Paweł wygrał życie, więc gra dalej z WOŚP
- Gdyby nie sprzęt orkiestry, pewnie by mnie już nie było - przyznaje Paweł Anioł, wolontariusz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gorzowie
Paweł Anioł dziś ma 27 lat. - Ale gdyby w odpowiednim momencie nie zdiagnozowano u mnie guza mózgu i nie powstrzymano jego rozrostu, na pewno tego wieku bym nie dożył. Lekarze mówili to wprost - wyznaje gorzowianin.
Miał 10 lat, kiedy rozpoczęły się u niego potworne bóle głowy. Trafił do szpitala. Najpierw do Gorzowa. Później do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Okazało się, że ma guza wielkości piłeczki do golfa, umiejscowionego między półkulami mózgu. Ten guz, to wynik neurofibrymatozy, choroby genetycznej. Na szczęście zdiagnozowano ją u pana Pawła na czas. Rozpoczęło się leczenie i udało się zatrzymać rozrost guza. - I już wtedy, jako temu małemu chłopcu, wbiło mi się w pamięć, że to właśnie dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Na sprzęcie medycznym i tu w Gorzowie, i w Warszawie widziałem serduszka WOŚP. Już nie pamiętam, jaki to był sprzęt i do czego dokładnie służył. Ale serduszka zapamiętałem - twierdzi 27-latek. Przyznaje, że przed chorobą nie angażował się w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. - Ale już w szpitalu naszła mnie myśl, żeby zostać wolontariuszem. Ale ze względu na chorobę nie mogłem tak od razu - opowiada P. Anioł.
Kiedy była już pewność, że rozwój guza udało się powstrzymać, włączył się w akcję Owsiaka. I tak już od 12 lat działa, jako wolontariusz WOŚP. A w tym roku zadebiutował, jako szef sztabu WOŚP w gorzowskim gastronomiku przy ul. Okólnej. I przyznaje, że czuje ogromną odpowiedzialność. - Bo wszystkiego trzeba dopilnować. Żeby wolontariusze byli bezpieczni, żeby mieli co zjeść, żeby ci, co nie mają 16 lat byli pod opieką osoby dorosłej - wylicza 27-latek. W sobotę w sztabie przy ul. Okólnej P. Anioł jest już od rana. O 10.00 jest odprawa dla 150 wolontariuszy . Później 27-latek wraz z innymi sztabowcami składa kartonowe puszki. Wszystko musi być gotowe na niedzielę rano, kiedy o 8.00 stawiają się wolontariusze. Więc w niedzielę w sztabie jest już grubo przed 7.00. Jeszcze w sobotę P. Anioł planował wziąć udział w biegu „Policz się z cukrzycą”, który stratował o 11.00. Ale okazało się, że nie da rady. - Tu coś co chwilę trzeba przywieźć, dowieść, jeszcze zalatwić. Nie wyrobiłem się - rozkłada ręce mężczyzna.
I choć koło południa wydaje się, że w sztabie jest chwila wytchnienia, to i tak cały czas coś się dzieje. Wolontariusze przychodzą ogrzać się herbatą, coś zjeść. A o 13.00 robi się już „młyn”. Bo młodzież z puszkami schodzi się na gorącą grochówkę. Więc sztabowcy znów mają pełne ręce roboty z wydawaniem zupy. A prawdziwy kocioł i tak zaczyna się dopiero wieczorem, kiedy wolontariusze wracają z puszkami. Od 19.30 zaczyna się wielkie liczenie pieniędzy. I choć jeszcze ten finał się nie skończył, to pan Paweł już się cieszy na kolejny. - Bo praca przy jego organizacji, to takie moje podziękowanie orkiestrze za to, że dostałem szansę na życie. I wiem, że robię coś dobrego i że warto - zaznacza Paweł Anioł.