Małgorzata Oberlan

Perfekcyjne oszustwo Elżbiety S. "na mieszkanie od miasta". Rekordzista zapłacił kobiecie ćwierć miliona złotych!

Zatrzymanie Elżbiety S. w roku 2012. Fot. KMP Toruń Zatrzymanie Elżbiety S. w roku 2012.
Małgorzata Oberlan

Byliśmy idiotami - mówi dziś pan Janusz, który oszustce z Torunia zapłacił rekordowe 258 tys. zł za załatwienie nieruchomości od miasta. Niewiarygodne, ale podszywająca się pod urzędniczkę Elżbieta S. od dwóch dekad ma ten sam patent na oszustwo. Więzienie jej nie zmieniło. Teraz podejrzewana jest o oszukanie 29 osób na 1,7 mln zł.

Ulica Piastowska w Toruniu to malowniczy trakt na obrzeżach starówki, który przecina lipowa aleja. To tutaj przychodziło się do pani Eli i załatwiało w ostatnich latach. Załatwiało się: przydział mieszkania lub domu od miasta z natychmiastową zgodą na jego wykup z bonifikatą (w Toruniu ulga sięga nawet 90 proc. wartości lokalu), możliwość podobnie atrakcyjnego zakupu placu, działki, nieruchomości przejętych od wojska. Się płaciło zazwyczaj od 20 do 50 tys. zł za lokal.

55-letnia obecnie Elżbieta S. przyjmowała interesantów w swoim mieszkaniu przy wspomnianej ulicy. Czasem też na parkingu przed budynkiem magistratu, przy ul. Dominikańskiej. Było jasne, że nie zaprasza do Urzędu Miasta Torunia, gdzie rzekomo pracuje. "Przecież takich spraw nie załatwia się w pracy"...

Oczywiście z pomocą fałszywej urzędniczki nikt nigdy żadnego mieszkania nie dostał. Tak było w roku 1998, gdy proceder pani Eli opisywaliśmy pierwszy raz. Identycznie było w roku 2012, gdy opisywaliśmy jej dalsze dokonania oraz informowaliśmy o jej (skutecznym wreszcie!) lądowaniu w zakładzie karnym celem odbycia kary, której unikała. Tak jest i teraz, gdy panią Elę przeklina grupa przynajmniej 29 zrobionych w konia obywateli. Przeklinać będzie ją pewnie jeszcze długo, bo w grudniu 2019 r. prokuratura śledztwo zawiesiła. Powód? Zły stan zdrowia podejrzewanej, uniemożliwiający udział w czynnościach procesowych. Nie na tyle jednak fatalny, by pani Eli nie widywano na spacerkach z psem, prawie codziennie...

"Głupi byłem", czyli historia pana Janusza

Pan Janusz to dojrzały mężczyzna, z sukcesami prowadzący w Toruniu własną działalność gospodarczą. Opowiadanie o tym, jak połakomił się na superokazję, zdecydował się dać "urzędniczce" łapówki i stracił ćwierć miliona złotych, naprawdę nie jest dla niego łatwe. Każdy by się na jego miejscu wstydził. "Głupi byłem" - tym kończy opowieść. A jak zaczyna?

- O urzędniczce, u której "się załatwia", dowiedziałem się od dobrej znajomej. Kontakt do niej szedł w wielkim zaufaniu, pocztą pantoflową. Ona przede mną weszła w kontakt z Elżbietą S. Miała dostać przydział na budowane przez miasto mieszkania na JAR-ze ("JAR" to powszechnie używana w Toruniu nazwa nowego osiedla po byłej Jednostce Armii Radzieckiej - przyp. aut.). Zaufaliśmy jej wszyscy jak idioci, bo potrafiła się uwiarygodnić, techniki manipulacji miała w małym palcu - opowiada.

Pani Ela podawała się za pracownicę Urzędu Miasta Torunia z kontaktami i możliwościami. Posługiwała się sfałszowanymi dokumentami. Klienci w potrzebie mieszkaniowej, jak to określa pan Janusz, dostawali od niej nie tylko rozmaite druki urzędowe (np. wnioski o przyznanie lokalu, tabele z bonifikatami), ale i konkretne terminy. Dnia wskazanego, o godzinie tej i tej stawiać się mieli już u notariusza. W ostatniej chwili jednak zawsze coś wypadało i z finalizacji transakcji wychodziły nici. A to pani Ela się pochorowała, a to chory był notariusz, a to "prezydent miasta Michał Zaleski mieszkanie we wskazanej lokalizacji musiał przyznać jednak innej, od lat oczekującej w kolejce na przychodziła rodzinie".

Perfekcyjnie dopracowany patent

Oszustka, by się uwiarygodnić, często wymieniała z nazwiska (jako dobre znajome) dyrektorkę Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Toruniu czy inną wpływową urzędniczkę. Do tej drugiej nawet przekazywała klientom numer komórki.

