Parostatki na Wiśle. Co pływało po królowej polskich rzek?
W latach międzywojennych pływało po Wiśle niemal sto statków pasażerskich, a to tylko ułamek floty wiślanej. O tym, jak prezentowała się królowa polskich rzek, gdy jeszcze tętniła życiem, rozmawiamy z badaczem jej dziejów, Waldemarem Danielewiczem.
Tak sobie pomyślałem, że Wisła jako wielki szlak handlowy w zasadzie wyzionęła ducha razem z parą. Czas parowców był w każdym razie momentem jej największego rozkwitu. Później parostatki zaczęły znikać, a kiedy w ostatnim zgasł ogień pod kotłem, rzeka była już martwa. Żeby jednak nie zaczynać tak smutno - czy udało się panu ustalić, kiedy na Wiśle pojawił si ę pierwszy statek parowy?
Tak, oczywiście, w 1827 roku.
Już?!
To były dwa parowce, sprowadzone z Wielkiej Brytanii. Jeden nazywał się „Victory”, a drugi „Xsiążę Xawery”. Ten drugi miał długość: 31,51 m; szerokość: 5,50 cm i zanurzenie: 2,80 m. Zbudowany został w 1822 roku w angielskiej stoczni jako „Albion” dla Yarmouth & Norwich Steam Packet Co. London. Polską nazwę zawdzięczał księciu Franciszkowi Ksaweremu Druckiemu-Lubeckiemu, ministrowi skarbu Królestwa Polskiego, który był motorem jego gospodarki. Oba statki początkowo trafiły do Gdańska, gdzie zatrzymały je problemy z przepisami portowymi, które mówiły, że na terenie portu nie wolno rozpalać otwartego ognia. Choć później „Xsiążę Xawery” odbył kilka rejsów pasażerskich do Sopotu. „Victory” był unieruchomiony z powodu awarii kotła parowego. W 1828 roku statki popłynęły do Warszawy, gdzie zameldowały się latem.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień