Pani Bożena i jej skarby
- Mój mąż mówi, że on nic takiego ciekawego na targach nie zauważa, a „ty w największych rupieciach znajdujesz swoje skarby” – opowiada Bożena Gibaszak.
Na ławie w ganku rozsiadły się łabędzie, kaczki, kurki i inne ptaszki. Niektóre są ze szkła, inne ceramiczne i porcelanowe. Zależnie od pory roku i okazji zaraz po otwarciu wejściowych drzwi podziwiać można u pani Bożeny Gibaszak z Dąbrowna inną dekorację. Na Wielkanoc szykowały się kurczaczki i króliczki.
Drobne figurki sprawiają właścicielce dużo radości. – Jedni palą papierosy, inni piją alkohol, a ja lubię zbierać takie rzeczy. Lubię to, nie nudzę się przy tym. Jak trzeba to wszystko podkurzać, to mam dwie starsze wnusie, bierzemy wilgotne szmatki i przecieramy wszystko. Na święta zbieramy to i wystawiamy inne figurki – opowiada pani Bożena, uśmiechając się.
Kolekcje obecne są nie tylko na ganku. W kuchni nad węglowym piecem dumnie prezentują się mosiężne świeczniki i dzbanki. Wiszą metalowe talerze. - Sama je pomalowałam, farbkami dla dzieci, żeby je trochę ożywić – przyznaje pasjonatka. Na pytanie, z czego jest najbardziej dumna, odpowiada, że każda rzecz cieszy, nawet ta najdrobniejsza. – Nie pamiętam, od kiedy zbieram. Jak byłam dzieckiem też różne rzeczy zbierałam, nawet bilety z PKP. Były to takie małe tekturki. Z czasem, kilka przeprowadzek w życiu i gubi się takie rzeczy – opowiada. – Nie są to regionalne pamiątki. Potrafiłam być też w Berlinie na pchlim targu, żeby stamtąd też sobie coś przywieźć. Od znajomych Niemców też dostaję. Synowa mi też coś podrzuci.
- Jeździ Pani też na targi staroci w Polsce? – dopytujemy. – Tak, do Głogowa, Zielonej Góry, Nowej Soli, a przede wszystkim do Sławy, tam targ jest czynny w środy i soboty. Jeżdżę do Sławy często na zakupy, u nas w Dąbrownie sklepu nie ma. Jadę tam, przy okazji zawsze coś uda mi się znaleźć – przyznaje pani Bożena. – Po trasie jak gdzieś jadę, to sobie coś kupię. Te konie na blaszanym talerzu syn z Belgii mi przywiózł, żeby do kompletu były.
Kolekcje zajmują w domu coraz więcej miejsca. Na ganku jest nawet specjalna półeczka. – Od kolegi Niemca dostałam. Powiedział będziesz miała na te swoje pierdołki. Trzeba jakieś miejsce na to poświęcić. Syn śmieje się, że mi wyremontuje pokój na górze i będę tam miała moje muzeum – odpowiada kolekcjonerka.
– Ma pani obrączkę na palcu, co mąż na pasję? – pytamy dalej. – Mąż pochwala. Nie ma nic przeciwko temu. Nic nigdy od niego takiego nie dostałam. Mówi, że nic z tych rzeczy nie zauważa, „a ty w największych rupieciach znajdziesz swoje skarby”. Zależy, co człowieka interesuje – słyszymy w odpowiedzi. – Nowoczesnych rzeczy to ja nie chcę. Niech pani pójdzie do takiego sklepu, czy kaczka jest podobna do kaczki, czy łabędź jest podobny do łabędzia? Takich nie kupuję. Sklepowe próbują mi wcisnąć, ale nie biorę. Nie mają wyglądu. Trzeba się domyślać, co to jest, a to już mnie nie fascynuje. Lubię przedmioty z historią. Ten dzbanuszek od esencji do parzenia herbaty jest poniemiecki z mojego rodzinnego domu – mówi mieszkanka Dąbrowna i pokazuje na jeden z egzemplarzy kolekcji dzbanków ułożonych na górze kuchennych szafek.
Pani Bożena docenia też obrazy, które wisiały na niejednej ścianie niejednego domu. - Ten obraz z piękną starą chatą kupiłam. Tamten z brzozą dostałam od znajomego, powiedział: będziesz miała ten obraz - opowiada kolekcjonerka.
Na parapecie w kuchni są małe zabawki, ale te należą do wnuczek, służą do zabawy. - Czy coś jest do jest sprzedaży? - pytamy. – Nie ma mowy. To jest moje bogactwo – śmieje się pani Bożena. – Nigdy też nie myślałam o wystawach, to moje prywatne zbiory.
Kiedyś przed domem państwa Gibaszaków były ustawione pługi. Rosły też warzywa. - Rezygnuję z ogródka przed domem, będą tam kwiaty i maszyny rolnicze, a z ogródkiem warzywnym poszłam gdzie indziej. Na wszystko trzeba czasu i zdrowia, to jest najważniejsze. Trzeba też zdążyć ze wszystkim, żeby na bieżąco być. Co jesienią się rozstawiać? Już wiosną trzeba wszystko zrobić - wyjaśnia pani Bożena
Pani Bożena mieszka w Dąbrownie od 33 lat, od momentu zamążpójścia. Jest rolnikiem. Hoduje kury, kaczki, indyki i perliczki. – Wstaję wtedy, kiedy muszę pójść do zwierząt, a potem to już mam czas dla siebie. Jestem emerytką. Na luz wrzuciłam – podsumowuje Bożena Giba-szak.