Ostrzeżenie przed burzami na każdy telefon
Rząd chce zmiany systemu alarmującego przed niebezpieczeństwem. Samorządowcy są zdziwieni. A pomysłu Bydgoszczy nikt nie posłuchał.
Rośnie przerażenie po ostatnich nawałnicach - Lasy Państwowe już ogłosiły, że to największy taki pogrom drzewostanu w historii. Ludzie stracili życie, tysiące budynków jest zniszczonych.
Pojawia się refleksja i jedno pytanie - po co nam regionalne systemy ostrzegania uruchomione z wielkim hukiem na początku 2015 roku?
Co zawiodło?
- Nie chcę się chwalić, ale u nas wszystko od lat już działa, jak trzeba - mówi „Expressowi” Stanisław Gliszczyński, burmistrz Koronowa. - Taki system nie jest dla nas nowością. Problem polega na tym, że bez zasilania stacji przekaźnikowych telefonii komórkowej nie można informować mieszkańców SMS-ami o zagrożeniu. Podczas ostatniego posiedzenia sztabu kryzysowego u wojewody postulowaliśmy, żeby takie stacje obowiązkowo wyposażyć w agregaty. Tak samo jak stacje paliw. U nas z powodu braku prądu nie można było tankować przez dwa dni!
Piotr Kalamon, wiceburmistrz także mocno dotkniętego przez ostatnie nawałnice Nakła, mówi, że system ostrzegania... „jakoś działa”. - Dostajemy powiadomienia od wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego nie od wczoraj - mówi. - Oczywiście, przekazujemy te informacje przez naszą stronę internetową, media, radio... Mieszkańcy ostrzeżenia dostają.
Było 1,5 godziny...
- Prowadzę serwis pogodowy w Toruniu i dla centrum kujawsko-pomorskiego, publikowałem informacje o coraz silniejszej burzy. Jednak widzę, że nie było reakcji na bieżąco, a było co najmniej 1,5 godziny, aby na przykład ostrzec obóz harcerski w Borach Tucholskich - mówi Rafał Maszewski z katedry klimatologii UMK.
Kogo to obchodzi?
Kłopot polega jednak na tym, że to nie wykrywanie burz i nawałnic jest problemem, ale ostrzeganie przed nimi.
- Wnosiliśmy swoje uwagi do rządowego projektu ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej, ale bez rezultatu
- mówi Adam Dudziak, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego.
Tymczasem nie dalej jak wczoraj wprowadzenie nowego systemu regionalnego ostrzegania zapowiedział minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Ma on się opierać m.in. na wykorzystaniu mediów elektronicznych.
- Obecny system, i wojewódzki, i nasz, miejski, działa, ale mało osób bierze pod uwagę jego użyteczność, bo np. trzeba pobrać darmową aplikację na smartfona - mówi Adam Dudziak. - To zainteresowanie to poziom nieco ponad dwóch procent osób. Ludziom się wydaje, że pewne zjawiska ich nie dotyczą... Proponowaliśmy wprowadzenie do ustawy prostego rozwiązania, stosowanego w USA. To tym bardziej proste, że bierze w tym udział bydgoska firma. Ostrzeżenia o nadchodzących zjawiskach atmosferycznych są wysyłane na telefony komórkowe znajdujące się w zasięgu danej stacji telefonii komórkowej obejmującej zagrożony region - niezależnie od tego, czy ktoś chce dostawać takie powiadomienia, czy nie. Tyle tylko że stworzenie takiego systemu z operatorami sieci to już jest problem uregulowań prawnych na poziomie kraju. Nawiązując do ostatnich zdarzeń - przecież gdyby nasz pomysł już działał, na pewno ktoś w tym obozie harcerskim miałby telefon komórkowy przy sobie...
- Chodzi o to, żeby przede wszystkim była łączność. A więc trzeba ten system zbudować, wykorzystując media elektroniczne, wykorzystując telefonię komórkową - stwierdził wczoraj minister Błaszczak.
- Jak ktoś nie ma problemu, to tworzy kolejny problem ustawą - komentuje Paweł Skutecki, bydgoski poseł Kukiz’15. - Problemem nie jest system ostrzegania, ale reakcja władz. Pani premier przyjeżdża na miejsce dramatu i mówi, że się nic nie stało...
Agregaty...
Zgodnie z ustawą z końca 2016 roku wojewodowie zostaną zobowiązani do zmodernizowania systemu informowania, ostrzegania i alarmowania ludności o zagrożeniach, którego podstawowym elementem będą... syreny alarmowe. W tej chwili są one wykorzystywane tylko przy próbie ataku terrorystycznego.
- Rozmawialiśmy na ten temat z samorządowcami z województwa kujawsko-pomorskiego. Sprawa wygląda w ten sposób - stacje przekaźnikowe telefonii komórkowej nie są wyposażone w agregaty i w sytuacji braku dostępu do energii elektrycznej ten system pada - tłumaczył minister Błaszczak. Nowy system alarmowania ludności ma się opierać także na informacjach radiowych, graficznych i tekstowych w trakcie emisji programów telewizyjnych oraz w internecie. Kolejnym elementem systemu mają być wiadomości tekstowe lub poczta głosowa przesyłana na komórki.