- Blisko pomnika pomordowanych stanie wagon. Taki jakim przyjechali nasi rodzice z rodzinnej wsi - mówi Czesław Laska.
Zielona Góra Łężyca to dziś sołectwo, kiedyś wieś i na pewno specyficzna. To tutaj osiedlili się w 1945 r. mieszkańcy jednej wsi Gniłowody na dzisiejszej Ukrainie, byłym woj. tarnopolskim. Przyjechali, jak wszyscy inni przesiedleńcy, w wagonach bydlęcych.
- I taki oryginalny wagon stanie na skwerze, który powstanie przy pomniku pomordowanych naszych rodaków przez bandy UPA w Gniłowodach - mówi Jolanta Rabęda, sołtys Łężycy. - Przeznaczyliśmy na to część pieniędzy z bonusu połączeniowego. Powstanie tam taki mały park z ławkami, stolikami i ścieżkami spacerowymi.
Potomkowie przesiedleńców nie zapominają o tragicznym losie swoich przodków. Siedem lat temu na górce koło kościoła stanął pomnik z nazwiskami 49 ofiar mordów, mieszkańców Gniłowodów.
- Jako pierwszy ucierpiał Paweł Patra, który na skutek donosu został wywieziony do obozu w Majdanku w 1943 r. i tam zmarł - opowiada Czesław Laska, syn przesiedleńców, jeden z inicjatorów postawienia pomnika. - Później zamordowano siedmioro Polaków w lutym 1944 r. A najwięcej, bo aż 42 osoby, Ukraińcy zabili w Wigilię 1945 r. Członkowie UPA chodzili po domach i zabijali wybranych przez siebie Polaków. Wśród ofiar są nawet małe dzieci. Ginęły całe rodziny.
Pomnik pomordowanych w Łężycy
Większość zastraszonych mieszkańców Gniłowodów próbowała się schronić przed UPA w najbliższym miasteczku Podhajce, gdzie stały puste domy po wymordowanych Żydach. Po blisko półrocznym pobycie w mieście ruszyli transportem na Zachód. Jednak była to tylko część dużej polskiej społeczności, która w czasie wojennej zawieruchy rozpierzchła się po świecie. Przyjechali do niemieckiej Łężycy w sierpniu 1945 r.
- Przyjechało tu około 40 rodzin. Nie mieli ze sobą wielkiego dobytku - mówi C. Laska. - Jednak myślami byli cały czas w Gniłowodach. Mój ojciec opowiadał mi o tamtejszych czarnoziemiach, a tu dostali po 7 lub 8 ha lichej ziemi. Zdaniem ojca, to za mało żeby żyć i za dużo żeby umrzeć z głodu.
Wspominając zostawione domy na Ukrainie, nowi mieszkańcy Łężycy żyli jeszcze długo nadzieją, że powrócą na Wschód. Przez to nie za bardzo przykładali się do remontowania zajętych gospodarstw.
- Doświadczeni wspomnieniami z okupacji sowieckiej nikt też nie wstępował do partii komunistycznej. A jak w 1953 r. powstawała spółdzielnia produkcyjna, to tylko dwie osoby zgodziły się do niej przystąpić. Wiedzieli, co to znaczy gospodarka sowiecka - opowiada C. Laska. - Jak byłem mały, to nie było tygodnia, żeby rodzice nie wspominali swoich rodzinnych stron. Nasłuchałem się tego dużo. Tęsknili za wolną Polską.
Na sytuację przesiedleńców wpłynęło położenie ich nowej wsi oraz słabo urodzajna ziemia w okolicy. Musieli szukać innych rozwiązań, aby związać koniec z końcem. Bliskość Zielonej Góry zachęcała do szukania w niej pracy. Gdy otwarto w 1952 r. połączenie autobusowe z miastem, dla wielu z nich uprawa ziemi stała się już tylko zajęciem dodatkowym. a ą