Pan Tu Nie Stał, czyli jak łodzianie odnieśli sukces w stylu PRL
Bez kredytów, oszczędności i unijnych dotacji - małżeństwo z Łodzi krok po kroku zbudowało markę Pan Tu Nie Stał. Przy produkcji i sprzedaży designerskich artykułów nawiązujących do estetyki znanej z PRL pracuje już ponad 20 osób.
Oranżada, dostawcze żuki, zastawa stołowa Funduszu Wczasów Pracowniczych. Takie wyroby zna ze swojego dzieciństwa pokolenie dzisiejszych 30- i 40-latków. Para łodzian odkryła, że na sentymencie do socjalistycznego wzornictwa można stworzyć porządny, kapitalistyczny biznes. Trzeba tylko mieć dobry pomysł. I... sporą dawkę poczucia humoru.
Znaną w całej Polsce markę Pan Tu Nie Stał stworzyli: urodzona w 1979 roku Justyna Burzyńska, z wykształcenia socjolog, i trzy lata młodszy Maciej Lebiedowicz, z zawodu grafik. W dzieciństwie przesiąkli charakterystycznym wzornictwem z czasów PRL: obrazkami w książkach dla dzieci, plakatami, znakami graficznymi. Jak podkreśla Maciej, były to czasy dobrego wzornictwa. - Zaczęliśmy kolekcjonować przykłady takiego projektowania: etykiety spożywcze, opakowania, plakaty, książki dla dzieci - mówi Maciej. Stworzyli też bloga, na którym pokazywali swoje kolekcje.
Blog się spodobał. Postanowili więc nie tylko zbierać, ale też tworzyć coś własnego. Akurat w Warszawie zaczęto organizować niezależne targi designu Przetwory. Artyści pokazywali tam swoje prace wykonane głównie z materiałów do recyclingu. Łodzianie wystawili swoje stoisko.
- Zrobiliśmy kolczyki ze starych złotówek i klawiszy komputerowych. Były to rzeczy niepoważne, ale jednak z pomysłem - wspomina Justyna Burzyńska. Spodobały się, tak samo jak kilkanaście koszulek, na których chałupniczą metodą ich przyjaciel naniósł motywy znane z czasów PRL.
Początkowo oboje traktowali tworzenie gadżetów jako hobby. Ale wkrótce postanowili otworzyć firmę produkującą tego typu wyroby. Początkowo był to dodatek do głównej działalności Macieja, który odszedł z pracy i założył własne studio graficzne. Pierwszy sklep stacjonarny powstał w 2009 roku na strychu pałacu przy ul. Jaracza 45 w Łodzi. Tam Maciej miał pracownię. Przychodzili głównie stali klienci, sporo sprzedaży odbywało się przez internet. Ale rok później przenieśli się do dużego lokalu po Cepelii w nieistniejącym już dziś kompleksie hotelu Centrum. W 2012 r. byli już w Off Piotrkowska, gdzie Pan Tu Nie Stał jest do dziś.
Nie brali kredytów, zyski inwestowali w rozwój. Nie było trudno, ale i nie obyło się bez zaskoczeń. Za pierwsze metki z własnym logo zapłacili 120 zł. - Byliśmy zdziwieni, że to aż tyle kosztuje - przyznaje Maciej. Początkowo własnego towaru mieli za mało. Sprzedawali więc także ciekawe wyroby innych polskich twórców, m.in. książeczki dla dzieci i zabawki. To zostało do dziś.
- Firmę rozwijaliśmy stopniowo. W miarę jak zwiększało się zainteresowanie klientów, przechodziliśmy do kolejnego etapu i zatrudnialiśmy nowe osoby, zmienialiśmy lokale - wspomina Justyna.
W swoich pracach oparli się na trzech elementach: tradycji polskiego wzornictwa, humorze i nucie nostalgii. Klientami stali się głównie ich rówieśnicy: młodzi Polacy urodzeni pod koniec lat 70. i na początku lat 80. Produkty przypominały im pierwsze lata życia.
- Niby nasze dzieciństwo było szare, spędzone w blokowiskach i PRL, czasach niedoboru. Ale mieliśmy pozytywne, kolorowe wspomnienia - mówi Justyna.
Najpierw w sprzedaży były tylko koszulki z nadrukami. Teraz w asortymencie sklepów Pan Tu Nie Stał można znaleźć odzież, torby, plakaty, kubki, pościel, śmieszne gadżety. Produkty stylistyką i kolorami nawiązują do wzornictwa z czasów PRL. Ale Pan Tu Nie Stał dodaje do nich sporą dawkę humoru. - Większość naszych produktów jest dwuznaczna. Mają drugie dno - przyznaje Maciej.
Są więc męskie bokserki z hasłem „klejnoty” i damskie koszulki z wizerunkiem kury „domowej” czy czapki z napisem „czołem” na czole. Na wyjazd turystyczny można wybrać piżamę z hasłem „tanie noclegi”, a miejsce na plaży zarezerwować ręcznikiem z napisem „zajęte”.
Nie brakuje produktów sentymentalnych, z nadrukowanymi gumami Turbo, socjalistycznymi widokówkami czy radzieckimi grami elektronicznymi. Ale Pan Tu Nie Stał komentuje też współczesną polską rzeczywistość, tworząc m.in. wzory z ogłoszeń o kredytach chwilówkach czy menu nadmorskich smażalni ryb.
Nad wzorami pracują cztery projektantki odzieży i dwóch grafików. Maciej czasem jeszcze tworzy nowe wzory. Ale większość tworzą pracownicy. Właściciele koordynują ich pracę. - Stwarzamy wizję tego, co ma powstać, pomysły na kolejne kolekcje i motywy. Ale firma się rozrosła i tworzy ją zespół. Samemu nie da się tego zrobić - tłumaczą.
Pan Tu Nie Stał posiada wzorcownię i maszyny do tworzenia prototypów. Ale produkcję zleca na zewnątrz firmom z Łodzi. - Chcieliśmy, żeby to był produkt polski, stworzony lokalnie. To dla nas ważne, że wiemy, kto to robi i jak się to odbywa - wyjaśnia Justyna.
Firma od dawna nie jest już tylko łódzka. Posiada własne sklepy w Warszawie i Krakowie. To też był naturalny element rozwoju wynikający z potrzeb rynku.
- Warszawa zamawiała bardzo dużo rzeczy, więc zaczęliśmy się rozglądać za lokalem. Obawialiśmy się poziomu czynszów, ale udało nam się wynająć nieco tańszy lokal od miasta - mówi Justyna.
Szefowie firmy planują dalszy rozwój, ale nie marzą o imperium. - Nie chcemy co roku otwierać kolejnego sklepu, tworzyć sieci franczyzowej, wchodzić do centrów handlowych. Bardziej zależy nam na zachowaniu niszowego charakteru marki i atmosfery rodzinnej firmy - mówi Justyna.
Ich historia pokazuje, że każdy może odnieść sukces, jeśli tylko będzie miał dobry pomysł i znajdzie niszę. - My wyszliśmy w odpowiednim czasie z odpowiednim asortymentem - ocenia Maciej.