Jadwiga Urszula Stawnicka, lekarka medycyny ogólnej, znany i szanowany w Słupsku pediatra, odeszła 26 sierpnia tego roku. Na Starym Cmentarzu, gdzie spoczęła, żegnały ją tłumy - rodzina, przyjaciele, znajomi i pacjenci, dla których była wyjątkową lekarką.
Tylko dla dzieci
- Pani doktor kochała dzieci i im poświęciła swoją pracę od początku kariery zawodowej - mówią pielęgniarki, które współpracowały z nią w przychodni Miejskiego Zakładu Opieki Zdrowotnej przy ul. Wojska Polskiego w Słupsku.
- Miała w swoim gabinecie pięć tablic ze zdjęciami swoich małych pacjentów. Zawsze prosiła o te fotki ich rodziców. Gdy rok temu odchodziła z pracy, wszystkie zabrała - wspominają pielęgniarki.
Urszula Stawnicka pochodziła ze Smołdzina. Studia medyczne ukończył w Białymstoku. Po przyjeździe do Słupska pracowała najpierw na oddziale pediatrycznym tutejszego szpitala, a potem z miejskiej przychodni, przekształconej później w Miejski Zakład Opieki Zdrowotnej. Przyjmowała małych i młodych pacjentów w przychodni dziecięcej przy ul. Sienkiewicza i po przeniesieniu tej przychodni na ul. Wojska Polskiego. Przez kilka lat pełniła również funkcję kierownika przychodni, a potem zastępcy.
- Przez cały okres pracy zawodowej systematycznie się dokształcała, a wszystko to dla swoich małych pacjentów, dla których miała wielkie serce - przypomina we wspomnieniu lekarki Maria Mazur, dyrektor MZOZ-u. - Ze swoimi pacjentami i ich rodzicami nawiązywała serdeczne relacje. W rozmowach jej dorośli już teraz pacjenci zawsze wypowiadają się z ogromną sympatią i wdzięcznością.
Pediatra z powołania
- Nasza pani doktor była lekarzem, który szanował i pacjentów, i personel. Dla chorych maluchów zawsze znalazła czas, często zostawała po godzinach, a niektórym rodzicom mającym kłopot ze zdrowiem swoich pociech, bez zastanowienia dawała swój prywatny numer telefonu, by dzwonili, gdy coś ich zaniepokoi - mówią pielęgniarki z przychodni, które przez lata współpracowały z Urszulą Stawnicką. - Nasza doktor świetnie znała swoich pacjentów i szczerze się nimi interesowała. Wszak miała pod opieką dwa pokolenia słupszczan. Ileż to razy młodzi rodzice, zapisując dziecko na wizytę, prosili, by przyjęła je właśnie pani Stawnicka, bo pamiętają, jak dobrą lekarką była dla nich.
Pielęgniarki o lekarce mówią z ogromnym szacunkiem, bo i ona bardzo je szanowała.
- Liczyła się z nami i naszym doświadczeniem. Nigdy nie zbagatelizowała naszej opinii, gdy niepokoiłyśmy się o stan któregoś z małych pacjentów. Co więcej, dla wielu z nich, m.in. tych z uboższych rodzin, organizowała pomoc. Innym sama załatwiała trudno dostępne badania, załatwiała miejsce w szpitalu, a potem dzwoniła, tam by dowiedzieć się o ich stan. Swoją wiedzą i doświadczeniem też chętnie się dzieliła. Wołała do gabinetu pielęgniarki, gdy przychodził jakiś mały pacjent z rzadką chorobą, by wiedziały po czym ją rozpoznać. Cierpliwie tłumaczyła na czym polegają schorzenia, jak pielęgnować dzieci w chorobie.
Pamiętała świętach swoich współpracowników, razem z pielęgniarkami świętowała Dzień Pielęgniarki, bo wówczas przypadały jej urodziny. - Nawet kiedy już nie pracowała, była w ciągłym kontakcie z pracownikami przychodni i dyrekcją. Kiedy tylko była w pobliżu zawsze wstąpiła, żeby dowiedzieć się, co słychać w pracy i w życiu osobistym współpracowników - wspomina Maria Mazur.
Lubiła polne kwiaty
Urszula Stawnicka była Amazonką. Choroba, którą przeszła, sprawiła, że przypominała o badaniu piersi i młodym pacjentkom i koleżankom z pracy.
- Kochała dzieci i kwiaty, zwłaszcza te dzikie, polne i ogrodowe - mówią pielęgniarki. - Dlatego, choć rodzina zgodnie z jej wolą poprosiła, by na pogrzeb zamiast wieńców przynieść datki na hospicjum, położyłyśmy na jej grobie kolorowy bukiet. W naszej pamięci zawsze pozostanie energiczną, dobrą, wyrozumiałą i wyjątkową kobietą.