Patryk Vega: Byłem świadomy, że robię najbardziej kontrowersyjny film w historii Polski
- Mam nadzieję, że ten film wywoła jednak konkretne zmiany społeczne i spowoduje, że nie będę żył w kraju, w którym wkłada się żywe dzieci do misek, czekając, aż umrą - Patryk Vega mówi o swoim najnowszym filmie „Botoks”.
Wie Pan, ile osób obejrzało już „Botoks”?
Wiem. Blisko milion sześćset tysięcy ludzi poszło na mój film.
Nie czytali recenzji?
To do nich pytanie, ale uważam, że w dzisiejszym świecie ludzie myślą samodzielnie i nie kierują się recenzjami. To jest zresztą uderzające, bo tak naprawdę te wszystkie recenzje nie miały absolutnie żadnego wpływu na oglądalność. W związku z czym na miejscu recenzentów, nie tyle byłbym sfrustrowany, co zastanowiłbym się nad zmianą zawodu, bo widocznie kompletnie nie mają wyczucia, jeśli chodzi o to, co chce widownia.
Pan takie wyczucie ma?
Za mną stoją wyniki frekwencyjne filmu. Jestem z wykształcenia socjologiem kultury i staram się ten rynek sczytywać oraz wyciągać wnioski z własnych doświadczeń. Drugą rzeczą jest to, że jako socjolog kultury jestem też jedynym producentem, który realizuje filmy wyłącznie w oparciu o prywatny kapitał, a to oznacza, że dla mnie kwestią bezwzględną jest to, żeby film się zwrócił. Jeśli się nie zwróci, nie będę miał pieniędzy na kolejny film. To jest podejście biznesowe, które każe mi starać się o dobry wynik frekwencyjny mojego filmu. Uważam, że takie podejście jest fair. Podczas gdy polska branża filmowa funkcjonuje zupełnie inaczej. Może bowiem dojść do sytuacji, kiedy w kinach pojawia się film „Prosta historia o morderstwie” w reżyserii Arkadiusza Jakubika i dwa tygodnie później wyświetlany jest film „Jestem mordercą” z Jakubikiem. Mamy więc dwa filmy ze słowem „morderca” w tytule i z Arkadiuszem Jakubikiem. Efekt jest taki, że drugi film pokazuje się dla 7 tysięcy widzów. To jest dowód totalnej ignorancji; producentom nawet nie zależało na tym, żeby ten film przyniósł jakikolwiek wynik w kinie, bo po prostu dostali państwową dotację, której nie musieli zwracać. Uważam, że to jest patologia.
Podejście biznesowe to jedno. Ale film to przecież sztuka. Jak jest więc z Pana podejściem artystycznym?
Oczywiście, że ono również jest. Przede wszystkim jednak trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że mój film jest apolityczny. Na wyborach byłem raz w życiu. Od dziesięciu lat nie mam w domu telewizora, zupełnie nie interesuję się polityką. Film jest realizowany dzięki prywatnym pieniądzom i mam prawo pokazać w tym filmie swoją wizję świata. Jestem scenarzystą, reżyserem i producentem, a w związku z tym całkowicie odpowiadam za cały proces produkcji filmu, począwszy od scenariusza przez realizację, a na jego promocji kończąc. „Botoks” jest wiec moją wizją świata, bardzo osobistą wypowiedzią na temat tego, jak ów świat postrzegam. Jestem zdania, że to mój najbardziej artystyczny film, jaki zrobiłem w swoim życiu.
Odżegnuje się Pan od polityki, a pojawiają się głosy, że tym filmem przysłużył się Pan władzy.
To zbyt ogólny zarzut. Nie wiem, w jaki sposób mógłbym się przysłużyć, nie mogę się więc do tego odnieść. Jak już wspomniałem, polityką się nie interesuję, nie mam więc żadnej wiedzy na temat tego, jak władza odnosi się do kina w Polsce.
W tym przypadku nie chodzi o to, jak władza odnosi się do kina w Polsce, ale jak odnosi się do pewnych problemów. Takich, jak na przykład aborcja.
Jestem katolikiem, dla mnie kwestia aborcji jest czytelna. Nie mam dylematów, czy jestem za aborcją, czy przeciwko niej. Tak naprawdę „Botoks” nie jest spiskiem scenarzysty. Nie obudziłem się oto któregoś dnia i postanowiłem stworzyć film, który będzie jakimś rozliczeniowym obrazem ze służbą zdrowia, albo filmem, który przeforsuje konkretne tezy. Punktem wyjścia było to, że sami lekarze powiedzieli mi o tym, że nie było dotąd prawdziwego filmu, ani serialu, który by w sposób autentyczny opowiadał o współczesnej służbie zdrowia. Następnie spotkałem się z wieloma lekarzami, lekarkami, pielęgniarkami, położnymi, przedstawicielami koncernów farmaceutycznych i to, co było najbardziej poruszające w tych rozmowach z nimi znalazło odzwierciedlenie w filmie. Przy czym ten film jest odbiciem rzeczywistości i tak naprawdę jest zainspirowany przez samych lekarzy, bo to oni przyszli do mnie ze swoimi bolączkami i z patologiami, które trawią służbę zdrowia.
Jak Pan się więc odniesie do tych zastrzeżeń, uwag, czy wręcz oskarżeń, że manipuluje Pan statystykami, faktami? Ponieważ informacja o 17 tysiącach ludzi, którzy nie przeżyli operacji w zeszłym roku, pochodzi sprzed pięciu lat, a po drugie nie chodzi o to, że ci ludzie ponieśli śmierć na stole operacyjnym, ale umarli podczas pielęgnacji pooperacyjnej.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień