Pierwsza egzekucja w II Rzeczypospolitej odbyła się w Rzeszowie...
W niedzielny poranek 11 kwietnia 1926 roku kiedy mieszkańcy Nienadówki koło Rzeszowa szli na poranną mszę ich oczom ukazał się straszny widok. Na wozie ciągnionym przez konia leżały ciała dwóch zamordowanych mężczyzn...
Marcin Darocha zamożny kupiec i handlarz mięsem na wielką skalę pochodził z Sokołowa. Był człowiekiem szanowanym i lubianym. W dawnych czasach miasteczko rozwijało się dynamicznie, odbywały się targi na których handlowano obuwiem, wyrobami stolarskimi, garnkami. Znani byli sokołowscy kowale jednak po wielkim pożarze miasta w 1904 roku oraz po I wojnie światowej Sokołów podupadł...
Wspomniany bohater naszej opowieści – pan Marcin jeździł co tydzień w interesach do Krakowa. I taką informację, że Darocha wracał będzie z Krakowa z dużą gotówką uzyskał niejaki Ignacy Stąpor. On również był kupcem, handlarzem świń w Sokołowie...ale gdzież mu tam było do Darochy...Inna skala, małe obroty, ostatnio prawie żadne...
Uprzejmość, która słono kosztowała
Na krakowskim dworcu pociąg do Rzeszowa wyjechał ze sporym opóźnieniem. Marcin Darocha postanowił jednak wrócić do Rzeszowa licząc, że na nocleg zatrzyma się u znajomego. Siedząc w pociągu odwrócił się tyłem do współpasażera i liczył gotówkę uzyskana z jakiejś większej transakcji. Kiedy pociąg dotarł do Rzeszowa było już szarawo. Postanowił przenocować i rano wybrać się na powrót do Sokołowa. Wybór noclegu padł na mieszkanie zięcia, męża córki, Juliana Moskwy. Tu Darocha przyszedł w sobotni wieczór. Córka ugotowała wieczorny posiłek, Darocha posiedział jeszcze z zięciem i rozprawiał o polityce, interesach i krakowskich osobliwościach. Panowie zakończyli jednak dosyć szybko rozmowę, wypili przygotowaną przez córkę Darochy herbatę i poszli spać. Marcin Darocha chciał jak najwcześniej rano wyjechać z Rzeszowa, żeby szybko znaleźć się w domu w Sokołowie. Przed domem zięcia czekał już na niego woźnica Stanisław Woś. Około piątej rano mężczyźni wyruszyli z Rzeszowa w stronę Nienadówki. Wóz powoli toczył się wśród leśnych zarośli, powietrze było rześkie, na dobre wyczuwało się wiosnę w powietrzu. Jednak ci dwaj panowie nie przeczuwali, że będzie to ich ostatni poranek w życiu...
Około pięciu kilometrów od Nienadówki Darocha i Woś zobaczyli stojącego z rowerem mężczyzna. Kiedy furmanka podjechała bliżej poznali Ignacego Stapora. Był handlarzem świń z Sokołowa jednak w ostatnich miesiącach znajdował się w poważnych tarapatach finansowych. - Witajcie Marcinie – rzekł Stąpor. - Zepsuł mi się rower - -odrzekł do siedzącego na wozie znajomego. - Podrzucicie do domu – spytał. - Jasne – odpowiedział mu Darocha i Stąpor wsiadł szybko na furmankę pociągając za sobą duży, klekoczący rower.- jak tam interesy zapytał Darocha... - Zaraz zobaczysz odpowiedział nerwowo Stąpor i wyciągnął niespodziewanie zza pazuchy rewolwer oddając śmiertelne strzały w kierunku Marcina Darochy i Stanisława Wosia. Kiedy mężczyźni nie dawali już oznak życia Stąpor obszukał płaszcz Darochy i znalazłszy sporą kwote gotówki oddalił się szybko rowerem przez Trzebuskę w stronę Sokołowa...
Opóźnioiny pociąg pokrzyżował plany
Policja szybko wpadła na trop Stapora. Kłopoty finansowe, znajomość z denatami, powinowactwo (cioteczny brat) z Wosiem – wszystko to były argumenty pomocne w aresztowaniu zabójcy. W domu Stąpora znaleziono zrabowaną gotówkę, rewolwer, rower oraz zniszczone i zabłocone ubranie. W trakcie jego przesłuchania wykazano, że bandyta wiedział kiedy Marcin Darocha będzie wracał z Krakowa ze znaczną gotówką. Nie wiedział tylko, że spóźni się krakowski pociąg. Całą noc jeździł więc Stąpor rowerem po lesie między Nienadówką a Stobierną czekając na swoją ofiarę...Ustalono także, że Marcin Darocha był człowiekiem ostrożnym i nigdy nie brał ze sobą nieznajomych. Nie dziwiło więc, że chciał podwieźć Stapora.
17 kwietnia 1926 roku przed rzeszowskim sądem odbyła się rozprawa przeciwko oskarżonemu o zabójstwo dwóch mężczyzn Stąporowi. Oskarzony na sali wypełnionej po brzegi (w której jak zauważała rzeszowska prasa ponad pięćdziesiąt procent stanowiły żądne niezdrowych i tanich sensacji kobiety) bez ogródek przyznał się do podwójnego zabójstwa. Jako motyw podał chęć wzbogacenia się gdyż znajdował się w trudnej sytuacji materialnej. Przyznał, że już od dłuższego czasu nosił się z zabójstwem Darochy. Liczył się także z tym, że „dla zatarcia śladów” przyjdzie zabić mu także woźnicę. Po przesłuchaniu świadków i wysłuchaniu opinii biegłych sąd skazał Stapora na karę smierci przez powieszenie.
Płacz skazańca, kim jest kat?
Wyrok ogłoszono o 12 w południe. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na przedstawioną mu telefonicznie prośbę o ułaskawienie odpowiedział negatywnie karę smierci wykonano o godzinie piętnastej na dziedzińcu rzeszowskiego zamku. Egzekucji dokonał kat sprowadzony specjalnie na tę okoliczność z Warszawy. Opowiadano jak Stapor w ostatnich chwilach przed śmiercią głęboko modlił się i zapłakał. O kacie zaś opowiadano ponoć miał być jakiś...doktor medycyny. Jednak maska na twarzy, białe rekawiczki uniemożliwiły identyfikację egzekutora sprawiedliwości. Zauważono tylko jak katu drżą ręce przy zakładaniu pętli skazańcowi. Zastannawiano się także ile zainkasował za wyrok i wedle jakiej „rangi”. „Ziemia Rzeszowska” pisała, że „Rzeszów miał ten zaszczyt, iż w wolnej Polsce po raz pierwszy egzekucja przez powieszenie tutaj właśnie się odbyła. Oby i po raz ostatni, choć liczne napady rabunkowe w okolicy o czem innym wróżą”.