Owocowy kryzys. Najpierw agrestu i malin, a teraz nie opłaca się zrywać porzeczek
Plantatorzy malin wzywają, żeby nie zbierać owoców. To ich protest przeciwko dramatycznie niskim cenom owoców. Politycy, zamiast pomagać, prześcigają się w zrzucaniu winy na przeciwników.
Słońce piecze niemiłosiernie. Kilka chmur leniwie przesuwających się na błękitnym niebie nie jest w stanie nawet na chwilę przysłonić palących promieni. Na plantacjach malin w okolicy Kraśnika gołym okiem widać zniszczenia wywołane przez wysokie temperatury. Krzaki są suche, a owoce mikre. Tylko ci, którzy przed sezonem zainwestowali w odpowiednie nawadnianie i opryski, mogą teraz zbierać plony. A trzeba to robić szybko, bo w takiej spiekocie owoc na krzaku wytrzyma góra dwa dni. Potem zmarnieje.
Jednak to nie susza, a właściwie nie tylko ona, jest teraz zmartwieniem plantatorów.

Główny problem to ceny
Trzy lata temu za kilogram malin przemysłowych w skupach płacono 6 złotych, przed rokiem około 4 zł, dziś to tylko 2 zł. Plantatorzy mówią wprost, że przy tak niskich stawkach nie wyjdą na swoje. Obecna cena nie gwarantuje im pokrycia kosztów upraw i opłacenia pracowników do zbiorów.
- Żeby to było opłacalne, kilogram powinien kosztować przynajmniej 3,5 zł - wyliczają.
- jakie czynniki złożyły się na "owocowy kryzys"?
- dlaczego część plantatorów, mimo wszystko, zbiera owoce?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień