Moja pracownica wystawiała klientom zlecenia, nie informując mnie o tym, brała zaliczki i przywłaszczała sobie pieniądze. Straciłem w ten sposób ponad 100 000 zł - twierdzi znany ostrołęcki przedsiębiorca.
- Nadal zgłaszają się do mnie kolejni oszukani kontrahenci - mówi przedsiębiorca.
Barbara (imię zmienione - przyp. red.) na początku 2020 roku podjęła pracę w jednej z ostrołęckich firm. Klienci wyrażali się o niej w superlatywach.
- Zamawiałem usługę w tej firmie. Pani Barbara była bardzo konkretna, ustaliliśmy cenę oraz formę zapłaty. Po jakimś czasie, kiedy przedłużała się realizacja usługi, a ja dopytywałem o powody, pani Barbara zaczęła wymyślać wymówki, na przykład związane z covidem, dlaczego usługa nie została wykonana, co w końcu wzbudziło moją czujność - mówi nam jeden z klientów firmy (prosi o anonimowość).
Okazało się, że kobieta pobierała od klientów pieniądze na poczet przyszłej usługi, ale nie trafiały one do kasy firmy, a do jej kieszeni lub na jej konto bankowe.
Właściciel firmy nie kryje rozgoryczenia. Zgłosił sprawę do prokuratury, a nam opowiedział jak wyglądała współpraca z Barbarą.
Kobieta zatrudniła się w firmie w styczniu 2020 roku. Do jej obowiązków należało udzielanie informacji o usługach firmy, przyjmowanie i podpisywanie zleceń z klientami, dokonywanie wycen zamawianych usług, zamawianie komponentów, informowanie zleceniodawców o postępach prac, przypominanie klientom o terminach płatności.
Ukradła, ale obiecała, że odda
- Przyjmowała także zaliczki na poczet zamówionych usług, które zobowiązana była natychmiast wpisać do raportu kasowego, a na koniec dnia rozliczyć się z gotówki. Początkowo to robiła, a później mówiła, że są to drobne kwoty i odbywało się to rzadziej - opowiada nam pan Zbigniew, właściciel firmy (imię zmienione - przyp. red.).
Pod koniec maja Barbara zwróciła się do swojego pracodawcy z propozycją, aby dał jej dostęp do programu księgowego. Powiedziała, że może wystawiać faktury, czym odciąży pracodawcę. Rzadko się zdarza, aby pracownik sam sobie dokładał pracy - niestety cel tego był inny, chodziło o dostęp do sytemu księgowania.
- Na przełomie sierpnia i września okazało się, że niektórzy nasi klienci zwlekają z opłaceniem faktur, wówczas Barbara zaczęła ich tłumaczyć, że mają trudności, ale zapłacą. Jednak poprosiłem księgową, aby zadzwoniła do niektórych.
Okazało się, że oni już dawno zapłacili, ale gotówką w biurze. Zaczęliśmy sprawdzać wszystkie dostępne na ten moment zlecenia i faktury z zaległościami
- opowiada Zbigniew.
Udało się ustalić i udowodnić, że Barbara przywłaszczyła sobie 43 000 zł. Pieniądze te należały do klientów, którzy wpłacali zaliczki na poczet usług w biurze firmy. Barbara przyznała się do przywłaszczenia wymienionej kwoty bez większych oporów, bowiem - jak dziś wiadomo - ukradziona przez nią kwota była dużo większa.
- Powołując się na swoją trudną sytuację rodzinną, życiową i problemy z byłym mężem, prosiła na wszystkie świętości, aby nie zgłaszać tego na policję. Powiedziała, że zobowiązuje się wszystko oddać, że wszystko odrobi, pozyska intratne zlecenia, że będę zadowolony z tego, że dałem jej taką szansę - wspomina Zbigniew.
I przystał na propozycję. Barbara złożyła oświadczenie, w którym przyznała się do przywłaszczenia pieniędzy i zobowiązała do ich zwrotu w określonym terminie. Ponadto zobowiązała się nie działać więcej na szkodę firmy.
Obiecała, ale…
- Wprowadziłem ścisłą kontrolę - druki zleceń z numeracją. Po podpisaniu zlecenia z klientem Barbara zobowiązana była do przedstawienia mi takiego zlecenia do podpisu, a wszelkie wpłaty i wypłaty miały był wpisane do raportu kasowego i przekazane do mnie - mówi o poczynionych zabezpieczeniach Zbigniew.
Trzeciej szansy nie dostała
Na niewiele się to zdało. 14 stycznia 2021 roku Zbigniew przypadkiem zauważył, że klient wpłaca pieniądze w kasie firmy, zapytana później Barbara twierdziła jednak, że nic takiego nie miało miejsca.
