Pielęgniarki są wycieńczone walką z pandemią i dziurawym systemem. Zapowiadają strajk generalny
- Jeśli dziś pacjenci skarżą się na opiekę pielęgniarek, mają rację. A będzie tylko gorzej. Jesteśmy wyczerpane psychicznie i fizycznie. Jest nas coraz mniej, a wiele pielęgniarek już dziś mówi o tym, że po pandemii odejdzie z zawodu. Trwają na stanowiskach pracy już tylko z szacunku do pacjenta - mówi Halina Peplińska, przewodnicząca Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych. Na ile realna jest groźba strajku generalnego i dlaczego pielęgniarki mówią „dość” akurat teraz?
- Zakładowe organizacje związkowe Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych będą w najbliższych 2-3 tygodniach wchodzić w spory zbiorowe dotyczące warunków pracy i płacy. Pojawia się realna groźba strajku.
- W tym roku wykształcenie w zawodzie zdobyło ponad 5 tysięcy pielęgniarek i położnych. Pracę w zawodzie podjęło nieco ponad 900 osób.
- Zakażonych jest ponad 5 tysięcy pielęgniarek, ponad 1300 przebywa na kwarantannie. 57 z nich jest w szpitalach. Osiem w stanie ciężkim. To dane z ok. 60 proc. placówek medycznych w kraju.
- Tylko listopadzie z powodu Covid-19 zmarło 28 pielęgniarek i położnych. To więcej niż w ciągu pozostałych miesięcy tego roku.
Kiedy kilka dni temu Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych zapowiedział, że pielęgniarki będą wchodziły w spory zbiorowe z pracodawcami i to w skali ogólnopolskiej, a może nawet rozpoczną strajk generalny, minister zdrowia Adam Niedzielski wyraził zdziwienie. Jest się czemu dziwić?
Pandemia uwypukliła zaniedbania systemowe, które kolejne rządy hodowały od lat. Ale minister zdrowia się dziwi, a wiceminister zdrowia, Waldemar Kraska, powiedział, że „jesteśmy w takim momencie, kiedy myślenie i mówienie o strajku, tym bardziej strajku generalnym, jest bardzo nierozsądne i nieroztropne". Nierozsądne i nieroztropne jest raczej to, co właśnie teraz robi rząd: nie bacząc na to, że szaleje pandemia, na to, że pielęgniarki - wyczerpane fizycznie i psychiczne - z narażeniem własnego zdrowia i życia, walczą o pacjentów na pierwszej linii frontu. Nierozsądne jest ignorowanie całego środowiska zawodowego pielęgniarek i położnych. Nieroztropne jest manipulowanie przy aktach prawnych, których wypracowanie na drodze dialogu społecznego zajęło nam całe lata, a które dawały nam jakieś gwarancje godnej płacy i akceptowalnych warunków pracy. Powiedzmy wprost - to niszczenie zawodu pielęgniarki. Skutki odczują pacjenci. Ale o ich dobru dziś myślą już chyba tylko medycy, raczej nie rządzący. Zakładowe organizacje związkowe OZZPIP będą w najbliższych 2-3 tygodniach wchodzić w spory zbiorowe dotyczące warunków pracy i płacy. Pojawia się realna groźba strajku.
W tym roku wykształcenie w zawodzie zdobyło ponad 5 tysięcy pielęgniarek i położnych. A ile podjęło pracę? Ponad 900 osób. Reszta nie chce przyjść do zawodu, który jest systematycznie niszczony i upokarzany. Młode pielęgniarki nie chcą brać odpowiedzialności za życie pacjentów i swoje, nie mając w zamian szacunku i godziwej płacy.
Jakie to manipulacje?
