Patryk zabił prostytutkę? Tak twierdzi prokuratura
I żądał dla niego 25 lat więzienia. Ale oskarżony zaprzecza i sugeruje, że mógł zostać wrobiony w morderstwo. Wyrok dzisiaj.
To będzie już drugi wyrok w tej mrocznej i bardzo niejasne sprawie. Cztery lata temu dojrzała szczecińska pani do towarzystwa, Jolanta S. została zasztyletowana. To trochę już staromodne słowo, którego nie ma w prawie karnym, dobrze oddaje to, co sprawca z nią zrobił. Zadał jej ok. 130 ciosów. Dokładnej liczby nie znamy, bo patolog - choć liczył dwa razy, nie był w stanie zliczyć wszystkich ran.
O zabójstwo prokuratura oskarża 36-letniego Patryka K., fotografa amatora, klienta ofiary. Odpowiada z wolnej stopy, bo po dwóch latach sąd uchylił mu areszt i wyrok 25 lat wiezienia. Dlatego sprawa toczyła się po raz drugi.
Koszulka z kroplą krwi
Mec. Mikołaj Marecki, obrońca K. pierwszy zauważył, że na zdjęciach z oględzin samochodu siostry oskarżonego coś nie gra. Brakowało plastikowej koszulki na dokumenty z kroplą krwi, która jest wymieniona na liście dowodów.
- A skoro nie było tej koszulki na zdjęciach robionych podczas oględzin samochodu, to może w ogóle jej tam wtedy nie było? Jak więc się znalazła na liście dowodów rzeczowych - rozsiewa wątpliwości.
6 września 2013 roku Patryk K. odwiedził Jolantę S. Bywał już u niej wcześniej.
- Tego wieczora obdzwoniłem z dziesięć panienek, ale żadna nie podnosiła słuchawki - mówił.
Twierdzi, że po wizycie u prostytutki, ta zamknęła za nim drzwi. Jolanta S. pedantycznie dbała o porządek, o czym zaświadczali świadkowie. Klienci musieli zostawiać buty przed drzwiami wejściowymi. Policja zabezpieczyła odcisk, który jest podobny do stopy oskarżonego. Po wyjściu od prostytutki zadzwonił do swojej siostry, która prawdopodobnie wie, jak było naprawdę, ale jako osoba najbliższa skorzystała z prawa do odmowy zeznań. Zapytał wówczas siostrę, dlaczego uprawia nierząd. To właśnie w jej aucie znaleziono ślad krwi Jolanty S. na plastikowej koszulce.
Sąd z innej strony próbował wyjaśnić, co się zdarzyło w domu ofiary. Biegli specjaliści od telefonów i komputerów mieli pełne ręce roboty, bo musieli ustalać, co było w zabezpieczonym przez policję sprzęcie. Wiadomo, że telefon oskarżonego logował się w pobliżu mieszkania ofiary, ale to tylko dowód pośredni. Proces jest poszlakowy.
Motyw
Pozostaje jeszcze sprawa motywu zbrodni. Prokuraturze nie udało się tego ustalić. Są tylko luźne sugestie, że oskarżony mógł się zdenerwować, gdy dowiedział się od Jolanty S., że jego siostra też jest prostytutką. Dlatego po wyjściu od razu zadzwonił do siostry z wyjaśnieni. Nie ma też dowodu, że w mieszkaniu siostry oskarżony wyprał zakrwawione rzeczy. Wyrok jutro.