Oszust nie miał litości. Wyłudził pieniądze od matki pięciorga dzieci
Kobieta chciała wesprzeć policję, a pomogła oszustowi. Pożyczyła i przekazała mu 90 tysięcy złotych. Dziś do drzwi matki samotnie wychowującej pięcioro dzieci puka komornik. I marna pociecha w tym, że oszust siedzi za kratami.
Podejrzewamy, że w tej sprawie osób pokrzywdzonych jest znacznie więcej - mówi Ryszard Tomkiewicz, naczelnik wydziału śledztw Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. - Będziemy to ustalać.
Śledczy zamierzają analizować umowy zawarte w tej instytucji finansowej, z której korzystała oszukana kobieta. Niezależnie od tego proszą o kontakt tych, którzy zaciągali pożyczki „na rzecz policji“. A do wszystkich apelują o rozwagę.
- Policyjna odznaka nie jest dowodem na to, że jej posiadacz pracuje w resorcie - przypominają. - A poza tym, funkcjonariusze nigdy nie proszą o pieniądze.
Bo misja jest najważniejsza
Anna Bednarska to kobieta po przejściach. Parę lat temu mąż zostawił jej pięcioro dzieci i odszedł do innej, chyba młodszej, bo Anna ma już pięćdziesiątkę na nosie. Mężczyzna nie pomaga żonie, nie interesuje się dziećmi, nie płaci rachunków i zalega z alimentami. Znajomi rodziny mówią, że w ogóle nie pokazuje oczu, jakby zapadł się pod ziemię, a Anna próbuje ułożyć sobie życie od nowa. Tyle tylko, że na oleckim osiedlu, gdzie mieszka, wolnych panów jak na lekarstwo. Trudno więc się dziwić, że gdy jakiś czas temu na portalu społecznościowym „zagadnął” ją 48-letni Krzysztof, bez wahania zaprosiła go do grona znajomych.
- Podjęła pochopną decyzję, ale nie radziła sobie, potrzebowała męskiego wsparcia - tłumaczy jej znajoma.
Także finansowego. Bednarska nie pracuje, zresztą nigdy nie pracowała i żyje na garnuszku pomocy społecznej. Z „opieki” dostaje pieniądze na ubrania, leki, obiady i 500 plus. Choć zbiera się tego parę tysięcy złotych, to i tak ledwo wiąże koniec z końcem. Czy liczyła na to, że znajomość z Krzysztofem wpłynie na zasobność jej portfela, nie wiadomo. Fakt, że szybko, jakby bała się, że się rozmyślił, zgodziła się na spotkanie z nowo poznanym mężczyzną. A siedząc w niewielkiej kawiarence nad filiżanką gorącej herbaty dowiedziała się, że jest on wieloletnim, cenionym przez przełożonych funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego Policji, który z narażeniem życia rozpracował niejeden działający w regionie gang. A teraz ma nową misję. Musi rozprawić się z szajką oszustów, którzy klientom wciskają wysokooprocentowane kredyty.
- Tak nie może być - dowodził stukając policyjną odznaką w stolik. - Instytucji finansowych się namnożyło, ludzie pożyczają w nich niewielkie kwoty, bo są w nagłej potrzebie, a później przez gigantyczne odsetki toną w długach.
Anna rozumiała to jak nikt. Też w przeszłości sięgnęła po pożyczkę w parabanku, a później ledwo wygrzebała się z kłopotów. Na policjanta, który opowiadał jej o swojej misji, patrzyła więc z niekłamanym podziwem.
Pożyczysz? Będzie nagroda
Bednarska mówi, że z nowo poznanym mężczyzną mogłaby rozmawiać całą noc. Ale pożegnała się po dwóch, czy trzech godzinach i pobiegła do dzieci.
Tydzień, czy dwa później Anna i Krzysztof wpadli na siebie na osiedlu, podobno przypadkiem. Ona szła do sklepu, a on akurat przechadzał się po pobliskim parku i łamał sobie głowę nad tym, jak przygotować policyjną prowokację, by była skuteczna. A chodziło o to, że podstawiona przez organy ścigania osoba miała zaciągnąć kredyt w instytucji finansowej, która wysokimi odsetkami okrada swoich klientów. Pożyczkę spłaci, rzecz jasna, komendant - wyjaśniał Krzysztof. - A tego, kto zgodzi się na udział w prowokacji, też nie ominie nagroda. Policja oferowała mu dziesięć procent od wartości kredytu.
