Pani Renata nie może być więźniem swego domu. Pomóżmy jej zdobyć windę!
Wypadek spowodował, że znalazła się na wózku. Tylko mąż daje radę znieść ją na dwór. Gdy jest w pracy, zostaje sama. Mogłaby wyjść do ludzi. Gdyby nie schody. Pomóżmy jej pokonać tę barierę
- Dziękuję Bogu, że zostawił mi buzię i kciuka - mówi Renata Józefów, dla której piątek trzynastego źle się kojarzy. Tego dnia jej życie przewróciło się do góry nogami.
Wcześniej była bardzo aktywna. Praca, dom, dzieci, Zawsze w biegu. Zawsze wśród ludzi. Bo kontakt z nimi ceni najbardziej. Stąd też praca w firmie z artykułami papierniczymi czy ostatnia w Żabce. Była okazja do rozmów, uśmiechu...
Zawsze umiała podnieść innych na duchu
Przyjaciele mówią o niej, że na Renatę zawsze można było liczyć. Potrafiła każdego podnieść na duchu.
- Opiekowała się też swoją teściową, która zachorowała na Alzheimera, a potem amputowano jej nogę - opowiada przyjaciółka Renaty - Ewa Wójtowicz. A Wiesława Kotyrba dodaje, że panie znają się od lat. Kontakt nawiązały przez dzieci. Dziś trudno im sobie wyobrazić, by miały się ze sobą nie spotykać.
- Ja mam syna - mówi Ewa Wójtowicz.
- A ja córkę - dodaje Renata Józefów.
- Nasze dzieci zaczęły chodzić ze sobą. Spotykaliśmy się ze sobą także my - opowiada pani Ewa. - Potem dzieci się rozstały, a my - nie!
Pani Renata nie kryje zadowolenia z przyjaźni. Takiej na dobre i na złe. Sprawdzonej przez życie...
Piątku, 13 lipca 2012 roku, nigdy nie zapomni. Około godziny 20.00 jechała drogą z Nowogrodu Bobrzańskiego. Cieszyła się latem.... Nic nie wskazywało, że może się coś wydarzyć. Było jasno na dworze, jechała zgodnie z przepisami. Jak zawsze. Podczas wyprzedzania nagle żwirek ‚,pociągnął” ją tak mocno, że dachowała i uderzyła w drzewo. Straciła przytomność. Odzyskała ją dopiero w szpitalu, na oddziale neurochirurgii. Od razu ją operowano.
Gdy w końcu otworzyła oczy... - Nie był to miły widok. Oskalpowana głowa... - wspomina pani Renata.
- Jak ją odwiedziłam na intensywnej terapii, zobaczyłam, że ma niebieskie oczy - dodaje Ewa Wójtowicz.
- To od tabletek. Dopiero później wróciłam do rzeczywistości, czyli do piwnych oczu - mówi z uśmiechem pani Renata. Ale na początku do śmiechu nie było. Diagnoza nie napawała optymizmem. Uraz odcinka szyjnego kręgosłupa. Złamanie kręgu C7. Zwichnięcie kręgosłupa C6 z przemieszczeniem do kanału kręgowego. Uraz głowy. Rozległa rana powłok skórnych głowy typu oskalpowanie. Uraz klatki piersiowej. Odma opłucna w okolicy segmentu 6 płuca prawego. Obszar stłuczenia segmentów górnych płuca lewego. Płyn w lewej jamie opłucnej grubości 11 mm. Złamanie prawobocznej części trzonu kręgu Th 11. W efekcie końcowym porażenie kończyn dolnych, niedowład kończyn górnych i ostra niewydolność oddechowa.
Nie potrafiłam cieszyć się z tego, że żyję
- Najgorszy był widok wózka i słowa lekarzy, że nie wstanę na nogi - wspomina pani Renata. - Załamałam się kompletnie. Choć rodzina, przyjaciele cały czas byli przy mnie, podtrzymywali na duchu, nie potrafiłam się cieszyć z tego, że przecież żyje.
Córka Justyna nie wiedziała, jak pomóc mamie. Załatwiła psychologa. Ale i on nie był w stanie sprawić, by pani Renata stwierdziła: chce się żyć! Kobieta nie funkcjonowała bez tabletek.
Potem był obóz rehabilitacyjny. Po nim drugi i trzeci. Dopiero wtedy uznała, że skoro inni mogą w miarę normalnie funkcjonować, to i ona zrobi wszystko, by maksymalnie uniezależnić się od innych. Regularnie ćwiczy, stara się jak może radzić z codziennymi czynnościami. Sama chwyci kubek i napije się herbaty. Bo choć ręce ma sparaliżowane, palce zgięte i ściśnięte, to kciukiem nauczyła się nie tylko trzymać kubek. Ale i pisać na klawiaturze laptopa, odebrać telefon...
Chcę pomagać osobom w podobnej sytuacji
- Dziękuję Bogu, że zostawił mi buzię. Nie wyobrażam sobie, jak miałabym nie mówić. Zawsze lubiłam dużo gadać - mówi Renata Józefów. - Tak jest też i dziś. Dziękuję za kciuka, bo gdyby nie on, nie mogłabym np. prasować. A ja kocham to robić.
Ola, rehabilitantka, nie może się nadziwić, jak pani Renata sprytnie sobie radzi z tą czynnością. Jak zębami przewraca koszulki. I jak dokładnie wszystko musi być wyprasowane. Fuszerka tu nie przejdzie... Jest jeszcze problem z koszulami męża. Ale pani Renata już pracuje nad sposobem ich układania i prasowania. Wierzy, że i w tym dojdzie do perfekcji.
- Moim marzeniem jest pomaganie innym osobom, które nagle znalazły się w podobnej sytuacji co ja - podkreśla zielonogórzanka. - Pokazywałabym na swoim przykładzie, że dzięki systematycznym ćwiczeniom można wiele osiągnąć.
Podkreśla, jak w trudnych chwilach ważne jest wsparcie innych osób. I jak ciężko słyszeć na ulicy słowa: - Ooo, tak pani pięknie wyglądała przed wypadkiem...
Na szczęście słyszy też inne. Choćby od wnuczki Zuzi, która bardzo kocha małą babcię (mała, bo na wózku).
- Klucze do tego mieszkania ma 10 osób. Czuję się bezpieczna - opowiada pani Renata i podkreśla, że ludzi potrzebuje jak tlenu...
Tymczasem przez wiele godzin oknem na świat pani Renaty pozostaje jedynie telewizor. I internet. Przecież bliscy muszą chodzić do pracy, zająć się też swoimi sprawami.
- Mogłybyśmy zabierać koleżankę na różne imprezy w mieście czy choćby do kawiarni. Ale problemem jest wyjście z jej domu - opowiadają Ewa Wójtowicz i Wiesława Kotryba. - Nikt nie może sobie z tą sprawą poradzić, oprócz męża pani Renaty, Krzysztofa. Wypracował swój sposób, by znieść żonę na wózku po schodach. Mimo że to parter, trzeba jednak pokonać kilka stopni.
Gdyby nie one, życie pani Renaty mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.
- Zabrałabym ją na moją działkę albo do lasu. Mieszkam na drugim końcu miasta, ale dzięki ścieżkom rowerowym dojazd do mnie jest teraz bardzo prosty - zauważa pani Wiesława.
Przyjaciółki nie mają wątpliwości, że trzeba zrobić wszystko, by wózek przestał być już przeszkodą dla pani Renaty.
Najpierw myślano o podjeździe. Tu wymagana była zgodna wszystkich mieszkańców klatki. Okazało się, że jedna z sąsiadek jej nie wyraziła. Pomysł upadł. Pojawił się kolejny. Postawienie zjazdu z balkonu. Przyszedł architekt, obejrzał teren. I uznał, że czegoś takiego postawić tu nie można. Stanęło więc na windzie, która można umieścić przy balkonie, nikomu więc by nie przeszkadzała.
- Wydawało się nam, że w takiej sytuacji, państwo robi wszystko, by pomóc poszkodowanej osobie. Sprawa okazała się nie taka prosta - dodają przyjaciółki pani Renaty. - Teraz potrzebna jest zgoda mieszkańców, którzy mają wykupione mieszkania. W bloku, w którym mieszka pani Renata. Oraz w bloku sąsiednim.
Zarząd spółdzielni wyraził zgodę na windę, choć się nie dołoży. Teraz czas na lokatorów. Wystarczy, że powie „tak” połowa z nich. Na windę można dostać dofinansowanie z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Od 50 do 95 proc. Trzeba mieć jednak wkład własny. I dodatkowe pieniądze na mapy, projekt.
- Trudno dziś określić ile. Bo nie wiemy, jaką kwotę zaoferuje fundusz - mówią przyjaciółki pani Renaty, księgowe z zawodu. - Liczymy, że potrzebne byłyby jakieś 9-10 tys. zł. Choć może być różnie. Jeden ze znajomych na podobną inwestycję musiał uzbierać aż 29 tys. zł. Wszystko zależy od wysokości, rodzaju windy itd.
Teraz w bloku trwa termomodernizacja. Wymieniane są barierki na balkonach. Idealny czas na zamontowanie windy. Żeby potem nie niszczyć tego, co podczas prac zostanie zrobione. Stąd też wniosek do PFRON został już złożony. Na uzupełnienie dokumentacji jest miesiąc.
- Zastanawiałyśmy się, co zrobić, by szybko zebrać pieniądze. Myślałyśmy o festynie - opowiada pani Ewa. - Sama malowałabym dzieciakom buźki. Ale jest za zimno, nie pora na festyny czy plenerowe koncerty. Dlatego liczymy na pomoc zielonogórzan i mieszkańców regionu.
Ty też możesz pomóc pani Renacie
Panie podkreślają, że nie chodzi o duże sumy. Gdyby tak ludzie chcieli wpłacić po 10 zł... Za sprawą windy rozwiązałoby się wiele problemów.
Pani Renata jest podopieczną stowarzyszenia „Warto jest pomagać”. Na jej konto można wpłacać dowolne sumy. Każda jest na wagę złota. Darowiznę można przekazać na konto: BRE BANK, ul. Bema 7/6, 65-035 Zielona Góra 84 1140 1850 0000 2096 6400 1034 (dla Renaty Józefów).
Trzeba dodać, że pani Renata potrzebuje pomocy masażystów, rehabilitantów, więc musi ponosić duże koszty. Sprzęt ułatwiający codzienne życie, na razie jest poza zasięgiem rodziny. Najważniejszą teraz sprawą jest zakup i zamontowanie windy.
- Warto jest pomagać, bo sami nigdy nie wiemy, kiedy i my będziemy potrzebowali pomocy - mówią panie Ewa i Wiesława.