Pan Michał, który napisał najpopularniejszą polską pieśń
Był krakowianinem: urodził się w tym mieście, mieszkał przy ulicy Floriańskiej. Matka, przez całe miasto nazywana „panią Miriam”, chociaż przyjęła chrzest, zapisała się w historii Krakowa jako właścicielka kawiarni. Początkowo skromnej, z czasem bardziej eleganckiej, notabene odkupionej od matki Heleny Modrzejewskiej.
Parzeniem kawy pani Miriam zajęła się po rozstaniu z mężem, krawcem, wspominanym przez Marię z Mohrów Kietlińską przy okazji opisywanego przez nią Kuby, kruka słynnego restauratora, Pollera:
„W naszym domu i ogrodzie Kuba był prawie codziennym gościem (...), po drodze przez ulicę św. Scholastyki wstępował do pracowni krawieckiej p. Bałuckiego przez niskie okno (...) porywał zręcznie co się dało i pomykał szybko ze zdobyczą do naszego ogrodu, gdzie pod pierwszym z brzegu krzaczkiem winnym zrobił sobie skład przeróżnych drobnostek krawieckich, jako to guzików, sprzączek od kamizelek itp., po które to przedmioty przychodził do nas Michałek Bałucki, brzydki, ospowaty i zezowaty student...”.
Wiemy już, o kogo chodzi. Tak, to - jak sam o sobie mówił - robiący śtuczki Michał Bałucki. Sądząc ze zdjęć i rysunków, ani brzydki, ani ospowaty, ani zezowaty...
Czy w czasach swawolnego kruka Bałucki studiował jeszcze matematykę, czy już literaturę - nie wiadomo. Wiadomo, że wyrósł na tęgiego komediopisarza i jeszcze niedawno nieomal każdy Polak, a już z pewnością każdy krakowianin, znał „Grube ryby” lub „Radców pana radcy”, „Klub kawalerów” lub „Dom otwarty” albo wszystkie te sztuki i na dodatek jeszcze „Ciężkie czasy”. W jeszcze inny sposób zapisał się Michał Bałucki w naszej kulturze. Jak wielu przyzwoitych Polaków żyjących w XIX stuleciu trafił do więzienia. Mówiąc dokładniej - do więzienia św. Michała w Krakowie, za którego murami znalazł się dwukrotnie, w 1863 i 1866 roku. Tutaj napisał tekst jednej z najpopularniejszych polskich pieśni - „Góralu, czy ci nie żal”, kiedyś celebrowanej i szanowanej, z czasem zdegradowanej do roli śpiewu biesiadnego, bez którego nie mogły się obyć żadne zakrapiane imieniny. Kto skomponował muzykę, nie wiadomo. Podobno Władysław Żeleński, podobno Michał Świerzyński...
Niestety Bałuckiemu przydarzyło się coś, co często spotyka twórców. Nie dostrzegł w porę, że skończył się jego czas, wyczerpał talent. Wdawał się w prasowe spory, zgłaszał swe sztuki na konkursy dla młodych dramaturgów. W październiku 1898 r. wszedł w ostry konflikt z krakowskimi aktorami, którzy uznali, iż jego „Wędrowna muza” jest paszkwilem obrażającym ich środowisko.
W Teatrze Miejskim obrażeni komedianci uciekli się do osobliwego sposobu ośmieszania autora. Literalnie stosowali się do uwag zawartych w didaskaliach. Kiedy tekst brzmiał „zapala papierosa”, aktor, owszem, zapalał, ale nie wkładał do ust. Swoisty strajk przyniósł zamierzony skutek, krakowska publiczność uznała „Wędrowną muzę” za arcybzdurę. Dwa lata później „Blagierzy” i miażdżąca recenzja Rydla w „Czasie”. Nieco wcześniej została brutalnie zamordowana pani Miriam, jednak sądząc po korespondencji, Bałucki mniej się przejmował śmiercią matki, niż atakami na siebie...
Zastrzelił się 17 października 1901 roku na Błoniach, przed wejściem do parku Jordana. Pogrzeb był pośmiertnym triumfem pisarza. Nie wiadomo tylko, czy krakowianie przybyli tal licznie, aby uczcić Bałuckiego, czy aby dokuczyć nielubianemu powszechnie kardynałowi Puzynie...
WIDEO: Karol Estreicher - polski obrońca dzieł sztuki
Źródło: Dzień Dobry TVN, x-news