Patryk Vega: W sprawie śmierci posłanki Blidy jest kilkadziesiąt wątpliwości [ZOBACZ ZWIASTUN]
W kinach film Patryka Vegi "Służby specjalne". A w nim m.in. wątek śmierci posłanki, która ginie podczas zatrzymania przez ABW. Bohaterka przypomina posłankę Barbarę Blidę. Rozmawiamy z reżyserem. Zastrzega, że podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że śledztwo ws. śmierci posłanki Blidy zostanie wznowione. To pana dziwi?
Badanie OBOP-u wykazało, że ponad połowa społeczeństwa nie kupuje wersji z samobójstwem Barbary Blidy przedstawianej w mediach. Gdyby ABW zależało na wizerunku, działałaby na rzecz wyjaśnienia tej sprawy. W tej tragedii było tyle krętactw, że trudno wierzyć w jej wyjaśnienie po latach. Wyrok uniewinniający oficera ABW wskazuje raczej na to, że zostanie ona ostatecznie zamieciona pod dywan. Z perspektywy czasu wiadomo już, że Barbara Blida byłaby uniewinniona w kwestii zarzutów, które chciano jej postawić. Dlatego, chcąc wyjaśnić tę sprawę do końca, przed sądem należałoby także postawić Zbigniewa Ziobro, który na polecenie Jarosława Kaczyńskiego prześladował Barbarę Blidę, chcąc udowodnić istnienie „układu zamkniętego”.
Pan też nie wierzy w wersję, że posłanka popełniła samobójstwo?
Jest kilkadziesiąt faktów, które budzą wątpliwości. Najważniejsze z nich, to mataczenie w kwestii GSR – śladów prochu i osmoleń powstałych na dłoniach i odzieży po wystrzale. Oficer ABW, która poszła z panią Blidą do łazienki, zmieniła po całym zajściu kurtkę, uniemożliwiając identyfikację takich śladów. Co więcej, ona i pozostali oficerowie ABW umyli ręce. Niespójne i wewnętrznie sprzeczne są jej zeznania odnośnie od tego, gdzie przebywała w chwili wystrzału. Kuriozalne jest wreszcie to, że nie wpuszczono przez trzy i pół godziny policji na miejsce zdarzenia. Jak Pani sądzi, co oficerowie ABW robili tam w tym czasie?
Zobacz trailer filmu "Służby specjalne" w reżyserii Patryka Vegi
Ma pan swoją teorię, kto tak naprawdę zawinił w przypadku śmierci posłanki Blidy?
Nienaturalne ułożenie dłoni Pani Blidy w momencie wystrzału wskazuje na udział osób trzecich. Świadczy o tym również fakt, że osoby przebywające na miejscu tragedii wytarły z broni wszystkie odciski palców – nawet Pani Blidy. Proste rozwiązanie, które się nasuwa, to że doszło wówczas do szamotaniny z udziałem posłanki i innej osoby, która zakończyła się tragicznie. Nie można jednak ignorować drugiego dna tej historii. W dniu śmierci Barbary Blidy wartość oszustw węglowych szacowano na 150 miliardów nowych złotych. Ludzie, którzy dysponują takim budżetem, są w stanie zrobić wszystko, jeśli chcą pozbyć się niewygodnego świadka.
Można powiedzieć, że to, jak pan pokazał śmierć pewnej posłanki w swoim filmie "Służby specjalne", to pana wizja śmierci posłanki Blidy?
Nie można tak powiedzieć, bo na końcu filmu pojawia się napis, który wyjaśnia, że wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe. Jak wspomnieliśmy na wstępie, według oficjalnej wersji Barbara Blida popełniła samobójstwo. Bohaterka w moim filmie, do której Pani nawiązuje, została zamordowana. To dość zasadnicza różnica. Chyba, że ma Pani informacje, że to jednak ABW zastrzeliła Panią Blidę i w kolejnym wydaniu Dziennika Zachodniego ja i czytelnicy będziemy mogli o tym przeczytać?
Ale pokazał pan, że służby specjalne są odpowiedzialne za śmierć wielu ludzi.
Po dokumentacji przeprowadzonej do filmu jestem przygnębiony, bo informacje, które uzyskałem, na zawsze zmienią moje postrzeganie kraju, w którym żyję. I jeśli pyta mnie pani, czy w Polsce służby specjalne mordowały ludzi, to moja odpowiedź brzmi: tak.
Skąd to przekonanie?
Historia zabójstw dokonywanych przez służby w III RP rozpoczęła się od zabójstwa Jaroszewiczów i kilkudziesięciu zabójstw pozorowanych na wypadki przy aferze FOZZ. Dochodziło wówczas do absurdalnych sytuacji, w których np. wysadzono w powietrze samochód kontrolera NIK wraz z kierowcą, po czym stwierdzono, że mieli oni wypadek. Co ciekawe, kierowca, który przeżył, szybko umarł na zawał, a trzech policjantów, którzy dojechali na miejsce zdarzenia, tydzień później utopiło się na żaglówce.
Podczas zbierania dokumentacji natrafił pan jeszcze na jakieś informacje, które nie jednego w tym kraju mogłyby zdziwić?
W czasie dokumentacji dowiedziałem się kompromitujących rzeczy o każdym ugrupowaniu politycznym w tym kraju. Poznałem nazwiska agentów SB, którzy po dzisiejszy dzień piastują najwyższe stanowiska w polityce. Ludzie ci wyrywali ze swoich teczek tajnego współpracownika kartki z kompromitującymi materiałami, bądź dopisywali na okładkach przy TW „Kandydat”, by zdeprecjonować zawartość teczki. Na mikrofilmach wciąż są pełne zawartości teczek, które kompromitują te osoby - nawet lidera dużej partii. Tylko problem polega na tym, że w 1990 roku tak zmieniono prawo, że fotokopia nie może być dowodem, a jedynie oryginał papieru. Wiadomo więc, kto był agentem SB, ale w świetle prawa nic mu nie można zrobić. Jeśli miałem jakiekolwiek złudzenia dotyczące polityki, to już ich nie mam. Podobnie, jeśli chodzi o funkcjonowanie służb specjalnych. Na przestrzeni ostatniej dekady było wiele zabójstw, które tłumaczono nam samobójstwami, bądź wypadkami. Oczywiście można sądzić, że były to niefortunne zbiegi okoliczności, jak w przypadku tych trzech policjantów od afery FOZZ, którzy utopili się na żaglówce. Ale na podstawie tego, czego dowiedziałem się podczas pracy nad ”Służbami specjalnymi”, byłaby to daleko idąca naiwność.
Nie wierzy pan w teorie spiskowe?
Nie zgadzam się z wieloma teoriami, którymi żyje internet. Nie wierzę na przykład, że zamordowano generała Petelickiego. Wiem, że popełnił samobójstwo. Ale nie można być naiwnym i uważać, że nie dochodzi w Polsce do zabójstw dokonywanych przez służby. Decyzja o tym, żeby nakręcić ten film, zapadła, gdy dowiedziałem się, jak doprowadzono do wylewu pewnego polityka, by rozwiązać polityczny problem. Usłyszałem o tym od trzech niezależnych źródeł. Wiedziałem, że skoro coś takiego zdarzyło się raz, to jest prawdopodobne, że dowiem się, iż wydarzyło się więcej razy. Dla zwykłych ludzi to brzmi absurdalnie, bo oni nie zdają sobie sprawy, że obok nas egzystuje równoległy świat, który wpływa na najbardziej newralgiczne dziedziny życia społecznego.
Mogę więc rozumieć to tak, że mimo pana zapewnień, że w filmie pokazuje pan fikcyjne zdarzenia, nie wykluczone, że właśnie ta fikcja jest prawdziwa?
Życie rzadko kiedy przenosi się na ekran 1:1. Myślę o sobie raczej jak o konstruktorze, który wyciągnął z rzeczywistości pewne autentyczne elementy i skompilował je w jedną całość. W ocenie kilkudziesięciu oficerów wywiadu cywilnego i wojskowego, z którymi dokumentowałem „Służby specjalne”, to bardzo realistyczny film. Oczywiście generałowie, którzy wypowiadają się na temat filmu w mediach, nie przyznają, że służby w Polsce mordowały ludzi, bo oni byliby gotowi stwierdzić, że ks. Popiełuszkę zabiło koło gospodyń wiejskich.
Ci oficerowie nie bali się z panem współpracować i opowiadać, jak wygląda ich praca?
Ci ludzie nie powiedzieli mi wszystkiego. Są tajemnice, które zabiorą ze sobą do grobu. Opowiadali o sprawach, przy których byli blisko, ale które nie pogrążyły ich samych. I na pewno mi nie zaufali, bo ci ludzie nie ufają nawet sami sobie. Zdobycie tych informacji było piekielnie trudne. Wymagało ode mnie czasem jazd na drugi koniec Polski i spotykania się z tą samą osobą parę razy, by zdobyć kilka cennych zdań, które wcześniej nie były publikowane. Spotykałem się w lasach, na działkach, bądź w bezpiecznych pomieszczeniach. Nie mogłem tam jeździć samochodem z gps-em, kupowałem bilety za gotówkę i udawałem się bez telefonu, by nie można było mnie namierzyć po logowaniach komórki do BTS-ów. Dlatego dokumentacja do tego filmu trwała aż dwa lata.
Pokusiłby się pan, mając już kawał wiedzy na temat działalności służb specjalnych o nakręcenie filmu dokumentalnego?
Nie, bo taki film źle by się skończył dla autora. W sytuacji, gdy ujawnia się dowody, które tworzą dla kogoś realne zagrożenie, trzeba się spodziewać konsekwencji. Ja nie muszę się nikogo obawiać. Nakręciłem w końcu tylko film fabularny, który, co najwyżej, wywołał irytację pewnych ludzi.