„Zembalowe" to przyznany w 2015 r. przez ówczesnego ministra zdrowia Mariana Zembalę dodatek do pensji pielęgniarek i położnych. Nie było o niego łatwo - dostałyśmy go w ramach kompromisu, po fali protestów. Dziś te pieniądze są przekazywane szpitalom w ramach odrębnej puli finansowej, muszą trafić prosto do pielęgniarek. Teraz miałyby zasilać budżet lecznic na świadczenia medyczne, z którego wypłacane są wynagrodzenia wszystkich grup zawodowych. Nie będziemy już miały gwarancji, że dostaniemy swoje pieniądze. Co więcej - wcale nie ma pewności, że ten dodatek zostanie utrzymany w dłuższej perspektywie. Na razie ma zostać przedłużony do lipca przyszłego roku, a potem ma być sukcesywnie wygaszany. Zamiast więc w czasie pandemii, kiedy pielęgniarki wykonują gigantyczną pracę, ułatwić im ją i uspokoić nastroje, zabiera się to, co udało nam się wywalczyć. Inna sprawa to likwidacja Departamentu Pielęgniarek i Położnych w Ministerstwie Zdrowia bez żadnych konsultacji społecznych. Departament został powołany na podstawie wniosków organizacji zawodowych, był platformą współpracy, wymiany doświadczeń, wypracowywania systemowych rozwiązań na rzecz poprawy sytuacji pielęgniarek i położnych. Zniknął z dnia na dzień, nie wiadomo dlaczego. Kolejna kwestia - normy zatrudnienia. Były wypracowywane przez wiele lat. Chodzi o liczbę pielęgniarek na łóżko. W tej chwili ministerstwo zawiesiło wymóg przestrzegania tych norm (chociaż i tak z powodu braku pielęgniarek w wielu placówkach nie były spełniane...). W psychiatrii normy miały dopiero wejść, nawet ich nie wdrożono, a już mamy informacje, że Konwent Marszałków wniósł o przesunięcie ich wprowadzenia aż do 2024 roku, a pracodawcy o ich likwidację. Mamy dane z Mazowsza, gdzie wyliczono, że na samą psychiatrię potrzeba ponad 400 dodatkowych pielęgniarek. Docierają do nas alarmujące sygnały z kraju: pielęgniarki relacjonują, że są miejsca, gdzie pracują dwie, a pod opieką mają 80 pacjentów. Następna rzecz - manipulacje przy ustawie regulującej wykonywanie zawodu pielęgniarek. Parlamentarzyści PiS złożyli poselski projekt, dotyczący ustawy o funkcjonowaniu zawodów medycznych, który zakłada dopuszczenie do pracy w Polsce osób spoza Unii Europejskiej. Świetnie, pielęgniarek brakuje, każda para rąk do pracy jest potrzebna. Ale trzeba zachować odpowiednie normy z uwagi na bezpieczeństwo pacjentów. Dotąd to Okręgowe Izby Pielęgniarek i Położnych przyznawały prawo wykonywania zawodu. Jeśli w naszym kraju pracę chciała podjąć pielęgniarka z zagranicy, musiała przejść egzamin, m.in. z języka, musiała odbyć staż. Teraz te kompetencje mają być izbom odebrane, decyzję podejmie minister, a izby mają dostać polecenie, żeby wydać zaświadczenie o prawie do wykonywania zawodu. Stracimy kontrolę nad tym, kto trafi do pracy z pacjentem. Nie trzeba będzie już nawet zdawać egzaminu z języka, wystarczy oświadczenie o jego znajomości. Wyobraźmy sobie, że w czasie pandemii koronawirusa pielęgniarka ma pod opieką kilkudziesięciu pacjentów na oddziale, decyzje musi podejmować błyskawicznie, bo gdy jest przy jednym chorym, kilku kolejnych potrzebuje jej natychmiastowej reakcji. Do pomocy dostaje pielęgniarkę, np. z Ukrainy, której znajomości języka nie sprawdzono, która w swoim kraju pracuje wg innych standardów. To na pewno pomoc? Która z nich odpowie, jeśli dojdzie do nieprawidłowości, jeśli ucierpi pacjent? Ustawa o dobrym samarytaninie niczego nie załatwi, nie zwolni z odpowiedzialności, np. przed Rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej samorządu zawodowego. Tymczasem dziś wymaga się od nas, byśmy na podstawie filmików na youtube nauczyły się obsługi respiratorów, potem jeszcze podpisały oświadczenie o odbytym kursie, podczas gdy dotąd uprawnienia do pracy z tak skomplikowanym sprzętem pielęgniarki zdobywały na długich kursach specjalizacyjnych. To dzieje się w Bydgoszczy, Lipnie, Inowrocławiu... Więcej jeszcze - docierają do nas sygnały z Inowrocławia, że pracodawcy oczekują od pielęgniarek oddziałowych, które dotąd nie miały styczności z respiratorami, że poczytają trochę o tym, jak działają, a potem będą szkoliły koleżanki. To łamanie prawa. Dla pacjentów - zagrożenie zdrowia. Dla nas - kryminał. Wszystkie decyzje na temat pracy pielęgniarek zapadają dziś w gronie polityków, nie ma żadnych konsultacji ze środowiskiem zawodowym pielęgniarek. Może nie powinnam mówić tego publicznie, ale mam wrażenie, że w resorcie zdrowia brakuje ekspertów, medyków, osób, które wiedzą, jak wygląda praca z pacjentem i jak dziurawy jest system ochrony zdrowia. Ustawa covidowa - szumnie ogłaszana społeczeństwu - nadal nie została opublikowana.
