Paweł Małaszyński dzieli swój czas między dwie pasje: aktorstwo i rocka

Czytaj dalej
Fot. TVN/Mirosław Sosnowski
Paweł Gzyl

Paweł Małaszyński dzieli swój czas między dwie pasje: aktorstwo i rocka

Paweł Gzyl

Zdobył popularność występując w takich serialach jak „Lekarze” czy „Magda M.” Postanowił jednak zerwać z łatką telewizyjnego przystojniaka. Dzisiaj z powodzeniem zdziera gardło, stojąc przy mikrofonie zespołu Cochise.

Wszystko wskazuje na to, że serial „Belle Epoque” będzie miał kontynuację. Nie było to wcale takie oczywiste, ponieważ mimo szeroko zakrojonej produkcji i udziału wielu gwiazd, cykl początkowo spotkał się z nieprzychylnymi opiniami widzów. Ostatecznie ocena się jednak poprawiła - a emitująca go telewizja TVN była zadowolona z wyników oglądalności. Z takiego obrotu sprawy cieszy się na pewno grający w serialu główną rolę Paweł Małaszyński.

- Wiele lat temu w Polsce było mnóstwo takich produkcji, choćby „Lalka” z 1977 roku w reżyserii Ryszarda Bera czy „Rodzina Połanieckich” z 1979 roku w reżyserii Jana Rybkowskiego, ale faktycznie trzeba przyznać, że od 40 lat mamy w tym temacie serialowym przerwę. „Belle Epoque” to pierwszy taki krok, by to się zmieniło. Jednak, czy polski widz XXI wieku jest na to gotowy? Nie wiem - zastanawia się aktor.

Kiedy rozpocznie się produkcja drugiego sezonu „Belle Epoque”, na razie nie wiadomo. Paweł Małaszyński nie marnuje jednak czasu na bezczynne oczekiwanie. Ma bowiem drugą pasję - rocka. Dlatego wraz ze swoją grupą Cochise wyrusza jesienią w trasę koncertową po Polsce. Ci, którzy widzieli aktora na scenie, twierdzą, że to prawdziwy dynamit - warto więc wybrać się na występ zespołu, by poznać drugie oblicze Pawła.

- Kiedyś podszedł do mnie po koncercie stary harleyowiec i mówi: „Przyszedłem zobaczyć, co ten zespół znanego aktora wyprawia na scenie. I panowie, nie spodziewałem się, że tak rozłożycie mnie na łopaty. Pełen szacun! Rock and roll!”. Zaczęliśmy więc trochę rozmawiać i mówię mu: „Patrz: dwieście osób i prawie same dziewczyny”. A on na to: „Wolałbyś dwustu spoconych motocyklistów?” - śmieje się aktor.

Dwie pasje

Paweł urodził się w wojskowej rodzinie. Choć mogłoby się wydawać, że w związku z tym dorastał w żelaznej dyscyplinie - było dokładnie na odwrót. Zanim jego tata wstąpił do wojska, nosił bowiem długie włosy i grał w zespole big-bitowym. Ostatecznie zdecydował się jednak kontynuować rodzinne tradycje - i ostatecznie dorobił się stopnia pułkownika.

- Muzyka była od samego początku. To moja pierwsza miłość. Kiedy byłem nastolatkiem, w ogóle nie myślałem o aktorstwie. Chciałem wtedy iść w stronę muzyki. Zacząłem pisać teksty, zakładać pierwsze zespoły, ale nie spotkałem w tamtym czasie ludzi, którzy też myśleliby poważnie o graniu, tak jak ja. Ponieważ nie było z kim - zwróciłem się w stronę mojej drugiej pasji - wyjaśnia aktor.

I faktycznie: część wolnego od szkoły czasu Paweł spędzał w garażu, śpiewając rocka, a część w kinowej sali. Nie mogąc się spełnić na muzycznej scenie, postanowił zdawać do szkoły aktorskiej. Nie poszło mu najlepiej. Ponieważ umierał ze strachu, gdy stawał przed komisją egzaminacyjną, do krakowskiej PWST udało mu się dostać dopiero za trzecim podejściem. Kiedy ją skończył, zaczął grać w Teatrze Kwadrat. Ale popularność przyniosły mu dopiero telewizyjne seriale.

- Zawsze byłem i jestem otwarty na różne ciekawe propozycje, na nowe doświadczenia. Na początku swojej drogi zawodowej otrzymałem szansę zagrania kogoś takiego jak Grand w „Oficerze” i wpadłem w szufladkę aktora kina akcji. Potem chciałem udowodnić, że potrafię zagrać przeciwieństwo zimnego mordercy i wywalczyłem rolę Piotrka Korzeckiego w „Magdzie M”. No i wpadłem do kolejnej szuflady o wdzięcznej nazwie amant. Zrozumiałem wtedy, że już nie mam ochoty niczego udowadniać - podsumowuje aktor na łamach w „Nowości”.

