Paweł Adamowicz: Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku nową katedrą [ROZMOWA]
Z prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem o wystawie stałej Muzeum II Wojny Światowej rozmawia Jarosław Zalesiński.
Zaczęło już funkcjonować określenie, że Muzeum II Wojny Światowej jest nową gdańską katedrą.
To głosy dziennikarzy zachodnich. Wydaje mi się, że coś w tych opiniach jest na rzeczy. Katedra ma znaczenie nie tylko sakralne. To także miejsce refleksji. Katedra jest miejscem kultu religijnego, ale katedry funkcjonują i na uniwersytetach.
Katedry były także jednym z centralnych punktów miasta.
Bez wątpienia mamy teraz w Gdańsku jak gdyby dwa płuca. Jednym z nich jest Europejskie Centrum Solidarności, a płucem drugim jest Muzeum II Wojny Światowej. W ten sposób w Gdańsku opowiadamy o historii Europy i świata...
W taki sposób, że te dwie opowieści się dopełniają?
Oba te gdańskie muzea razem opowiadają nam wspólnie o kondycji człowieka, o tym, jak człowiek zachowywał się w sytuacjach granicznych i najbardziej tragicznych.
I pokazują, że potrafił zachowywać się rozmaicie.
Czasami ocalał godność, potrafił stawić opór, walczył na miarę swoich możliwości, a niekiedy się ześwinił i kolaborował.
Albo ulegał jakiejś fałszywej ideologii - głównie o tym chyba muzeum opowiada.
Tak, Muzeum II Wojny Światowej jest także opowieścią o historii złudzeń. U podstaw każdej wojny leżą złudzenia. W wojnach nowożytnych były to złudzenia mas ludzkich, które pozwalały sobą manipulować przez ideologów i dyktatorów. Ci ideologowie i dyktatorzy potrafili manipulować strachem i ten strach przeorientować na nienawiść do innych narodów czy ras. My, współcześni, powinniśmy studiować historię, także tę historię utopii, ideologii i złudzeń.
Bo ta historia, jak wiemy, lubi się powtarzać.
Także dzisiaj jesteśmy świadkami procesu, w którym niektórzy widzą prawdziwy początek XXI wieku. Proces ten polega na tym, że populiści różnej maści, czy to po drugiej stronie oceanu, czy w Europie, stają się handlarzami złudzeń. Chcą nas przekonać, że coś można zrobić prościej, szybciej albo że wystarczy wygonić obcych i wtedy będzie nam wszystkim dobrze. Takie tony słyszeliśmy w latach 20. i 30. w różnych krajach europejskich, w Polsce, niestety, także. Te tony dziś powracają. Można by metaforycznie powiedzieć, że w symfonii ludzkości co któryś akt powracają fałszywe nuty. Zmieniają się tylko dyrygenci, którzy mają pokusę pobudzania w człowieku zła. Zamiast inwestować w pozytywną stronę człowieczeństwa, eksplorują złą stronę naszej natury.
Muzeum II Wojny w tym kształcie zatem w tym samym stopniu pokazuje, co i edukuje.
Oczywiście. Powstała tu szansa na niejedną lekcję historii, zarówno dla szkoły podstawowej, jak i dla liceum czy studentów. Każda z sal muzeum to osobna lekcja. Jest na przykład sala opowiadająca o masowej propagandzie, o manipulowaniu masami ludzkimi. To w kółko powraca. Powtarzamy, że historia magistra vitae est, chociaż niestety, nie studiujemy jej zbyt wnikliwie. Jedynie googlujemy historię. Zamiast googlować historię, zacznijmy odwiedzać takie instytucje jak Muzeum II Wojny, po to by przeżywać los tamtych ludzi, wczuwać się w ich sytuację. Doprowadzi to nas do pytań, dlaczego normalny człowiek w krótkim czasie stawał się częścią aparatu nazistowskich Niemiec, dlaczego normalny Rosjanin stawał się częścią aparatu przemocy w państwie sowieckim. Podobne pytania można by mnożyć. Dlaczego na przykład ludzie pozbywali się swojej niezależności i swojego krytycznego osądu i roztapiali się w masie podobnie myślących i reagujących ludzi.
Przesłanie tej wystawy może się jednak zmienić, jeśli zmieniony zostanie jej kształt. A tak się pewnie stanie.
Wczorajsza decyzja Naczelnego Sądu Administracyjnego to zła wiadomość i dla Gdańska, i dla Polski. To może oznaczać koniec Muzeum II Wojny Światowej w dotychczasowej formule. Z wielkiego światowego muzeum zostanie nam prowincjonalna wystawa. Oczywiście jeśli minister nie przemyśli swojego pomysłu na to muzeum. Mimo wszystko liczę na to.
Rozmawiał Jarosław Zalesiński
(współpraca ewel)