Pasażer czeka i obserwuje. Potem narzeka i pisze do DZ
Komunikacja miejska cały czas się zmienia, ale pasażerowie wciąż na nią narzekają. Autobusy i tramwaje to od lat temat listów, które ślą do redakcji nasi Czytelnicy.
Tysiące mieszkańców Śląska i Zagłębia wsiadają codziennie do autobusów i tramwajów. Coraz rzadziej narzekają naniepunktualność, prędzej już na niedogodności związane z kartą ŚKUP. W porównaniu z sytuacją sprzed lat zwiększyła się też kultura kierowców. Kiedyś było z tym ciężko.
„Wysiadaj wole, nie gadaj i ciesz się, żeś w ogóle jechał” - tak pasażerowi autobusu linii nr 23 na uwagę o niezatrzymywaniu się na niektórych przystankach odpowiedział jego kierowca. Inny pasażer chciał jechać z przystanku przy ul. Zawadzkiego (dziś Sokolska) w Katowicach o godz. 4.57. „Oczywiście autobus wypadł, nie przyjechał również następny i dopiero doczekaliśmy się tego o 5.32” - żalił się w 1972 roku Stanisław z Katowic. Przystanki omijała również „17” z Bytomia do Radzionkowa. „Gdy autobus wreszcie się zatrzymał, jeden z pasażerów zwrócił kierowcy uwagę, ale ten spojrzał groźnie na niego i dołożył kilka „wyrazów obcych”, których wstyd powtórzyć” - pisała pasażerka. „Jadę jak chcę” - powiedział z kolei kierowca pasażerce linii nr 130 z Knurowa-Szczygłowic do Katowic, która na przystanek w Rudzie Śląskiej-Halembie, na autobus odjeżdżający o 20.10 przyszła kwadrans wcześniej, ale i tak zobaczyła tylko odjeżdżający wóz. Dogoniła go dopiero taksówką przy targowisku w Kochłowicach.
Kultury zabrakło też kierowcy autobusu PKS Luks z Katowic do Krakowa z 1979 roku. „Na przystanku w Mysłowicach wsiadał ułomny mężczyzna z dużym bagażem. Kierowca głośno wykrzykiwał „po co inwalidzie tyle walizek” i komentował fakt podróży człowieka ułomnego. Był to bardzo niemiły incydent”. Delikatnie powiedziane. Dziś taki szofer z miejsca zostałby zwolniony z pracy.
W listach od Czytelników nie brakowało również narzekań na rozkład jazdy. „O ile autobusy linii nr 8 Sosnowiec - Katowice nie spóźniają się nigdy, o tyle 55 i 116 Sosnowiec - Gołonóg nigdy nie przyjeżdżają na czas. Wiecznie opóźnione, wiecznie przepełnione, cuchnące i brudne. A na każdym przystanku, jak na ironię, wiszą rozkłady jazdy. Po co?” - pytał Czytelnik w połowie lat 70. Z tym jest dzisiaj o wiele lepiej. Na wielu liniach wciąż występuje za to problem, na który w 1972 roku uskarżał się katowiczanin: „Autobusy jeżdżą stadami, po trzy, cztery i więcej, jeden za drugim, niezależnie od linii, które obsługują. Konsekwencją tego jest ogromny tłok i ścisk w tych pojazdach, które nadjeżdżają w pierwszej kolejności, podczas gdy wszystkie następne jeżdżą prawie puste” - napisał do redakcji J.W.
Nie lepiej było wówczas i na szynach. Czytelnik z Raciborza alarmował, że pociągiem z tego miasta do Katowic jedzie się dłużej niż z Katowic do stolicy. „Jeżeli wsiądzie się w Katowicach o godz. 4.06 w pociąg doRaciborza, to jest się tam o 7.50, a więc będzie się jechało dłużej niż pociągiem pospiesznym z Warszawy do Katowic. Maratończyk Bikila Abebe biegnie szybciej. Z okazji rocznicy wyzwolenia Raciborza wołam więc: zwiążcie to miasto z resztą kraju, z Macierzą!” - apelował Józef z Raciborza.
„Panie redaktorze, czy ma pan jakiś sposób, radę, jak szybko pokonać odległość 78 kilometrów, które dzielą Katowice od Krakowa?” - pytał redakcję Czytelnik z Katowic, który zwracał uwagę na kiepski stan połączeń zarówno kolejowych, jak i autobusowych między tymi dwoma miastami. Skąd my to znamy... To zresztą niejedyne kolejowe problemy poruszane w listach. „To jawne bimbanie z pasażerów przez PKP. Pomyśleć, że kiedyś PKP była wzorem punktualności i doskonałej organizacji”. Okazuje się, że tak o naszej kolei mówiono już w drugiej połowie lat 70.
Kilka miesięcy temu Tramwaje Śląskie uruchomiły bezpośrednie połączenie tramwajowe Katowic z zajezdnią w Gliwicach. Przedtem konieczna była przesiadka na pętli w Rudzie Śląskiej-Chebziu. W 1979 roku Czytelnik donosił, że „pasażerowie nie akceptują przesiadki w takich warunkach, o czym przekonał się słuchając słów wypowiadanych pod adresem WPK, które nie nadają się, niestety, do druku”. Wciąż aktualna jest jednak za to sprawa tramwajowego jednotoru na ul. Katowickiej w Bytomiu - między placem Sikorskiego a Pogodą. W 1972 roku dał się on we znaki pasażerowi jadącemu z Gliwic do kopalni Orzeł Biały w Brzezinach Śląskich. Co działo się na mijance? „Konduktorzy wysiedli i konferowali ponad 20 minut, nie powiadamiając pasażerów, że długo będą jeszcze czekać na XIX-wiecznej mijance na nadjeżdżający od Pogody tramwaj”. Dzisiaj poprawiła się tylko łączność między wozami, bo na wolny tor dalej się w tym miejscu czeka.
A w Bielsku-Białej? Pani Stanisława z tego miasta pisała: „Usunięcie komunikacji tramwajowej w Bielsku-Białej miało podobno ułatwić życie obywatelom tego podbeskidzkiego i szybko rozwijającego się grodu. Tymczasem stało się wręcz odwrotnie. Autobusy są przepełnione: ludzie torują sobie drogę do wnętrza pojazdu łokciami, pchają się, denerwują i klną na czym świat stoi” - żaliła się bielszczanka z dzielnicy Kamienica.
Niektóre komentarze mogłyby się znaleźć również w dzisiejszej gazecie. „Warto obudzić kogoś z dyrekcji WPK, komu powierzono opiekę nad trasami, po których kursują autobusy WPK, aby raczył wychylić swą szanowną postać zza biurka i wyruszyć w teren częściowo dla przyjemności, ale także z obowiązku”. I taki podpis - Wdzięczni Pasażerowie. Co Państwo na to?
Komunikacja miejska na szeroką skalę rozwinęła się u nas w XX wieku.
Pierwsza była kolej, która na Śląsk i do Zagłębia dotarła już w latach 40. XIX wieku. Później rozpoczęła się budowa linii tramwajowych. Ostatnie były autobusy, których kursy uruchamiano już przed II wojną światową, a dziś w transporcie miejskim dominują.