Pajacykowe dzieci. Kiedy ciepły posiłek jest luksusem
Kiedy wchodzę do szkoły w Domosławicach, wita mnie napis „Można żyć inaczej”, zawieszony na pięknym zielonym kwiatku. Inaczej znaczy lepiej i pełniej. Inaczej znaczy bez używek. To pozostałość po warsztatach o uzależnieniach, ale przecież to też dobre motto dla Pajacyka, który spogląda z tablicy obok. Ma wyciągnięte ręce do góry i wygląda na całkiem zadowolonego. Dzięki niemu niektóre dzieci też mogą żyć inaczej. Nie chodzą głodne. Dzięki programowi Polskiej Akcji Humanitarnej 10 uczniów z Zespołu Szkół i Przedszkola w Domosławicach codzienne je ciepły posiłek. Dziś jest barszcz, jutro będą schabowe, potem naleśniki.
Czasami po prostu kogoś nie stać. Nie radzi sobie z trójką dzieci, nie ogarnia domu, nie ma pracy, jest całkowicie nieporadny. Nie każdy rodzic jest przecież idealny. Nie każda mama wygrywa konkurs na perfekcyjną panią domu. Czasami coś w życiu pójdzie nie tak, coś się załamie, pęknie. Wśród 74 906 polskich dzieci, które zostały objęte pomocą Pajacyka, był Bartuś, którego mama umarła na raka. Długo to umieranie trwało, walczyła, ale odeszła tamtej zimy. Ciężko jest żyć w takiej żałobie, ciężko się poskładać.
Jest Ania, która wychowuje się w rozbitej rodzinie, bo tata znalazł sobie nowy dom, jest Basia, której rodzice ciężko chorują. Basia przychodziła do szkoły głodna, patrzyła z zazdrością na kanapki swoich koleżanek, ale nigdy nie umiała prosić. Dostrzegła to Jagoda, powiedziała wychowawczyni. Na ucho, nie tak, by wszyscy słyszeli. I Basia dostała się do programu. Od września przychodzi na stołówkę, może zjeść obiad i wrócić spokojnie do domu. Pajacyk objął też Karolka, którego ojciec pije i potrafi zniknąć na pół roku tak skutecznie, że raz szukała go nawet policja. Jest też Zbysiu, który swojego ojca nie widział na oczy, a którego mama wciąż chodzi smutna i płacze tak, by nie widział. Tyle że Zbysiu widzi i nie wie jak pomóc, bo ma tylko siedem lat i przecież nie rozumie tak do końca tego dorosłego świata. Są Kasie, Jole, Gosie, Bartki, Leny, Natany i Adasie z całej Polski. Dzieci, które nie mają szans, by zjeść choć jeden ciepły posiłek w domu. Jedzą go w szkole.
Dzięki temu mają szansę na normalny rozwój i pełny brzuch.
Gdyby spojrzeć na liczby, od samego początku działania Pajacyka, czyli od 1998 roku, wydano w polskich szkołach 9 950 823 posiłków. Tylko w 2020/2021 objęto akcją 63 placówki, 968 dzieci. Wśród tych placówek jest szkoła w Domosławicach.
***
Do szkoły w Domosławicach łatwo trafić, skręca się prosto z ulicy na spory parking. Obok budynku, w którym mieści się podstawówka i przedszkole, powstaje kolejny. Wicedyrektorka, Aldona Baczewska, tłumaczy, że w tym nowym będzie szkoła muzyczna. - Życie na wsi nie oferuje wielu rozrywek - tłumaczy. - Muzyczna szkoła jest fajną atrakcją i sposobem na spędzenie czasu wolnego. Zajęciem, które rozwija wyobraźnię. Wtedy nie ma czasu na głupoty. I mniej czasu na komórki. A to zmora prawdziwa - dodaje. - Dzieci cały czas siedzą w komunikatorach, nawet ze sobą już nie rozmawiają.
Gdyby sięgnąć do historii szkoły, trzeba by wrócić do XIX wieku, kiedy właścicielką wsi została Anna z Tarłów Lanckorońska. Lanckorońscy postawili we wsi kościół i dali też ziemię, na której miała zostać postawiona szkoła. I tak się się stało. Została otwarta w 1860 roku. W dziewiętnastowiecznym budynku młodzież uczyła się do 1999 roku. Wtedy otwarto nowoczesną szkołę z dobrze wyposażona salą komputerową, biblioteką, świetlicą i kuchnią. To właśnie ta kuchnia, w której panie gotują obiady, także dla pajacykowych dzieci. I wiedzą, co dzieci lubią, co im smakuje. Widać to po pustych talerzach, które trafiają z powrotem do kuchni.
- Oczywiście, dzieci nie są w żaden sposób stygmatyzowane. Rówieśnicy nie wiedzą, że są objęte programem - tłumaczy wicedyrektorka Aldona Baczewska. - Wie ich rodzina i oni sami. Czasami mamy same dzwonią przed początkiem roku szkolnego z pytaniem, czy w tym roku rusza także program i czy ich dziecko ma szansę, by się do niego dostać.
Każde tę szansę ma. Wychowawcy obserwują swoich uczniów. Widzą, kiedy coś idzie nie tak, jak powinno. Czasem dzieci same się zwierzają, czasem trzeba po prostu z nimi porozmawiać, zapytać, sprawdzić. - Na wsi wszyscy o sobie dużo wiedzą - uśmiecha się Aldona Baczewska. - To nieduże, anonimowe miasto. Tu, jak się u kogoś źle dzieje, trudno ukryć.
Ma to swoje plusy i minusy, jak wszystko. Życie nie jest czarno-białe. Dlatego każdego roku, przed 1 września, typuje się uczniów do programu Pajacyk. W tym roku jest nim objętych dziesięcioro uczniów. - Znamy historie rodzinną każdego z nich i wiemy, że ten ciepły posiłek jest im bardzo potrzebny - mówi Baczewska.
Podczas pandemii, kiedy szkoła była zamknięta, dzieci dostały paczki. Były w nich płatki, ryż, podstawowe spożywcze rzeczy. Można je było odbierać w szkole. - Całkiem sporo udało nam się do tych paczek włożyć- cieszy się Aldona Baczewska.
I cieszy się, że widzi dzieci w szkole, bo czas COVID-u i zdalnej nauki nie należał do łatwych. - to było trudne przeżycie dla dorosłych i dzieci - nie kryje Dorota Michałek, wicedyrektorka. - Jedna dziewczynka bała się, że jej mama umrze.
***
W szkole nie ma psychologa. Dlatego wychowawcy muszą być czujni. Obserwują i wyłapują każde zachowanie, które może być efektem tego, że coś złego dzieje się czy to w domu, czy w grupie rówieśniczej. Podczas pandemii nie było takiej szansy, dziś odrabiają te lekcje. - Po powrocie dzieci do szkół była taka cisza, że aż dźwięczało w uszach - wspomina Dorota Michałek.
- Jakby się bali, byli w sobie schowani. Dziś wszystko wróciło do normy, choć ubolewam nad zaległościami, które musimy odrabiać. W nauce, choć nie tylko.
Aldona Baczewska: - Wiemy, że dziś szkoła powinna nie tylko uczyć, ale skupiać się na emocjach dzieci, ich problemach, komunikacji. I to staramy się robić, choć przecież nie jest łatwo.
Imiona dzieci zostały zmienione