- Postanowiliśmy więc z księgową sprawdzić tę sytuację. Mimo iż na zleceniu prawdziwy telefon był zmieniony i zmienione nazwisko klienta, udało się je odczytać z adresu mailowego. Księgowa pod pretekstem księgowania wpłaty zadzwoniła do klienta. Okazało się, że to była już druga rata wpłaty za usługę, która jeszcze nie była wykonana.
Barbara zaprzeczała, że klient wpłacił jej pieniądze do kasy. Po konfrontacji z klientem jednak przyznała się i poprosiła o trzecią szansę
- opowiada właściciel firmy.
Nie mogło być mowy o trzeciej szansie.
Pan Zbigniew 15 stycznia zwolnił pracownicę. Ale to nie koniec problemów w firmie. Właściciel zaczął dzwonić do wszystkich klientów ze zleceń, które budziły wątpliwości.
Jak dotąd zgłosiło się ponad 30 oszukanych przez Barbarę klientów. Kwota, na jaką Barbara okradła firmę, przekracza 100 000 zł. Zbigniew złożył wniosek do prokuratury. Śledztwo prowadzi Prokuratura Rejonowa w Ostrowi Mazowieckiej.
Oszustwo na chorego syna
Udało nam się ustalić, że Barbara ma za sobą znacznie więcej oszustw, w części zakończonych wyrokiem sądowym. Z informacji, do których dotarliśmy wynika, że doprowadziła do problemów finansowych byłego męża, który musiał sprzedać gospodarstwo po rodzicach na długi, a także przekazał małżonce firmę, którą kobieta miała również zadłużyć.
Oszukała także dawnego kolegę mieszkającego w Ostrowi Mazowieckiej. Udało nam się z nim skontaktować.
Barbara i Tadeusz (imię zmienione) pracowali kiedyś razem w jednej firmie.
- Miałem bardzo dobre zdanie o Basi, znałem jej męża, wiem, że dobrze im się powodziło. Gdy więc kilka lat później, w 2017 roku, kiedy nasze zawodowe drogi już dawno się rozeszły, Basia zadzwoniła do mnie mówiąc, że potrzebuje szybko pożyczyć dużą sumę pieniędzy na operację syna, który miał wypadek i chcą mu amputować nogę, nie wahałem się. Przelałem łącznie 59 tysięcy zł w dwóch transzach - opowiada nam Tadeusz.
Kiedy jednak kontakt się urwał, a Barbara nie zamierzała pieniędzy zwrócić, zaczął podejrzewać, że został oszukany.
- Dowiedziałem się, że w podobny sposób próbowała oszukać innych naszych znajomych opowiadając tę samą historię. Oni nie dali się nabrać, ja niestety tak - mówi Tadeusz.
Wygrał, ale czy odzyska pieniądze?
W 2018 roku złożył doniesienie do prokuratury. Wstępnie prokurator wnosił o ugodę w postaci 2000 zł grzywny.
- To było po prostu śmieszne. Nie zgodziłem się na taką ugodę - komentuje.
Wynajął prawnika. Wniosek trafił do sądu rejonowego. Pan Tadeusz wnosił o wydanie wyroku skazującego. Udowodnił, że od 5 lipca do 13 lipca 2017 roku Barbara w celu osiągnięcia korzyści majątkowej wprowadziła pana Tadeusza w błąd, jakoby jej syn miał wypadek i potrzebował pieniędzy na operację ratującą go przed amputacją nogi, przez co mężczyzna pożyczył jej 59 tys. zł.
W toku postępowania kobieta przyznała się do winy, nie chciała jednak składać wyjaśnień. Ostatecznie zapadł wyrok skazujący kobietę na pozbawienie wolności na 6 miesięcy w zawieszeniu na dwa lata.
Drugie postępowanie sądowe toczyło się już na gruncie cywilnym. Zakończyło się wyrokiem nakazującym Barbarze zwrot pożyczonych, a w zasadzie wyłudzonych pieniędzy. Z tym może być jednak ciężko.
- W trakcie rozprawy karnej Barbara przyznała, że ma długi w wysokości miliona złotych.
Komornik licytuje obecnie jej dom pod Ostrołęką. Jednak ze względu na inne zobowiązania, także wobec państwa, pieniędzy pewnie dla mnie już nie starczy
- mówi nam pan Tadeusz.
Sam wydał już kilka tysięcy na prawnika i komornika.
Próbowaliśmy skontaktować się z panią Barbarą. Wstępnie zgodziła się z nami spotkać, jednak ostatecznie, po kilkakrotnym przekładaniu terminów spotkania, przestała odpisywać na nasze wiadomości. Do spotkania nie doszło. Wysłaliśmy pytania drogą mailową, ale nie uzyskaliśmy również na nie odpowiedzi.
Do tematu wrócimy.