Pękła ściana kamienicy. Mieszkańcy opuścili mieszkania i czekali na pomoc
Dramatyczne chwile przeżyli w czwartek, 11 lutego mieszkańcy starej kamienicy przy ul. Jagiełły w Słubicach po tym, jak pękła ściana budynku.
Do zdarzenia doszło w czwartek około 10.00. - Byliśmy w domu, kiedy usłyszeliśmy ogromny huk. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje - opowiada nam Aneta Piechowiak, mieszkanka kamienicy. Ściana pękła zaraz pod jej kuchnią. W budynku mieszka dziewięć rodzin, w tym sześcioro dzieci. - Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby kamienica się zawaliła, a w domu byłyby dzieci - mówi pani Aneta.
Do dramatycznego pęknięcia doszło w trakcie prac remontowych, kiedy robotnicy podkopali fundamenty budynku. Mieszkańcy się ewakuowali. Przez parę godzin wszyscy stali w deszczu i patrzyli z nieskrywaną trwogą na swoje domy.
Większość mieszkańców wykupiło mieszkania w tym budynku. Dwa mieszkania są komunalne. - Mam kupę tysięcy kredytu, który wziąłem, żeby mieszkanie wykupić. I co teraz? Bank mi podaruje, jak zostanę bez domu?! - pyta Wilhelm Kowalski, mieszkaniec kamienicy.
Mieszkańcy wzięli kredyty na wykupienie mieszkań w tej kamienicy
- Na tę chwilę to nawet nie wiadomo, gdzie będziemy spali. Stoimy tu i mokniemy, nie mamy się gdzie podziać - mówi Adam Drela, sąsiad pana Wilhelma. Zapytaliśmy obecnego na miejscu zdarzenia dyrektora Zakładu Administracji Mieniem Komunalnym w Słubicach o to, co będzie dalej z tymi ludźmi. - Dysponujemy lokalami mieszkalnymi na ul. Smarzewskiego. W razie potrzeby mamy gdzie ulokować te rodziny, które będą potrzebowały pomocy. Mamy też w dyspozycji opieki społecznej lokale chronione. W razie czego mogliby tam na jakiś okres też zamieszkać - mówił nam Krzysztof Radkiewicz, szef zakładu.
Skontaktowaliśmy się z mieszkańcami ponownie po paru godzinach. Dowiedzieliśmy się, że lokatorzy jednej z klatek mogli pozostać w swoich domach. Natomiast rodziny z klatki nr 4 musiały zamieszkać w lokalach socjalnych. - Zabraliśmy podstawowe rzeczy z domu i zamieszkaliśmy w lokalu chronionym. Czujemy się tu jak w internacie. Nie można wyjść po 21.00, jest pokój, wspólna łazienka i kuchnia. To lokale dla samotnych matek z dziećmi. Maluszki biegają po korytarzu. Ale wiadomo, że na tę chwilę tak być musi. Ważne, że burmistrz zadbał o to, że nie zostaliśmy na ulicy - mówi nam Aneta Piechowiak.
Autor: Renata Hryniewicz