, którą zamykamy i dezynfekujemy. Otwierać jej już nie można. Ze zrozumiałych względów nie ma tutaj mowy o tradycyjnie przyjętym ubieraniu zmarłego. Więcej, nie ma też mowy o ostatnim pożegnaniu. Stąd też spotęgowany ból bliskich, który musimy mieć na uwadze - dodaje Bartłomiej Sobczak.

Pogrzeb odłożony w czasie nawet na kwartał

Odebrane ze szpitala ciało karawan przewozi do siedziby zakładu pogrzebowego. Zaraz po tym musi być dokładnie zdezynfekowany; identycznie jak sprzęty i pomieszczenie zakładu. W 8 na 10 przypadków zmarły na Covid-19 jest poddawany kremacji - takie są przynajmniej doświadczenia toruńskiej firmy Sotor.

- Ta forma pochówku pozwala rodzinom zmarłych odłożyć pogrzeb w czasie. Działo się tak w pandemii bardzo często. Mieliśmy na przykład zmarłych i skremowanych w marcu lub kwietniu, którzy chowani byli w czerwcu. Powodem były zamknięte granice krajów, wstrzymane loty i niemożność dotarcia do Polski bliskich członków rodziny - tłumaczy Bartłomiej Sobczak.

W przypadku, gdy organizowano pogrzeb tradycyjny, jego datę często przekładano o tydzień lub dwa. Dlaczego? By poczekać na wyniki testów na koronawirusa u rodziny zmarłego i decyzję sanepidu, czy musi ona pozostać w domowej kwarantannie czy nie.

W takiej sytuacji znalazły się w kwietniu np. dwie torunianki - pani Teresa i jej wnuczka Wiktoria. To matka i córka 41-letniej Małgorzaty, która zmarła na Covid-19 w grudziądzkim szpitalu. W jej pogrzebie uczestniczyć mogła siostra, ale już wspomniane dwie kobiety nie. Ponieważ decyzją sanepidu pozostać miały w kwarantannie, na cmentarz wyjść nie mogły. - To potęgowało cierpienie. Rzecz nie do opisania - podkreślała w rozmowie z nami siostra zmarłej.

W domu chociaż pożegnanie

Nieco lżej przechodzi śmierć chorego na koronawirusa rodzina osoby, która umiera w domu, w trakcie kwarantanny. Bartłomiej Sobczak i jego pracownicy takie sytuacje już obserwowali. -Wtedy przynajmniej bliscy mają szanse na pożegnanie odchodzącego członka rodziny - podkreśla przedsiębiorca.

Ekipa pogrzebowa odbierająca ciało zmarłego z domu również zobowiązana jest zachować najwyższy poziom sanitarnego reżimu. Do mieszkania udaje się w takim samym pełnym rynsztunku jak do szpitala. W domu zdezynfekować musi dokładnie pomieszczenie, każdy sprzęt. Zwłoki natomiast sama dezynfekuje, owija w płótno lub podwójny worek medyczny, umieszcza w trumnie, którą dezynfekuje i zamyka. Raz na zawsze.

- Obowiązuje też absolutny zakaz zbierania się ludzi w pomieszczeniu, w którym leżą zwłoki oraz zakaz ich dotykania poza czynnościami niezbędnymi do przygotowania ciała do pochówku. Na dnie trumny mamy obowiązek umieszczania specjalistycznej substancji płynochłonnej o grubości 5 centymetrów. Następnie odkazić musimy każdy przedmiot, z którym zmarły miał styczność. Na koniec - nasz karawan - wylicza Bartłomiej Sobczak.

Najpierw strach, dziś rutyna i empatia

Pierwsze tygodnie pandemii były trudne także dla samej branży pogrzebowej. Pracownicy mieli prawo odczuwać strach przed kontaktem z koronawirusem.

-Na początku pandemii sprawę swoim pracownikom postawiłem jasno. Zapytałem wprost, kto zgadza się jeździć po odbiór zwłok zmarłych na Covid-19. Niektórzy odmówili - wspomina Bartłomiej Sobczak.

Już po kilku tygodniach jednak większość tych z obawami przemogła się i podjęła takie obowiązki. Dlaczego? Z jednej strony widzieli, że ich koledzy je wykonują, nie zarażają się, funkcjonują normalnie. Z drugiej zaś, nie czarujmy się, do wszystkich docierały wieści o znajomych, którzy potracili pracę, wysłani zostali na przymusowe postojowe, albo pozbawienie zostali części wynagrodzeń. Taka kryzysowa sytuacja na rynku pracy wymusiła po prostu zgodę na podejmowanie się zawodowych zadań wiążących się z ryzykiem.

Dziś, przynajmniej w przypadku opisywanego zakładu, dominuje dobrze pojęta rutyna w działaniu. - I empatia, która zawsze jest potrzebna w relacjach z rodzinami zmarłych, ale w przypadku bliskich zmarłych na koronawirusa musi być na najwyższym możliwym poziomie - mówi przedsiębiorca pogrzebowy. Zaznacza też od razu, że kosztów związanych z pandemią absolutnie nie przerzucił na klientów.

Rzecznik w imieniu rodzin zmarłych

Już w kwietniu br. Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, sygnalizował, że wprawdzie znowelizowane przepisy nie zakazują wprost okazywania zwłok zmarłego na chorobę COVID-19 członkom rodziny, jednak w praktyce szpitale - kierując się zaleceniami wynikającymi z postanowień § 5a ust. 1 pkt 3 rozporządzenia ministra zdrowia - odmawiają tego bliskim. Rodzi to zrozumiałe rozgoryczenie i żal po stronie członków rodziny zmarłego.

"Zdaję sobie sprawę, że w związku z niebezpieczeństwem szerzenia się choroby COVID-19 zasady postępowania ze zwłokami osób zmarłych na tę chorobę muszą zawierać pewne rygory, które zagwarantują bezpieczeństwo sanitarne. Należałoby jednak wprowadzić choćby namiastkę standardowej identyfikacji w stosunku do zwłok osoby zmarłej na chorobę COVID-19. Rodziny osób zmarłych postulują, aby dopuścić możliwość wykonania zdjęcia zwłok w trumnie przed jej zamknięciem. Obecnie obowiązujące przepisy nie zezwalają na wykonanie tego rodzaju czynności" – napisał RPO Adam Bodnar.

Z relacji Bartłomieja Sobczaka wynika, że przynajmniej w Kujawsko-Pomorskiem postulowane wykonanie zdjęć zwłok w trumnie nie jest jednak możliwe.

WARTO WIEDZIEĆ:

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.