W czym więc problem? Ano w tym, że umówiony wcześniej prowokator poważnie się rozchorował i nie wiadomo kiedy stanie na nogi. A przełożeni naciskają, bo sprawa jest ważna i pilna.
Nie wiadomo, czy wysoka prowizja czy też bezinteresowna chęć pomocy nowo poznanemu policjantowi - jak twierdzi Anna w śledztwie - zadecydowały, że Bednarska zgodziła się na współpracę. Wręczyła Krzysztofowi swój dowód osobisty, aby w pobliskiej placówce załatwił pierwsze formalności związane z pożyczką. A chwilę później poszła z nim do parabanku i podpisała stosowną umowę. Trochę była zawiedziona, że nie dostała premii od ręki, zaraz po przekazaniu mu pieniędzy, ale dała się przekonać, że policja musi działać zgodnie z przepisami. Tak więc komendant przyśle gotówkę na konto w najbliższych dniach.
Kilka dni później Krzysztof poprosił Annę o zaciągnięcie kolejnego kredytu, by - jak mówił - na oszustów były twarde dowody. Kobieta znowu poszła na układ.
- Pokrzywdzona zawarła dziewięć umów z różnymi instytucjami finansowymi - precyzuje suwalski prokurator Ryszard Tomkiewicz. - W sumie pożyczyła 90 tysięcy złotych, które miały trafić do policyjnego depozytu.
Nie pożyczysz? Zabiję ci dzieci
Kilka tygodni temu Bednarska nabrała podejrzeń. Być może dlatego, że na jej konto nie wpłynęła ani złotówka nagrody. A jakby tego było mało, oficer CBŚP wciąż prosił o pomoc. Poza tym, parabanki zaczęły coraz bardziej natarczywie upominać się o spłatę kredytu. Listonosz niemal codziennie przynosił jakieś ponaglenia. Wprawdzie Krzysztof je bagatelizował, ale sytuacja robiła się poważna. Bednarska doszła do wniosku, że dla „sprawy” zrobiła już wiele i dalej policja musi radzić sobie sama. Ale okazało się, że wycofanie się z akcji nie jest takie proste. Gdy odmówiła podpisania kolejnej umowy, funkcjonariusz wpadł w szał. Krzyczał, że starania pójdą na marne, że wyrzucą go z pracy. A gdy dalej trwała przy swoim, przypomniał, że posiada broń. I dodał, że jeśli będzie musiał, nie cofnie się przed niczym. Nawet przed tym, by zastrzelić jej dzieci.
Przerażona kobieta zgłosiła się na komendę, a tam usłyszała, że policja nie prowadzi żadnych działań operacyjnych w sprawie parabanków. Poza tym, Krzysztof nie był, nie jest i nigdy nie będzie funkcjonariuszem.
- Mężczyzna usłyszał zarzuty i został tymczasowo aresztowany - mówi prokurator Tomkiewicz. Dla dobra prowadzonego śledztwa nie chce ujawniać, czy przyznaje się do winy. Wiadomo tylko, że w jego mieszkaniu znaleziono pistolet, na który nie miał pozwolenia. Jeśli eksperci potwierdzą, że jest to broń ostra, fałszywy policjant odpowie za jej posiadanie.
Nie ma dnia, by do drzwi Bednarskiej nie pukali wynajęci przez parabanki komornicy. Chcą odzyskać pożyczone pieniądze, i to z odsetkami. Bo instytucji finansowych nie obchodzi fakt, że kobieta została oszukana. Musi uregulować swoje zobowiązania, a później w sądzie, na drodze cywilnej ścigać oszusta. Tyle tylko, że on jest biedny jak mysz kościelna. I trudno liczyć, że szybko dostanie dobrze płatną posadę. Za oszustwo za kratkami może spędzić 8 lat.
Imię i nazwisko kobiety zostało zmienione