Pamiętniki z czasów pandemii. Oto Wasze historie

Czytaj dalej
Fot. nadesłane
Sara Watrak

Pamiętniki z czasów pandemii. Oto Wasze historie

Sara Watrak

- Nie wiemy, jak będzie wyglądać przyszłość - to słowa powtarzane przez wiele osób. Minęło półtora miesiąca, odkąd pandemia koronawirusa postawiła na głowie nasze życie. Jak sobie radzimy w zmienionej rzeczywistości? Poprosiliśmy naszych Czytelników, by o tym opowiedzieli. Oto ich zwykłe-niezwykłe historie.

- Nie wiemy, jak będzie wyglądać przyszłość - to słowa powtarzane przez wiele osób. Minęło półtora miesiąca, odkąd pandemia koronawirusa postawiła na głowie nasze życie. Jak sobie radzimy w zmienionej rzeczywistości? Poprosiliśmy naszych Czytelników, by o tym opowiedzieli. Oto ich zwykłe-niezwykłe historie.

- Kawiarnię otworzyliśmy jesienią - opowiada nam właściciel Kwiatowej Cafe w Toruniu, Waldemar Ronewicz. - Włożyliśmy w to dużo serca. Wnętrze zaaranżowaliśmy w całości, od pustych ścian, z pomocą zaprzyjaźnionej projektantki. Teraz, niestety, nie wiemy, jak będzie wyglądać przyszłość kawiarni - martwi się przedsiębiorca. Wcześniej kawiarnia była otwarta przez cały dzień, obecnie działa tylko w godz. 12-18. - Mamy mniej klientów. Przychody są na znacznie niższym poziomie niż poprzednio. Bardzo rzadko ktoś wpada po kawę na wynos - przyznaje.

Na ten rok w kawiarni było zaplanowanych 25 imprez okolicznościowych, w tym dwa śluby. W kwietniu i maju każdy weekend miał być zajęty. Przed kawiarnią miał stanąć ogródek. - Te plany upadły - kontynuuje Waldemar Ronewicz.

- Rządowe wsparcie to kropla w morzu. Bardzo mnie zastanawia to, że w sklepie może znajdować się kilkadziesiąt klientów, a w kawiarni nie może przebywać nawet 8 osób na 22 miejsca dostępne. Bylibyśmy w stanie zapewnić bezpieczne odstępy - twierdzi właściciel Kwiatowej. Obecni klienci lokalu przyznają, że tęsknią za tym, by choć na chwilę usiąść, wypić kawę, zjeść ciacho. - Podobno zupełnie inaczej smakuje kawałek ciasta zjedzony na miejscu niż na kanapie w domu - twierdzi Waldemar Ronewicz. Dodaje, że on też tęskni za wizytami w restauracjach. - Ale na razie nie wiem, co będzie dalej - dodaje.

Według kalkulacji przedsiębiorcy kawiarnia może przetrwać jeszcze przez miesiąc lub półtora. Waldemar Ronewicz dodaje jednak, że mimo ciężkiej sytuacji, nie zwolnił żadnego pracownika. - Mamy bardzo dobrą załogę i nie wyobrażam sobie, by dziewczyny zostały bez pracy. Zgłosiłem je do świadczenia postojowego. Mam nadzieję, że je otrzymają. Chciałbym, abyśmy, gdy sytuacja wróci do normy, pracowali w tym samym zespole, bo jestem z niego bardzo zadowolony - mówi. Na razie jednak właściciel jest w kawiarni sam, wraz z pracownicami kuchni.

- Wszystko po to, by maksymalnie zredukować koszty - informuje właściciel kawiarni. Chociaż sytuacja finansowa lokalu nie jest najlepsza, nawet w tym trudnym czasie torunianin stara się pomagać innym. - Ostatnio przygotowałem gorącą darmową kawę dla pań sprzedawczyń z pobliskiego sklepu "Paluszek". Chociaż tak mogłem je wesprzeć w tym ciężkim czasie - mówi przedsiębiorca.

Brakuje ludzi

- Okres pandemii staram się traktować jako nowe, życiowe doświadczenie - opowiada Dariusz Kaproń, prezes Zarządu Toruńskiej Fundacji Rozwoju "Wszystko Jest Możliwe". - Wolę bezpośredni kontakt z ludźmi, więc czas "niewoli" domowej raczej nie był dla mnie zbyt fascynujący. Pomogło mi w tym towarzystwo najbliższych i rodziny. Także bliskość przyjaciół, dobrych książek i przydomowego ogródka - mówi Dariusz Kaproń.

Jak wygląda jego codzienność? - Mój dzień rozpoczynam zwykle z Biblią lub inną książką, śniadaniem, koniecznie dobrą kawą. Pracuję zdalnie przy komputerze w domowym biurze, po południu czytam lub spędzam czas na wideokonferencji z przyjaciółmi. Staram się wychodzić jak najczęściej na świeże powietrze do ogródka. Częściej rozmawiam przez telefon, aby podtrzymać kontakty z tymi, którzy są dla mnie szczególnie ważni czy też z interesantami - opowiada torunianin.

