Pakiet onkologiczny działa od 2015 roku. To szybka ścieżka terapii, ale jak się okazuje, tylko w przypadku pierwszego nowotworu.
- Pakiet onkologiczny wymusza na świadczeniodawcach (poradniach specjalistycznych, szpitalach) przeprowadzenie właściwej diagnostyki i rozpoczęcia leczenia w ściśle określonych ramach czasowych. Określa maksymalny czas oczekiwania od momentu postawienia diagnozy do rozpoczęcia leczenia, obecnie jest to 9 tygodni, a docelowo w 2017 roku ma to być 7 tygodni - podaje prof. dr hab. med. Tomasz Byrski, kierownik Kliniki Onkologii i Chemioterapii PUM w Szczecinie, konsultant wojewódzki w dziedzinie onkologii klinicznej. - Warto podkreślić, że po zakończeniu etapów diagnostyki wstępnej i pogłębionej musi zebrać się konsylium onkologiczne, które ustala plan leczenia. Decyzje konsylium onkologicznego odbywają się regularnie w każdym szpitalu, w którym jest realizowany pakiet onkologiczny (w niektórych kilka razy w tygodniu).
Zupełną nowością jest to, że pacjent od momentu konsylium posiada opiekuna, tzw. koordynatora, który pomaga mu przechodzić przez kolejne etapy procesu leczenia.
- Ważne jest to, że świadczenia onkologiczne realizowane w ramach pakietu są nielimitowane, a zatem zabezpieczone są środki finansowe w Narodowym Funduszu Zdrowia na diagnostykę dla pacjentów z podejrzeniem choroby nowotworowej, a następnie w przypadku postawienia rozpoznania - na leczenie - dodaje profesor. - Zgodnie z założeniami pakietu, pełną diagnostykę pacjenta z podejrzeniem choroby nowotworowej należy wykonać w ciągu 9 tygodni. Jeśli placówka medyczna nie zrobi tego w tym czasie, NFZ zapłaci jej jedynie 70 proc. stawki. Ale należy wspomnieć, że sytuacje takie mogą mieć miejsce nie z winy placówki, a np. dlatego, że pacjent się nie zgłosi. Kolejną niedogodnością jest to, że po zwołaniu konsylium pacjent nie może mieć już w ramach pakietu wykonywanych żadnych badań, bo konsylium kończy etap diagnostyki. W sytuacji, gdy później potrzebne są dodatkowe badania, są one wykonywane na koszt placówki medycznej. Inny problem to fakt, że po zakończeniu leczenia karta Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego jest zamykana. W praktyce oznacza to, że pacjent z nawrotem choroby nie może mieć wykonanych badań w ramach tzw. szybkiej ścieżki, bo wcześniej musi ponownie otrzymać kartę. Absurdem jest, że w karcie można wpisać tylko jedną jednostkę chorobową, tymczasem w trak-cie pogłębionej diagnostyki czasami okazuje się, że pacjent ma dwa różne nowotwory. W takiej sytuacji na wykonanie badań drugiego nowotworu pacjent musi ustawić się w zwykłej, a nie szybkiej kolejce. Należałoby także zredukować procedury biurokratyczne związane z wprowadzeniem karty DiLO (diagnostyki i leczenia onkologicznego). Karta powinna zostać zredukowana do maksymalnie dwóch stronic.