Oto święty Józef. Milczący mężczyzna z krwi i kości
Niejeden facet w jego sytuacji uciekałby, gdzie pieprz rośnie. Ale on został. Zrezygnował z własnych planów na życie, bliskości ukochanej kobiety i marzenia o biologicznym ojcostwie. Kim naprawdę był mąż Maryi, o którym wiemy tak niewiele?
W Piśmie Świętym nie brakuje historii niezwykłych mężczyzn - jest Hiob, Mojżesz, Abraham, Noe, Piotr i wielu innych. Św. Józef z Nazaretu wypada na ich tle dość blado. Wyobrażamy go sobie jako starszego, siwiejącego mężczyznę z brodą. Nieco mrukliwego i bardzo poważnego. Prawdopodobnie jednak, gdy zaręczał się z Maryją, miał około 30 lat. Dlaczego wiemy o nim tak niewiele i z jakiego powodu nie odzywa się na stronach Biblii ani słowem?
Ewangeliści wymieniają go zaledwie 14 razy, a jedynym przymiotnikiem, który go opisuje, jest tu „sprawiedliwy”, czyli: uczciwy, wierny prawu i oddany Bogu. Józef z pewnością cieszył się społecznym szacunkiem. Był odpowiedzialny, pracowity i raczej zupełnie niepodobny do zamyślonego pana z obrazków słodkich jak syrop. W przeciwnym razie Joachim nie oddałby mu przecież za żonę ukochanej córki.
Znacznie więcej uwagi poświęcają mu apokryfy: Protoewangelia Jakuba (II w.), Ewangelia Tomasza (II w.), Ewangelia Pseudo-Mateusza (VI w.) czy Ewangelia Narodzenia Maryi (IX w.). Zbyt wiele jednak w nich fantazji, by opowieści o codziennym życiu i dorastaniu Jezusa traktować jako wierne źródło historyczne.
Prawdopodobnie biblijne milczenie Józefa to skutek jego własnej decyzji. Jak napisał ks. Marek Dziewiecki: „Dla św. Józefa było oczywiste, że im dojrzalsza i silniejsza jest miłość mężczyzny do żony i dziecka, tym bardziej on sam pragnie pozostać w cieniu i ukryciu. Podobnie roztropny żołnierz pozostaje w ukryciu, by skuteczniej strzec powierzonego sobie odcinka granicy. Im bardziej ktoś kocha, tym bardziej dyskretnie to czyni”.
Mąż
Nie bez przyczyny młode kobiety wzywają dziś jego wstawiennictwa: „Święty Józefie módl się za mną, bym nie była starą panną!”. Opiekun Świętej Rodziny wydaje się niedoścignionym ideałem męża i ojca. Który mężczyzna zgodziłby się dzisiaj z własnej woli zostać mężem - nie mężem (żyjącym w białym małżeństwie) i ojcem - nie ojcem (wychowującym cudze dziecko)?
Józef musiał do tej decyzji dojrzeć - był przecież człowiekiem z krwi i kości, a nie malowanym świętym. Odczuwał strach, targały nim wątpliwości, czuł, że nie jest gotowy na tak wielkie życiowe wyzwania. Być może padał na kolana przed Bogiem i pytał ze łzami w oczach: „dlaczego ja?”.
Józef musiał do tej decyzji dojrzeć - był przecież człowiekiem z krwi i kości, a nie malowanym świętym.
Historia jego walki z samym sobą rozpoczyna się w Ewangelii wraz z powrotem Maryi od Elżbiety. Była wówczas w trzecim miesiącu ciąży, więc Józef nie mógł raczej fizycznie zauważyć jej błogosławionego stanu. Sam domyślał się, co jest na rzeczy? A może cierpliwie wysłuchał wyjaśnień narzeczonej? Bał się pewnie, że ktoś zrobił jej krzywdę albo że poznała po drodze innego mężczyznę…
Jak zareagował na wieść, że kobieta, którą całym sercem pokochał, „wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego” (Mt 1, 18)?
Nie był chyba do końca przekonany, skoro postanowił odsunąć ją od siebie potajemnie. Ale nawet ten gest był dowodem jego heroicznej miłości. Wolał wziąć winę na siebie i zhańbić się opinią mężczyzny, który porzucił kobietę w ciąży, niż skazać Maryję na ukamienowanie za cudzołóstwo. Nie obchodziło go, „co ludzie powiedzą”. Ale i w tym miejscu Bóg zainterweniował.
„Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów.
Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus” (Mt 1,18-25).
Ojciec
Dla Dziecka, które miało się narodzić z Maryi, Józef musiał poświęcić wszystko - bliskość ukochanej kobiety, własny plan na życie i pragnienie biologicznego ojcostwa. Spodziewał się pewnie, że jego spokojne życie w Nazarecie i praca cieśli (jak podał św. Justyn w II w., Józef wykonywał jarzma na woły i drewniane sochy) przerodzi się wkrótce w historię, która zmieni bieg świata. Dlatego czuł, że warto zaryzykować.
Postawa Józefa to nie użalanie się nad własnym losem, a odpowiedzialna zgoda na Boży plan i zakasanie rękawów, by wypełnić go jak najlepiej. To trudna praca nad sobą i prawdziwe męstwo.
W każdej chwili stawał na wysokości zadania i robił wszystko, by Maryja i Jezus czuli się bezpiecznie.
Nieraz Józef dodawał Maryi otuchy. Na przykład wtedy, gdy pukał od gospody do gospody w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Nie załamał rąk, gdy patrzył, jak ukochana żona rodzi dziecko w otoczeniu zwierząt. Nie poddał się też, gdy Herod rozpoczął rzeź maleńkich chłopców.
„Oto Anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda” (Mt 2, 13-15).
W każdej chwili stawał na wysokości zadania i robił wszystko, by Maryja i Jezus czuli się bezpiecznie. Ale był też pewnie zwyczajnym ojcem: cieszył się, gdy Jezus stawiał pierwsze kroki, wyjmował mu drzazgi z małych dłoni i pokazywał, jak nabierać wody ze studni. Dlatego dziś za swojego patrona uważają go w Kościele katolickim wszyscy ojcowie, mężczyźni, robotnicy, ubodzy i… ekonomiści.
Nie wiemy dokładnie, kiedy św. Józef zmarł. Prawdopodobnie nie doczekał rozpoczęcia publicznej działalności Jezusa, a więc namacalnego dowodu na to, że jego poświęcenie miało sens. Ale jedno jest pewne: skoro w ostatniej minucie byli przy nim Jezus i Maryja, miał najlepszą śmierć, jaką można sobie tylko wymarzyć.