27 sierpnia po ciężkiej chorobie zmarł Paweł Śledziejowski, prezes spółki Poznańskie Inwestycje Miejskie. I choć wiele osób wiedziało, że zmaga się on z nowotworem, to informacja o jego śmierci ich zaskoczyła. Wydawało się mało prawdopodobne, by determinacja z jaką walczył o życie mogła zakończyć się porażką.
Paweł Śledziejowski łatwo się nie poddawał. Jak mówią ci, którzy go znali, był twardy. Może właśnie dlatego tak trudno pogodzić się z jego odejściem.
– Ta wiadomość jest dla mnie bardzo bolesna
- mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. – W swoją pracę wkładał całe serce, zawsze w pełni zaangażowany. Cenię go jako skutecznego fachowca, ale też jako człowieka w pełni świadomego odpowiedzialności, jaką niesie służba publiczna i gotowego ten ciężar przyjąć. Jestem niezmiernie wdzięczny za wszystko, co zrobił dla mieszkańców Poznania. Z pewnością są świadomi, jak wiele udało mu się w tym mieście zmienić. Ja zawsze będę pamiętać, ile dokonał. Rodzinie i bliskim składam serdeczne wyrazy współczucia.
Dbał o swoich ludzi
Paweł Śledziejowski był absolwentem II Liceum Ogólnokształcącego, ukończył organizację i zarządzanie na Akademii Ekonomicznej (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny) w Poznaniu. Pracował między innymi w TP SA, PKP Polskie Linie Kolejowe i spółce Signity.
W 2015 r. przez trzy miesiące był dyrektorem Wydziału Transportu i Zieleni Urzędu Miasta, by w lipcu tego samego roku objąć stanowisko prezesa w spółce Poznańskie Inwestycje Miejskie.
Jaromir Weigel znał Śledziejowskiego od 16 roku życia.
– Chodziliśmy do tego samego liceum, do równoległych klas – mówi J. Weigel. – Wtedy był tak samo ambitny, pracowity i dokładny, jak pokazał, pracując dla Poznania.
Po szkole średniej ich drogi się rozeszły. Śledziejowski poszedł na Akademię Ekonomiczną , a Weigel studiował fizykę. Po studiach pracowali w różnych firmach. Ich drogi zawodowe zeszły się w jednej ze spółek kolejowych, a w ostatnim czasie w Poznańskich Inwestycjach Miejskich.
– To był człowiek bardzo uczciwy i sprawiedliwy dla podwładnych
– podkreśla J. Weigel. – Dbał o swoich ludzi, cieszył się ich szacunkiem i zaufaniem. To był człowiek z charyzmą, brał odpowiedzialność za swoje decyzje i działania.
Wiele osób, które miały okazję poznać prezesa PIM zwraca uwagę, że przede wszystkim nie bał się podejmowania decyzji.
– Był bardzo pracowity, wszystko chciał robić dobrze, a może nawet lepiej – wspomina J. Weigel. I dodaje, że znajdował także czas na swoje pasje. Bardzo lubił gotować wszelkie potrawy z ryb i owoców morza, prowadził aktywny tryb życia. – Lubił pływać, pływał wyczynowo. Grał w kosza, piłę nożną – mówi J. Weigel.– Gdy pojawiał się w towarzystwie, roztaczał wokół siebie pozytywną energię. Był człowiekiem wesołym, dowcipnym, pełnym werwy.
Mój jest ten kawałek podłogi...
Anna Samelak poznała Pawła Śledziejowskiego nieco później niż Weigel, bo na studiach.
– Studiowaliśmy na tej samej uczelni. Paweł był rzeczowy, konkretny, słowny, porządny kolega
– uważa A. Samelak. I dodaje, że był świetnym kompanem, dobrze razem bawili się w gronie znajomych. - Do dziś pamiętam, jak w jednym z akademików przy Dożynkowej Paweł śpiewał „Mój jest ten kawałek podłogi”.
Dwa lata po skończeniu studiów spotkali się na weselu kolegi, potem kontakt się urwał. Spotkali się po latach, gdy Śledziejowski podjął pracę w Urzędzie Miasta, a następnie w spółce PIM, bo Samelak pracuje w Poznańskich Ośrodkach Sportu i Rekreacji.
– To był najlepszy prezes PIM, jakiego można sobie wyobrazić – zaznacza A. Samelak. – Znał się na inwestycjach, potrafił podejmować trudne decyzje. Świetnie się z nim współpracowało. Czasami było widać po nim, jaka olbrzymia odpowiedzialność na nim spoczywa. To był mądry i dzielny człowiek.
Pani Anna opowiada, że potrafił pojawić się o godzinie 6 rano na budowie.
