Pierwszy dom handlowy w Rybniku - "Domus" otwarto 37 lat temu. Wkrótce go zburzą
Na otwarcie przyszły tłumy. Mieszkańcy Rybnika całymi rodzinami, często w odświętnych strojach zjeżdżali do największego sklepu w powiecie rybnickim, by podziwiać asortyment. Te meblościanki, stoliczki i małżeńskie łoża budziły zachwyt. A każdy mały Janek czy Krzysiu marzył, by na urodziny albo pod choinkę dostać konika na biegunach, który stanowił element dekoracji. W wielu domach do dzisiaj zachowały się potężne, przywożone z NRD meblościanki młodzieżowe, które najczęściej zajmowały całe ściany w pokojach dziecięcych. Za kilka dni minie dokładnie 37 lat od momentu, kiedy pierwsi klienci po raz pierwszy przekroczyli próg domu handlowego Domus.
Pawilon, który stał się jedną z wizytówek miasta, przetrwał blisko cztery dekady. W ciągu najbliższych dwóch lat ma zostać zrównany z ziemią. Teren przylegający do Domusu oraz sam pawilon kupił inwestor, który na terenie parku sąsiadującego z domem handlowym chce postawić market, a sam Domus planuje zburzyć i na jego miejscu wybudować nową, niewielką galerię handlowo-usługową. - Inwestycja ma się zakończyć do końca 2016 roku - mówi Damian Góral, przedstawiciel inwestora, czyli firmy pani Barbary Żurek. Wraz ze starymi murami Domusu zniknie kawałek historii naszego miasta.
- Trochę szkoda, bo w Domusie ludzie w moim wieku kupowali swoje pierwsze meble do wymarzonego mieszkania na Nowinach. Ale powiedzmy sobie szczerze… budynek nie jest najładniejszy jak na dzisiejsze czasy. Taki niewykorzystany klocek. Kiedyś obiekt tętnił życiem, ludzie biegali między piętrami, a teraz … Tylko na parterze jeszcze można coś kupić, reszta zamknięta na cztery spusty - mówi nam Konrad Jasiczek, mieszkaniec pobliskiego osiedla.
Z protokołów sesji Miejskiej Rady Narodowej wynika, że Domus, pawilon meblowy o powierzchni 6400 metrów kwadratowych, powstać miał już w 1976 roku. Oddanie do użytku przewidziano jednak na jesień 1977 roku. Do takich materiałów dotarła Ewa Kulik, historyczka, autorka książki o historii dzielnic Maroko-Nowiny oraz Smolna, wydanej właśnie przez Muzeum w Rybniku.
- Otwarcie pawilonu wywołało spore zamieszanie, bo też był to jedyny tak duży sklep meblowy w powiecie rybnickim. Wówczas większość sklepów mieściła się w domach prywatnych. Spółdzielnie, takie jak "Społem", musiały przede wszystkim za ich wynajęcie płacić czynsz, a poza tym pomieszczenia sklepowe były zazwyczaj małe - mówi Ewa Kulik. Budową giganta powstającego przy ulicy Zebrzydowickiej interesowali się nie tylko mieszkańcy, ale i włodarze Rybnika. - To była jak na ówczesne czasy wielka inwestycja, która budziła spore emocje. W mediach budowie poświęcano sporo miejsca, a Miejska Rada Narodowa często na ten temat dyskutowała. W protokołach z jej posiedzeń są wzmianki o relacjach z budowy - dodaje Ewa Kulik.
W pierwszych tygodniach od otwarcia do Domusu zaglądały tłumy. Panowie w eleganckich spodniach, pod krawatami, panie wyciągały z szafy najlepsze kostiumy. Wszyscy podziwiali potężne meblościanki, naprzeciwko których ustawiano rozkładane kanapy, stoliki kawowe. Wszystko wyglądało jak wymarzony pokój gościnny rodziny mieszkającej na pobliskich osiedlach.
- Na parterze można było dostać meble kuchenne, a na piętrze meble stanowiące wyposażenie pokoi. Pamiętam, bo wraz z żoną, na początku lat 80. właśnie w Domusie, kupowaliśmy meble do naszego mieszkania, które w 1981 roku dostaliśmy na ul. Wandy na Nowinach - wspomina Marian Fojcik, mieszkaniec Rybnika. - To był sklep, w którym można było kupować towary na książeczkę w ramach programu kredytów dla młodych małżeństw. Wyrywali bon na meble kuchenne, towar dostarczali do domu, a potem człowiek spłacał kredyt. Wybór jak na tamte czasy był spory. Można było przejść, pooglądać, ale mebli nie zabierało się do domu. Te z wystawy nie były na sprzedaż - dodaje. Pomiędzy stoiskami z meblami, panie wybierać mogły jeszcze firanki, zasłony do kuchni. W kolejnych latach asortyment powiększano. W domu handlowym kupić można było walizki, artykuły gospodarstwa domowego, dywany, a później nawet buty, odzież.
Początek lat 80., to były czasy, gdy towarów luksusowych, a takimi były między innymi telewizory, pralki, zamrażalki, lodówki - zaczynało brakować. Wprowadzono sprzedaż na zapisy. Ten, kto miał znajomych, na listę chętnych na meblościankę wpisany został od razu. Inni musieli czekać. - Żona znała wówczas mnóstwo ludzi w mieście, więc my towar dostawaliśmy dzięki znajomościom dość szybko, ale bywały sytuacje, że ludzie czekali nawet pół roku na tapczan - wspomina z uśmiechem Marian Fojcik.
Na fakt, iż po znajomości łatwiej można było załatwić meble, uwagę zwracali nawet radni z Rybnika. - Jak wynika z interpelacji radnego Zdzisława Zimnego , przy sporządzaniu spisów preferowano pracowników sklepu, co zresztą było stałą praktyką w czasach niedoboru towarów - czytamy w książce Ewy Kulik.
W 1983 roku pojawiła się kwestia przekazania Domusu oraz innego pawilonu - "Naszego Domu" Przedsiębiorstwu Zaopatrzenia Górniczego w Katowicach, któremu już wcześniej Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego (właściciel Domusu) przekazało cztery sklepy w Rybniku. W tym czasie obroty obu placówek wynosiły łącznie prawie 40 mln zł (z czego 29,5 wynosiły obroty Domusu). - Władze rybnickiego oddziału PPHW oraz miasta sprzeciwiały się transferowi, zwracając uwagę, że pogorszy to zaopatrzenie ludności nie związanej z górnictwem. Zmiana właściciela oznaczałaby, że w domu handlowym przy Zebrzydowickiej, kupować mogliby górnicy posługujący się popularną wówczas książeczkę "G". Po 1989 roku Domus przejęła firma TWD Expres, a asortyment sklepu był bardzo zróżnicowany.
W ostatnich latach o Domusie rybniczanie zapomnieli. W zasadzie tylko mieszkańcy okolicznych bloków zaglądają tam w czasie zakupów. Na parterze gmachu działa sklep spożywczy, niewielki kiosk. Torebki, kolorowe paski i koszulki za kilka złotych można dostać na parterze, u Chińczyka. Na wyższe piętra nie ma nawet po co się wspinać - stoją puste od lat.