- Kilkadziesiąt esemesów wymieniłem z tą urzędniczką. To znaczy - wydawało mi się, że z nią. A to pisała do mnie pani Ela, z kolejnego swojego numeru telefonu - ciągnie pan Janusz. I jako przerywnik opowieści znów używa refrenu "Głupi byłem".

Toruński przedsiębiorca jest rekordzistą w obecnej odsłonie działań pani Eli. Zapłacił jej łącznie 258 tys. 700 zł. Za co dokładnie? Za przydział i wykup z bonifikatą nowego mieszkania komunalnego na JAR-ze, za tak samo okazyjne nabycie placu pod działalność gospodarczą na tym osiedlu, za identyczne załatwienie zakupu domków w Krobi (gmina Lubicz pod Toruniem) oraz - uwaga, uwaga - korzystne nabycie od gminy zabytkowej willi w centrum Torunia (róg ul. Warszawskiej i Woli Zamkowej). Dla torunian to charakterystyczna budowla, otoczona ogrodem, należąca do wojska i stojąca pusta od lat. Kiedyś działało tu przedszkole.

- Tak, uwierzyłem, że miasto po przejęciu tej willi od Agencji Mienia Wojskowego będzie chciało ją sprzedać. I że z bardzo atrakcyjną ulgą kupię to ja - przyznaje pan Janusz.

"Mieszkanie albo pieniądze"

Tak jak w poprzednich latach, cierpliwość klientów miała swoje granice. Wielu po roku czy dwóch stawiało pani Eli sprawę na ostrzu noża. Żądali obiecanego lokalu albo zwrotu pieniędzy. Jeśli coś zwracała najbardziej zdesperowanym, to ułamek wcześniej wpłaconej sumy.

Oszustka potrafiła jednak zagrać nagle tak, że znów jej wielu wierzyło. Dwóm parom młodych ludzi ("młodzi byli najostrzejsi") wręczyła klucze do... "mieszkań zastępczych od miasta". Mieszkali tam rok, półtora. Płacili jedynie za media. Jak się okazało, pani Ela specjalnie te lokale wynajęła i poniosła koszty. - W ten sposób naprawdę potrafiła się uwiarygodnić - podsumowuje pan Janusz.

On sam, gdy był już prawie pewien, że został oszukany, wysłał pani Eli esemesa z treścią, którą prawnicy nazywają "zawierająca groźby karalne". Pojąć do dziś nie może, że błyskawicznie został wyśledzony, oskarżony i skazany za to, a pani Ela wciąż sobie chodzi po wolności. - Poczucie bezkarności tej kobiety jest niesamowite - kończy.

Zarzutów nie usłyszała, bo choruje

Pierwszy raz o Elżbiecie S. było głośno w roku 1998. Kobieta miała wtedy 33 lata. Głód mieszkań na toruńskim rynku był wówczas ogromny. Tymczasem pani Elżbieta podawała się za osobę, która może załatwić przyznanie gminnego lokalu z ZGM. Nikomu niczego nie załatwiła, łapówek nie oddała. Sprawę opisywaliśmy.

Zatrzymanie Elżbiety S. w roku 2012.
KMP Toruń

Kolejny raz Elżbietę S. opisywaliśmy w październiku 2012 roku. Wówczas kobieta miała 47 lat. Policja poinformowała o jej zatrzymaniu, dołączając do informacji nagranie video. Tamtej jesieni Elżbieta S. usłyszała w toruńskiej prokuraturze pięć zarzutów tak zwanej płatnej protekcji i oszustwa. Wszystkie te czyny już wtedy - jak podawano - popełniła w warunkach powrotu do przestępstwa, czyli recydywy. Natychmiast też odstawiono ją do więzienia, gdzie przesiedziała lata 2012-2014. Wyrok za oszustwa miała orzeczony wcześniej, ale się ukrywała i była poszukiwana.

Obecnie na panią Elę czekają zarzuty przygotowane przez Prokuraturę Rejonową Toruń Centrum Zachód. Dotyczą oszukania 29 osób na łączną kwotę 1,7 mln zł. Czekają, bo śledczy jej ich nie ogłosili. - Postępowanie w grudniu 2019 roku zostało zawieszone z uwagi na zły stan zdrowia kobiety, uniemożliwiający - według lekarza internisty - udział w czynnościach procesowych. Teraz ten stan zdrowia poddawany jest weryfikacji przy okazji innej sprawy sądowej z udziałem Elżbiety S. Oczekiwana jest opinia biegłego lekarza - przekazuje Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Pokrzywdzeni ten stan rzeczy podsumowują krótko: "Teraz wodzi za nos prokuraturę".

PS Imię oszukanego torunianina zostało zmienione.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.