Zawsze pod górkę

Mimo aktorskich sukcesów, Paweł nie zapomniał o rocku. Kiedy wreszcie spotkał w rodzimym Białymstoku odpowiednich ludzi, powołał wraz z nimi do życia zespół Cochise. Jego specjalnością stał się ulubiony styl rockowy Pawła - grunge spod znaku Soundgarden czy Pearl Jam. W ten sposób aktor powrócił do czasów swej młodości.

- Był taki okres, że nosiłem flanelowe koszule. Grunge kompletnie zmienił moje życie, osobowość, postrzeganie wielu rzeczy. Ale pamiętam siebie raczej ubranego w wyciągnięty sweter, z koralikami gdzie popadło, z długimi włosami i dzwonami - wspomina w Interii.

Kiedy Cochise nagrał materiał na pierwszą płytę - zaczęły się problemy. Wszyscy wydawcy chcieli umieścić na okładce zdjęcie aktora i podpisać zespół jako „Paweł Małaszyński i Cochise”. Nikt nie chciał jednak na to przystać - ani wokalista, ani jego koledzy. Dlatego początki grupy nie były łatwe.

- Musieliśmy walczyć z etykietą zespołu będącego „fanaberią telewizyjnego aktora”, która przylgnęła do Cochise. Zresztą to dzieje się cały czas. Na pewno w mniejszym stopniu niż kilka lat temu, jednak jest to ciągle odczuwalne. Zawsze mieliśmy pod górkę. Ale pod górkę to też do przodu - śmieje się Paweł.

Na pewno w tych wszystkich trudach wspomagała aktora żona - Joanna, która jest z zawodu tancerką i choreografem. Oboje znają się od liceum. Połączyła ich miłość do rocka. Dziś razem wychowują syna Jeremiego.

- Myśmy wychowali się na tym samym osiedlu. Przeszliśmy wspólnie wszystkie burze, wzloty i upadki. Doświadczenie życiowe, które w ten sposób zdobyliśmy, sprawia, że patrzymy na wiele rzeczy z dystansem. Joanna zawsze stała murem za muzyką, bo wie, że jest jak jest ona dla mnie ważna - deklaruje Paweł.

P A W E Ł

P jak pierwsza
Pierwsza z muzyką zapoznała Pawła mama, puszczając mu piosenki Klenczona, Grechuty i Czerwonych Gitar. Potem zaczął poznawać Beatlesów, Presleya, Michaela Jacksona. Kiedy w wieku 14-16 lat zaczął jeździć na obozy, odkrył Jimmiego Hendriksa, Janis Joplin i The Doors. Ostatecznie pochłonęła go muzyka z Seattle - grunge.

A jak apel
Początkowo Paweł w ogóle nie myślał o aktorstwie. Publiczne wystąpienia raczej budziły w nim przerażenie, a nie ekscytację. - Kiedy miałem wyjść i na apelu powiedzieć wierszyk przed całą szkołą, to broniłem się rękami i nogami, by tego nie robić - wspomina swoją podstawówkę. Dopiero kiedy zaczął oglądać kino akcji - zaczął marzyć o aktorstwie.

W jak widownia
Aktor jest przystojniakiem i to sprawia, że reżyserzy widzą w nim filmowego amanta. To z kolei powoduje, że ma ogromne grono wielbicielek. Widać to na koncertach Cochise, których publiczność stanowią głównie dziewczyny. - Mamy grupę wiernych fanek, które potrafią przejechać setki kilometrów, aby być na każdym naszym koncercie - mówi Paweł.

E jak emocje
Największe emocje aktor uwalnia podczas koncertów Cochise. - Zadaniem zespołu rockowego jest bowiem wciągnięcie widzów we wspólny krwiobieg. Jesteśmy w stanie przez te dwie godziny rozpętać rewolucję i poczuć jedność - mówi Paweł. - W teatrze natomiast są konkretne ramy - tutaj muszę trzymać swoją energię w ryzach - dodaje.

Ł jak łatwość
Paweł z łatwością dba o ciało . Nie poświęca mu zresztą zbyt wiele uwagi. - Lubię być w formie, ale bez przesady, nie jestem masochistą. Gdy kończą się projekty, daję mu odpocząć i pozwalam sobie na wiele, by po pewnym czasie, przy nowym zawodowym wyzwaniu, znów doprowadzić je do satysfakcjonującego mnie stanu - mówi.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.