Renata Nowińska zmarła 16 listopada z powodu Covid-19. Miała 55 lat. Ponad 35 lat była pielęgniarką w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką w Bydgoszczy. Anna Zimna zmarła 11 listopada 2020 roku z powodu zakażenia COVID-19. Miała 48 lat. Pracowała jako pielęgniarka w Gminnej Przychodni Zdrowia w Nowem koło Grudziądza. 23 listopada zmarła położna Renata Galczak. Miała 56 lat. Pracowała w Przychodni Kolmed we Włocławku. To informacje tylko z ostatnich dni, tylko z naszego regionu.
Mamy dane z ok. 60 proc. placówek medycznych, gdzie działają organizacje OZZPIP (pracodawcy niechętnie dzielą się tymi informacjami): zakażonych jest w nich dziś ponad 5 tysięcy pielęgniarek, ponad 1300 przebywa na kwarantannie. 57 z nich jest w szpitalach. Osiem w stanie ciężkim. Pielęgniarki padają jak muchy. W samym tylko listopadzie zmarło w sumie 28 naszych koleżanek z powodu Covid-19. To więcej niż w ciągu pozostałych miesięcy tego roku. Od tygodni niemal codziennie docierają do nas informacje z całego kraju o śmierci kolejnych pielęgniarek z powodu Covid-19. Mają trwać na posterunku, aż umrą. Nie obowiązują limity czasu pracy w kombinezonach ochronnych. Powinnyśmy pracować w nich góra cztery godziny, pracujemy i po 12, i po 24. Jeśli dziś pacjenci skarżą się na opiekę pielęgniarek, mają rację. A będzie tylko gorzej. Od pracodawców słyszymy: oszczędzajcie kombinezony i sprzęt ochronny, nie zmieniajcie ich zbyt często, nie wychodźcie z oddziału, byście nie musiały się przebierać. Praca przez wiele godzin w kombinezonie i pampersie też już się zdarza. Zamiast więc usłyszeć pytania: jak wam ulżyć, jak usprawnić waszą pracę, czego wam brakuje? Słyszymy: trzeba oszczędzać, nawet kosztem waszego zdrowia. To nie dyżury, to mordercze maratony. Nie ma w tym słowa przesady. W ostatnim czasie w kraju już dwie pielęgniarki po powrocie z takiego wielogodzinnego dyżuru umarły z wyczerpania. Wróciły do domówi i straciły przytomność. Nie przeżyły mimo szybko podjętej reanimacji. Wiele pielęgniarek mówi już dziś, że gdy tylko pandemia się skończy, odejdzie z zawodu, część pójdzie na emerytury, które już im przysługują. Mają dość. Są jeszcze tylko z szacunku dla pacjenta. W tym roku wykształcenie w zawodzie zdobyło ponad 5 tysięcy pielęgniarek i położnych. A ile podjęło pracę? Ponad 900 osób. To ministra zdrowia nie dziwi? Gdzie jest reszta? Reszta nie chce przyjść do zawodu, który jest systematycznie niszczony i upokarzany. Młode pielęgniarki nie chcą brać odpowiedzialności za życie pacjentów i swoje, nie mając w zamian szacunku i godziwej płacy.