Pandemia uderzyła w środowisko seniorów. Przemysł senioralny ma problemy
Takiej sytuacji nie było od lat. Domy Pomocy Społecznej na Opolszczyźnie mają wolne miejsca, a seniorzy się do nich nie kwapią. To uboczny efekt pandemii koronawirusa.
Problem z wolnymi miejscami zaczął się w grudniu 2020 roku – mówi Małgorzata Krywko–Trznadel, dyrektor największego DPS na Opolszczyźnie, w Klisinie w powiecie głubczyckim.
Razem z filiami dysponuje on ponad 700 miejscami całodobowej opieki.
– Trzy miesiące temu rozesłaliśmy do 2 tysięcy ośrodków pomocy społecznej w Polsce naszą ofertę i folder informacyjny, ale nadal mamy 20 wolnych miejsc dla osób z przewlekłą chorobą psychiczną. Nie wiem czemu OPS-y nie kierują do nas podopiecznych.
- Od 10 lat zawsze mieliśmy kolejkę oczekujących na przyjęcie, a w tej chwili dysponuję 15 wolnymi miejscami – mówi Jolanta Osuch, dyrektor DPS w Strzelcach Opolskich.
Cztery miejsca wolne ma powiatowy DPS w Prudniku. Podobnie jest też w innych placówkach. To przekłada się na problemy finansowe ośrodków, bowiem wysokie koszty stałe trzeba pokrywać, a dochodów nie ma.
DPS-y nie mogą bowiem zarabiać na innych usługach opiekuńczych, tymczasem w niektórych specjalistycznych placówkach opieki jedna osoba personelu przypada nawet na dwóch pensjonariuszy.
Średni miesięczny koszt pobytu w placówce publicznej na Opolszczyźnie wynosił w ubiegłym roku 3,7 tysiąca złotych od osoby.
Pytani przez nas dyrektorzy DPS-ów wskazują na trzy przyczyny nowej sytuacji.
W drugiej i trzeciej fali pandemii zmarła część podopiecznych, choć tu było różnie w różnych ośrodkach. Wykruszyło się też grono oczekujących w kolejce do przyjęcia.
Poza tym część już wpisanych do kolejki, z załatwionymi formalnościami, opóźnia swój przyjazd. Być może obawiają się zakażenia w kontakcie z innymi albo obawiają się nakładanej na ośrodki długotrwałej izolacji, kiedy ze względów sanitarnych nie można opuścić budynku. Niektóre DPS-y były ostatnio zamknięte w izolacji nawet przez trzy miesiące.
- Obawy o zachorowanie są bezpodstawne. Odwrotnie, jesteśmy bezpieczną wyspą, bo 100 procent naszych pensjonariuszy i większość personelu jest zaszczepiona – komentuje Maciej Staszewski, dyrektor DPS w Prudniku. – Mamy 4 wolne miejsca i 5 osób w kolejce, gotowych do przyjęcia. Oni jednak nie chcą przyjść, póki jeszcze sami sobie dają radę.
Dyrektor Jolanta Osuch wskazuje też na inną przyczynę problemów absencyjnych. W ostatnich latach przybyło na Opolszczyźnie prywatnych placówek z całodobową opieką nad seniorem. Od 2018 do 2020 roku powstało 12 nowych, małych ośrodków. Niektóre opiekujące się tylko kilkunastoma osobami. Liczba miejsc w prywatnych ośrodkach w ciągu 3 lat wzrosła trzykrotnie z 350 do prawie 1,1 tysiąca. Dla porównania w 29 DPS-ach prowadzonych od dawna przez samorządy i instytucje kościelne jest ok. 3 tysięcy miejsc.
- To nowe obiekty, niedawno wyposażone. Publicznym placówkom trudno jest konkurować z nimi pod tym względem – komentuje dyrektor Jolanta Osuch z DPS w Strzelcach Opolskich. – Poza tym łatwiej się tam dostać osobom, które chcą w pełni pokrywać koszty pobytu. Wystarczy podpisać umowę. Tymczasem w DPS-ach każdy podopieczny musi mieć wydaną decyzję administracyjną o umieszczeniu, jest badany przez OPS, musi ujawnić swoje dochody i stan majątkowy. Nawet jeśli potem sam płaci za swój pobyt.
Publicznym placówkom pozostaje w tej sytuacji konkurować poziomem usług, dobrą atmosferą, podejściem ze strony personelu. Bo seniorzy i ich rodziny już wyczuły zmianę sytuacji i coraz staranniej sprawdzają ośrodek, zanim się do niego wprowadzą.