Wolny czas prezes Fundacji wykorzystuje także na nagrywanie odcinków vloga. - Poza tym jestem również pastorem, bardzo istotny jest dla mnie bieżący kontakt z Kościołem Freedom, który prowadzę, z przyjaciółmi i wiernymi. Łączymy się poprzez transmisję czy wideokonferencje - mówi.

Jak jednak przyznaje, brakuje mu zwykłego uścisku ręki, przybicia piątki czy przytulenia i poklepania po ramieniu. Mimo wszystko Dariusz Kaproń stara się dostrzec pozytywy. - Cieszę się, że po ponad miesiącu nauczyłem się jakoś funkcjonować w tym trudnym czasie. Zachowuję dobry humor i wewnętrzny spokój, w czym z pewnością pomaga mi zaufanie pokładane w Bogu - mówi.

Gosposie w akcji

Życie Beaty Ostrowskiej z podtoruńskiego Młyńca zmieniło się dzięki grupie "Gosposia w masce", zajmującej się szyciem maseczek dla potrzebujących.

- Pomimo moich obaw, że nie bardzo idzie mi szycie, pomyślałam, że przecież mogę pomagać w inny sposób - opowiada Beata Ostrowska. Spotkałam wspaniałe dziewczyny, które mieszkały obok mnie, a pewnie nigdy bym ich nie poznała, gdyby nie epidemia i chęć niesienia pomocy - mówi. Kobieta dodaje, że ta sytuacja uświadomiła jej, iż ludzie naprawdę potrafią pomagać. - Trzeba tylko się zjednoczyć i mieć kogoś, kto powie, że to ma sens. Nie liczą się wielkie pieniądze, lecz drobne czyny. Dzięki nim też można osiągnąć wielki cel - twierdzi Beata Ostrowska. Do akcji kobieta wciągnęła też swoją rodzinę, w szyciu wspiera ją teściowa.

A co zmieniło się u Anny Jankowskiej, nauczycielki z gminy Lubicz?

- Najpierw nadrobiłam zaległości domowe - opowiada. - Szybko zrobiłam planowany od dawna lifting pokoju syna i "wylizałam" dom na święta wielkanocne. Ciekawie spędzam czas z synkiem. Piekliśmy ciastka, bułki, chleb, a tata działał z nim w świecie techniki - opowiada Anna Jankowska. Gdy sytuacja z epidemią zaczęła iść w złą stronę, mąż naszej rozmówczyni pojechał po córkę do Niemiec. - W ten sposób nasza rodzina trafiła na dwutygodniową kwarantannę - mówi Anna Jankowska. Kobieta przyznaje, że wówczas wiele osób okazało jej życzliwość, pomagało w zakupach oraz pytało o samopoczucie.

Na co obecnie mieszkanka podtoruńskiej gminy poświęca swoje dni? Okazuje się, że zakupy przez Internet potrafią zabrać sporo czasu. - Zwłaszcza te związane z narodzinami naszego wnuka - dodaje.

W domu Anny Jankowskiej izolacja przebiega w kreatywnej atmosferze. - Przy okazji wieczornych, rodzinnych śpiewów przy gitarze wymyśliliśmy, że będziemy dla naszych znajomych, śpiewających artystów, tworzyć muzyczne pocztówki. Prezentujemy więc nasze wspólne zdjęcia z podkładem: to ich piosenki śpiewane przez nas - wyjaśnia. Ale to nie wszystko! Rodzina zaangażowała się także w pisanie krótkich nowelek. Akcję tę zapoczątkowała na Facebooku nasza koleżanka, nazwała ją "Dekameron 2020": „Wzorując się na adekwatnej sytuacji z XIV wieku, tworzymy grupę inspirowaną Giovanii Boccaccio. Grupa Florentczyków uciekła wówczas przed dżumą, tak jak obecnie grupa toruńczyków (i nie tylko) przed koronawirusem. Wówczas ludzie ci tworzyli nowele, gdzie każdy dzień miał swój temat zadany przez kolejną królową lub króla, wybraną pod koniec kolejnego dnia. Obecnie proponujemy, aby każdy dzień miał swój temat - tylko i wyłącznie z przekazem pozytywnym".

Chociaż Anna Jankowska przyznaje, że rodzinnie dają sobie radę, to chętnie wróciłaby do pracy. - Brakuje mi rozmów, relacji, uśmiechów, brakuje mi moich uczniów, kolegów z pracy i wszystkich moich aktywności - kończy pani Anna.

Czekamy na kolejne opowieści Czytelników z ich "pamiętników z czasów pandemii". Tak, jak te powyżej, opublikujemy na naszych łamach. Prosimy o dołączenie zdjęć. Opowieści można przesyłać mailowo na adres marek.nienartowicz@nowosci.com.pl.

Sara Watrak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.