Pierwsza kobieta prowadząca pociągi PKP Intercity to łodzianka ze Stoków
Przeznaczenie to słowo dramatyczne, ale pasuje jak ulał. Mała dziewczynka bawi się pociągami, do czego szczerze zniechęca ją tata kolejarz.
Niestety, podsuwane Oli lalki w wózeczku nie robią na dziecku takiego wrażenia jak lokomotywy i wagony... Mija trochę lat i Aleksandra Płusa, mieszkanka łódzkich Stoków, zostaje pierwszą w Polsce kobietą maszynistą PKP Intercity. No to jak to inaczej nazwać?
Pociągi fascynowały ją rzeczywiście od dziecka, a tata kręcił na tę fascynację nosem. Maszynista z 35-letnim stażem dobrze wiedział, że to nielekki kawałek chleba i może niekoniecznie tego życzył córce. I prawie udało mu się odwieść ją od planów, bo gdy przyszedł czas pierwszych zawodowych decyzji, pani Ola wybrała... budownictwo. Skończyła nawet technikum budowlane i poszła na takież studia. No i wtedy - stało się.
- To była rozmowa przy kolacji. I kto wspomniał, że w PKP Intercity trwa rekrutacja na maszynistów? Tata! Najpierw zniechęcał, a potem sam podsunął pomysł - dziś pani Aleksandra śmieje się z całej sytuacji. Ponieważ młodzieńczy zapał do pociągów wciąż płonął w sercu, wysłała zgłoszenie. Na rozmowę kwalifikacyjną szła spięta. Kojąco podziałał dopiero widok dwóch kobiet czekających przed pokojem, w którym miało odbyć się oficjalne spotkanie. „Hura, nie jestem sama” - pomyślała na chwilę przed tym, jak okazało się, że panie jedynie towarzyszą innym kandydatom.
- Rekrutację maszynistów organizujemy co roku. Zazwyczaj zgłasza się około tysiąca osób. Po wstępnych selekcjach zostaje blisko stu kandydatów, z czego uprawnienia do wykonywania zawodu zdobywa 80 procent z nich. Wcześniej zgłaszały się panie, ale żadna nie zakończyła nauki - mówi Marta Ziemska z biura prasowego PKP Intercity.
Pierwszym etapem rekrutacji są badania lekarskie. Szczegółowe jak dla pilotów odrzutowców. Wzrok, słuch, zręczność, szybkość reakcji, psychotesty - na tym odpada większość. Kto zaliczy badania, może starać się o licencję maszynisty. To teoretyczna część szkolenia. Niezbędna, ale wciąż niewystarczająca do prowadzenia pociągu. Kolejny etap nauki stanowi 16-18 miesięcy intensywnego kursu. Trochę w ławce, trochę w warsztacie, ale przede wszystkim w pociągu.
Aleksandra Płusa nie bardzo pamięta swoje początki, ten pierwszy kurs za nastawnikiem (sterownikiem elektrowozu), po trzech miesiącach spędzonych w roli obserwatora, na fotelu pomocnika po lewej stronie. W pociągu jest inaczej niż w aucie - ten ważniejszy, maszynista, siedzi po prawej.
- To była trasa z Łodzi do Warszawy. Elektrowóz, za mną 12 wagonów pełnych ludzi. Mocne przeżycie - wspomina.
3 lutego pani Ola otrzymała świadectwo maszynisty. Odtąd prowadzi pociągi, jeszcze nie zawsze samodzielnie. Na razie ma głównie służby łączone: częściowo jako pomocnik maszynisty, częściowo jako maszynista („Nie maszynistka! Maszynistki są od pisania na maszynie” - zauważa).
- Wdrażam się stopniowo. Nie o to chodzi, żeby rzucać świeżaka od razu na głęboką wodę - mówi pani Ola.
Maszyniści z Łodzi prowadzą pociągi przejeżdżające przez miasto bądź rozpoczynające lub kończące tu swój bieg. Harmonogramem ich pracy rządzi kilka zasad, jak np. ta ograniczająca czas pracy do 12 godzin, po których przysługuje tyle samo wypoczynku. W PKP Intercity przyjęte jest również, by maszynista zawsze wracał po pracy do miasta, z którego wyrusza.
- Tylko w samochodzie się teraz dziwnie czuję. Pociąg pędzi 160 km/h. Jak przesiadam się do auta, wydaje mi się, że jadąc 50 km/h, strasznie się wlokę - mówi Ola Płusa.