– Na podziw zasługuje jego walka z chorobą. Rano miał chemię, a tego samego dnia w południe pojawiał się już w pracy. Za to darzę Pawła dużym szacunkiem
- przyznaje A. Samelak. - On wiedział, że każdy dzień życia był mu podarowany. Jest mi bardzo przykro, straciłam przyjaciela.
Do ostatniej chwili pracował
Można powiedzieć, że Maciej Wudarski i Paweł Śledziejowski byli sąsiadami. Obaj mieszkali na Smochowicach.
– Gdy byłem w Radzie Osiedla Krzyżowniki-Smochowice, Paweł pojawiał się na naszych sesjach – opowiada Maciej Wudarski. – Wtedy była to przelotna znajomość.
Później M. Wudarski został zastępcą prezydenta Poznania, poszukiwał dyrektora Wydziału Transportu i Zieleni. Urząd Miasta ogłosił konkurs na to stanowisko. Udało się namówić Śledziejowskiego, by w nim wystartował.
– Zgłosiło się trzech kandydatów. Paweł miał najlepsze referencje
– podkreśla prezydent M. Wudarski. – Wykazał się najlepszym doświadczeniem w zarządzaniu, realizacji inwestycji, znajomością języka angielskiego.
Dyrektorem Wydziału Transportu i Zieleni P. Śledziejowski był zaledwie trzy miesiące. W tym czasie prezydent pilnie potrzebował kompetentnego prezesa spółki PIM. Przypomnijmy, że w 2015 r. „rozgrzebana” była Kaponiera, wykonawca zszedł z budowy estakady katowickiej. Jednym słowem dramat.
– Paweł podjął się tego wyzwania. To, że te dwie najtrudniejsze inwestycje zostały doprowadzone do końca jest jego osobistą zasługą – uważa M. Wudarski. – Z Poznańskich Inwestycji Miejskich uczynił profesjonalna spółkę, z jasnymi regułami gry, świetnym, kompetentnym zespołem, wykonawcy wiedzą czego się spodziewać.
Prezydent Wudarski nie ma wątpliwości, że gdyby nie umiejętności menadżerskie P. Śledziejowskiego, dzisiaj miasto wyglądałoby inaczej, nie byłoby tego co udało się wybudować.
– Był twardym negocjatorem. Przyniósł dużo korzyści temu miastu
– podkreśla M. Wudarski. – Pracował do ostatniej chwili. Gdy otrzymaliśmy informację o jego śmierci, dla nas wszystkich był to szok.
Inwestycje trzymał twardą ręką
Śledziejowskiego na prezesa PIM zaproponował Jędrzej Solarski, zastępca prezydenta i jednocześnie przewodniczący rady nadzorczej tej miejskiej spółki.
– Dał się poznać, jako dobry organizator. Stworzył nowy wydział. Poznał urząd, współpracował z jednostkami miejskimi – mówił wtedy J. Solarski.
Dziś prezydent Solarski nie ma wątpliwości, że był to dobry wybór.
– Uważam, że dobrze „poukładał” spółkę – mówi J. Solarski. – Stworzył świetny zespół fachowców.
Solarski rozmawiał z nim jeszcze trzy dni przed śmiercią.
– Cierpiał strasznie, ale do końca pracował
– zaznacza J. Solarski.
Poznańscy radni z rezerwą przyjęli informację o powołaniu P. Śledziejowskiego na stanowisko prezesa PIM. Wiedzieli, że ma doświadczenie z firm prywatnych, ale w urzędzie pracował krótko i nie mieli pewności, czy się sprawdzi. Tym bardziej było to zasadne, że był olbrzymi kłopot z terminowością inwestycji. Szybko jednak docenili kompetencje nowego prezesa, często stawiali go za przykład sprawnego i efektywnego działania.
– Był niesamowicie pracowity, bardzo dokładny, szczegółowy – mówi Tomasz Lipiński, radny Platformy oraz szef Komisji Gospodarki Komunalnej i Polityki Mieszkaniowej Rady Miasta Poznania. – Inwestycje trzymał twardą ręką, ale to dobrze.
Radny Lipiński przyznaje, że może czasami pracownicy spółki PIM narzekali na wysoko ustawioną poprzeczkę, ale te wymagania przyniosły określone korzyści miastu.
– Wiedzieli, że zna się na tym, co robi
– dodaje T. Lipiński i zaznacza: – Złego słowa na niego nie mogę powiedzieć. Prywatnie był sympatyczny, serdeczny, zawsze uśmiechnięty. Będzie nam go brakowało.
Pogrzeb w piątek
Bliscy, przyjaciele, koleżanki i koledzy, współpracownicy, znajomi pożegnają Pawła Śledziejowskiego w piątek (31 sierpnia). Nabożeństwo żałobne rozpocznie się o godzinie 14 w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej przy ulicy Naramowickiej w Poznaniu. Po mszy, o godzinie 15 na cmentarzu parafialnym Naramowice odbędzie się pogrzeb.