Rola ojca jest różnie postrzegana w różnych rodzinach. W niektórych ojciec jest ojcem - uczuciowym gościem, pustynią, zimnym kamieniem. W niektórych - na szczęście - jest tatą.
Dziś przypada Dzień Ojca. Być może z tej okazji warto zapoznać się z dekalogiem złego ojca. Takim miniporadnikiem: „Co robić, żeby dziecko nie miało z tobą kontaktu (teraz i w przyszłości), żeby cię nie kochało, nie lubiło i się ciebie bało”.
Po pierwsze. Ojciec nie może okazywać uczuć. Ojciec jest mężczyzną, facetem z krwi i kości. Nie jakąś tam babą. Ojciec nie powinien więc przytulać, wzruszać się (typ wodnisty, który uroni choć jedną łzę, jest zakazany w ojcostwie).
Po drugie. Ojciec jest od tego, żeby zarabiać na dom (jedzenie, ubranie i inne potrzeby), przez to musi pracować ciężko, a po przyjściu do domu musi odpocząć (po ciężkiej pracy). Ojciec więc musi mieć spokój. S-P-O-K-Ó-J!!! Zrozumiano?! Nie wolno ojcu przeszkadzać: w spaniu, czytaniu gazety lub książki, relaksowaniu się przy piwie (kawie), przy telewizorze. Nie wolno hałasować w domu: dzieci, gdy ojciec przychodzi do domu, powinny albo zamknąć się w swoim pokoju, a gdy takowego nie mają, powinny wyjść na podwórko, żeby ojciec miał ciszę.
Po trzecie. Ojciec ma prawo się zdenerwować, bo ciężko pracuje, zarabia na dom - a to stresuje. I to bardzo. Ojcu więc wolno: krzyczeć, rzucać przedmiotami (małymi i dużymi), rzucać wyzwiskami, niecenzuralnymi słowami (nawet tymi bardzo na „k”, „ch”...).
Po czwarte. Z tego zdenerwowania, ojciec ma prawo dziecku przylać (klapsa i bardziej) - bo jeżeli tak odreagowuje, jeśli mu to pomoże, to czemu nie. Dobro ojca ponad wszystko. No i dzieci powinny się ojca bać. Bo jak się boją, to są posłuszne.
Po piąte. W domu rządzi ojciec. On jest głową domu, szyją, korpusem... Co powie ojciec, to jest rozkaz. Nie ma żadnych dyskusji. Ma być jak w chińskim wojsku: wykonać bez gadania.
Po szóste. Dla dzieci to może mieć czas matka lub babcia. Ojciec ma mieć czas dla siebie, na swoje pasje, zainteresowania. Dziećmi mają się zajmować kobiety, ojciec jest od tego, żeby raz na miesiąc dać kieszonkowe (jeśli oczywiście dziecko zasłuży...).
Po siódme. Ojciec z dziećmi nie odrabia lekcji, nie czyta im bajek na dobranoc, nie bawi się z nimi (to takie niemęskie), nie pilnuje na podwórku (od czego jest matka lub niania).
Po ósme. Ojciec w domu, w sprawach domowych, nie pomaga. Zapomnijcie o sprzątaniu, praniu, gotowaniu. Nie, że się na tym nie zna. On się zna na wszystkim. Ojciec jest po prostu od rzeczy bardziej wzniosłych, ważniejszych, męskich (może ewentualnie zająć się autem, wbiciem gwoździa i raz do roku kupi choinkę - a i tak dzieci muszą ją wnieść do mieszkania, bo przecież ojca plecy bolą i trzeba go odciążyć).
Po dziewiąte. Zakupy. Ojciec nie będzie kupował ubrań dzieciom, zapełniał lodówki jedzeniem (on na to daje pieniądze, i to wystarczy).
Po dziesiąte. Ojciec nie chodzi z dzieckiem do lekarza (matka się do tego lepiej nadaje), ona zrozumie, co mówi pediatra, wie jakie leki kupić, jak je zaaplikować. Chorym dzieckiem trzeba się opiekować bardziej, a opieka - wiadomo - to rzecz kobieca.
I co? W ilu polskich domach tak wyglądają relacje ojciec-dziecko? Pewnie - niestety - w wielu. Ale wierzę, że to się zmienia, i że będzie się zmieniać, na lepsze. Że mężczyźni bardziej chcą być „tatą”, a nie „ojcem”.