Paweł Zacharek - nasz gondolier znad Warty
Dziś w cyklu "Hej, cokoły" opisujemy Pawła Zacharka. Legendarnego gorzowskiego przewoźnika przez Wartę. Jego rzeźba siedzi na łodzi na bulwarze przy Wildomie.
Dziś taki ktoś jak Paweł Zacharek nie miałby racji bytu. Tymczasem 70 lat temu był dla ludzi jedną z najważniejszych osób w mieście. I choćby dlatego zasłużył na pomnik - mówi o Pawle Zacharku Arkadiusz Grzechociński, jeden z inicjatorów upamiętnienia Zacharka.
Oryginalna rzeźba człowieka w łodzi została dziewięć lat temu odsłonięta na bulwarze koło Wildomu. Bo niedaleko był mostek, skąd Zacharek zabierał ludzi swoją łodzią na drugi brzeg. Dlaczego był tak ważną postacią dla Gorzowa?
Silny i uprzejmy
Paweł Zacharek urodził się w grudniu 1916 r. koło Bydgoszczy. Jego ojciec trzymał tam swoje barki. Do Gorzowa Zacharek przybył jako 29-latek w 1945 r., choć miasto znał wcześniej od strony rzeki: pływał przez niemiecki wtedy Landsberg barkami. Jaki był?
- Uprzejmy, rzeczowy, bardzo silny, choć raczej szczupły. Często korzystaliśmy z jego usług przewozu przez Wartę. Zwłaszcza gdy na Zawarciu był mecz żużlowy - wspomina dziś gorzowianin Bernard Kukucki.
Jak usługa wyglądała? - Zwyczajnie. Podchodziło się do łodzi, płaciło... teraz nie pamiętam, ile - i już. Na samym początku nie było chyba biletów. Potem się pojawiły. Na początku też Zacharek wiosłował ręcznie, wiosłami. Potem dopiero, jakoś pod koniec lat 50., pojawiła się łódź motorowa - wspomina Kukucki. Tak było. Zacharek nazwał łódź Ksenia - od imienia ukochanej żony.
Kukucki pamięta Zacharka jako człowieka raczej milczącego. - Choć my z kolegami byliśmy wtedy młodzi i zwyczajnie gadaliśmy podczas podróży ze sobą. Może dlatego do nas za dużo nie mówił - zaznacza ze śmiechem. Przeprawa przez Wartę trwała kilka chwil. I już po chwili łódź zaczynała kurs powrotny.
Kurt Mazur nie tylko z Zacharkiem pływał (głównie po żużlu - w drodze do centrum), ale też zrobił mu kilka zdjęć podczas pracy. - Brał chyba wtedy 50 gr za przejazd. Podziwiałem jego siłę i spryt. Ponieważ, pomimo dosyć mocnego nurtu, całe godziny wiosłował tam i z powrotem - opowiada Mazur z szacunkiem.
Z racji tego, że gorzowski przewoźnik po Warcie mieszkał na barce - choć miał też adres przy ul. Fabrycznej - zdarzało mu się też ratować tonących. Sprawnie wyciągał ich z wody… bosakiem. Nic za to nie brał w zamian. Tak rodziła się jego legenda: ciężko pracującego, pomocnego, odważnego i sympatycznego przewoźnika.
Kładka była końcem
- Zaraz, zaraz. Ale dlaczego ludzie po prostu nie korzystali z mostu? - może ktoś zapytać.
Po pierwsze: nie było wtedy sprawnej komunikacji miejskiej. Po drugie: problemy były z mostem. W styczniu 1945 r. został wysadzony przez wycofujących się Niemców. Potem Rosjanie zbudowali most pontonowy, który udostępnili cywilom, a nawet powstał tymczasowy most drewniany, ale wiosną 1947 r. uszkodziła go kra. I tak naprawdę solidny most był dopiero od 1951 r. Ale… nie wszystkim pasował. Dla wielu szybszym sposobem pokonania rzeki była łódź Zacharka. Pływała do połowy lat 60., gdy przy moście kolejowym zbudowano kładkę dla pieszych - wtedy usługi gondoliera nie miały już wzięcia.
Zofia Bilińska, która jest autorką pomnika Zacharka zdradza, że wzorowała się na zdjęciach. - Długo pracowałam nad twarzą. By oddać te spojrzenie, minę. Wiedziałam też, że muszę mieć doskonałego modela do odwzorowania sylwetki. Mało kto wie, że pozował mi rozebrany do połowy dr Piotr Żurek z AWF-u. Siadał, ściągał koszulkę, łapał za kije, które imitowały wiosła i napinał mięśnie. Pomagał mi kilka miesięcy - wspomina z uśmiechem rzeźbiarka.
Zacharek, gdy skończył łódkowy biznes, został na wodzie. Zdobył stopień kapitana i pływał w Żegludze Bydgoskiej, głównie na Zachód. W latach 80. przeszedł na emeryturę i na dobre zamieszkał w Gorzowie. I tu zmarł w 1991 r. - Dobrze, że ma pomnik - mówi Kukucki.