Owsiak: Może być tak, że nie zrobimy Woodstocku
Jurek Owsiak przyznaje, że zaskoczyła go decyzja wojewody lubuskiego. Tegoroczny Przystanek się odbędzie. A co z kolejnymi edycjami imprezy?
Dziwi Pana decyzja służb o uznaniu Przystanku Woodstock za imprezą podwyższonego ryzyka?
Dowiedzieliśmy się o tym z mediów. Gdybyśmy się o tym dowiedzieli trzy miesiące temu, to byłoby to dla nas prostsze, jeśli chodzi o konstruowanie całego festiwalu. Za tym idą po prostu pieniądze. Z pokorą przyjmujemy każdą opinię na temat festiwalu. Nawet jeśli nie do końca się z nią zgadzamy.
Informacja dotarła do fundacji na miesiąc przed imprezą?
Zaskoczenie było ogromne. Dowiedzieć się o tak poważnej zmianie z mediów, to po prostu wzbudziło nasz niepokój. Dowiedzieliśmy się o tym niespełna cztery tygodnie przed imprezą.
I jaka była wasza decyzja?
Natychmiast pochyliliśmy się nad tą sytuacją. Zapytałem swoich współpracowników, czy bierzemy to na klatę. Wszyscy jak jeden mąż odpowiedzieli, że jeżeli tylko od strony księgowej mamy na to pieniądze, to robimy festiwal. Nawet, gdybyśmy mieli pracować
25 godzin na dobę.
Ma Pan żal do wojewody lubuskiego?
Wojewoda ma prawo napisać to, co napisał. Tylko szkoda, że się ani razu nie skonsultował z nami. Nie próbował z nami rozmawiać. My też się boimy terrorystów. My też o tym myślimy i kombinujemy, że komuś może coś odpalić. Ale z drugiej strony wiemy, że w Polsce jest organizowanych wiele imprez przed i po naszym festiwalu, a żadna nie ma podwyższonego ryzyka. Niektóre malutkie, a niektóre nawet 10 razy większe niż Przystanek Woodstock. Pytam organizatorów innych imprez: czy macie taki czarodziejski patent, że u was jest wszystko OK, a u nas jest podwyższone ryzyko?
Co z kolejnymi Przystankami Woodstock?
Do jakiego momentu można kontrolować ludzi? Musimy myśleć o wszystkim, ale nie odgradzać się od ludzi. Jeśli Woodstock jest imprezą o podwyższonym ryzyku, to rosną koszty. W pewnym momencie możemy ich nie udźwignąć. Festiwal kosztuje około ośmiu milionów złotych i jest to najtańszy tych rozmiarów festiwal na świecie. Może przyjść moment, w którym powiemy „nie podejmujemy się szukać dodatkowych pieniędzy na rzeczy zbędne”. Od tego, że mam 700 osób zawodowej ochrony, wcale nie jest bezpieczniej. Musimy współpracować z ludźmi, to ludzie nam mówią o niebezpieczeństwach i dzięki temu coś wychodzi. Jeżeli znowu będziemy się mieli o czymś dowiadywać na trzy tygodnie przed, to może być tak, że kolejnego festiwalu nie zrobimy, nie damy rady.