Pieniądze muszą się znaleźć
Pieniądze muszą się znaleźć. Rzecz o miłości do Pana Tadeusza i jego „Śląska” podszyta tęsknotą do starych dobrych czasów.
Tak łatwo się chwalić, lecz tak trudno powiedzieć dobre słowo o innych. A gdy w grę wchodzą jeszcze ambicje zawodowe, poczucie środowiskowej konkurencji czy pretensje o dobrych autorów, to właściwie powinienem już tutaj się poddać i skończyć ten tekst.
Ale ze „Śląskiem” jest łatwiej, chwalić można, a wręcz i wypada. Choć to pismo młodsze od DZ o pół wieku, to jednak dorastało szybko i już odgrywa rolę mentora i mistrza. Dziś więc młokos ten wygląda nobliwie niczym Konwicki kiedyś u Bliklego. Przemawia, nie mówi, snuje refleksję, nie spekuluje, interpretuje, a nie tylko pokazuje. Wszystko ważne i poważne, siwizną przyprószone, powagą miny podbudowane. Chwalić więc należy jak ojca rodziny, co to dla nas narobił się w życiu i teraz trzeba mu trochę dobrego słowa i doceny. I tak właśnie z tym „Śląskiem” jest, że być może trochę spóźnił się, gdy rozdawali wejściówki do świata nowych mediów - szybkich i elektronicznych, kolorowych i głośnych - lecz w kategorii seniorów i mędrców jest niezastąpiony i niezwykle potrzebny.
O kłopotach „Śląska” wiedzieli wszyscy, więc Tadeusz Kijonka w ubiegły piątek wspomniał o nich w DZ oszczędnie (w dużej rozmowie z Teresą Semik). Że rachunki, że siedziba, że nie wiadomo, co będzie. Dziś mamy deklarację ważnych ludzi u władzy, że nie dadzą „Śląskowi” zginąć (str. 10). Już wyryliśmy ją sobie w DZ na ścianie, by zawsze pytać kogo trzeba, co w tej sprawie zrobił.
I dlatego te czułości wobec redakcji Pana Tadeusza. Choć redaktor nie kieruje nią już kilka lat, to wciąż jej patronuje i symbolem „Śląska” pozostanie na amen. Tak było na studiach, gdy snobowałem się na wiernego czytelnika „miesięcznika społeczno-kulturalnego” z Dworcowej 13 (choć zawsze myślałem, że adres na Jana), tak jest i teraz, gdy szpanować nie muszę, a wciąż czytam. Może to nasze wspólne rybnickie korzenie, a może wspólny nam obu romans z Katowicami - coś w każdym razie sprawia, że Pan Tadeusz łaskawie mnie toleruje i zanadto nie obsobacza, choć chyba chciałby nieraz. Zasadniczo za to, że nie rozumiem poezji i nie wydrukowaliśmy recenzji jego świetnego tomiku, albo że wyprowadziliśmy się do Milowic i jak tam teraz dojechać. Lub za to, że nie podejmuję polemiki w kwestii - powiedzmy - takiej: ile romantycznego dziedzictwa w jego sonetach.
Dobrze, by „Śląsk”, zamiast w fakturach i rachunkach niespłaconych, wciąż siedział głęboko w sprawach śląskich i drukował poezję. Dobrze więc, że władza zareagowała, jak powinna. Może rozumie, że świat Kijonki musi istnieć na wieki, jak Korfanty na cokole albo tramwaj na Tauzen.
TWITTER: @MAREKTWAROG