Pijane dzieci skakały z mostu
Gdy policjanci z międzyrzeckiej drogówki przybyli na miejsce, 9-latek się topił, a starszy chłopiec umierał na brzegu. We krwi mieli po dwa promile.
- Sytuacja była dramatyczna. Dzieci mogły umrzeć i pewnie tak by się stało, gdyby nie to, że szybko udzielono im pomocy - mówi dr Kazimierz Antonowicz z międzyrzeckiego szpitala.
Akcja ratunkowa
Gdy chłopcy trafili naSOR, badania wykazały obecność alkoholu wich krwi. - Byli nieprzy-tomni, podawaliśmy kroplówki iutrzymywaliśmy ich przyżyciu. Karetką wysłaliśmy krew dobadań napoznańskiej toksykologii, żeby sprawdzić, jakiego rodzaju alkohol spożyli - mówi lekarz.
Lekarze wysłali próbki krwi obu chłopców do poznańskch toksykologów
Gdy 11 i 9-latek w końcu odzyskali przytomność, nie pamiętali, co się stało. Byli przy nich zdezorientowani rodzice. Jak zapewniali, nie mieli pojęcia, że dzieci zamiast bawić się na podwórku, wybrały się do starszych kolegów i napiły alkoholu.
Przed tragiczną śmiercią chłopców uratowało zgłoszenie, które otrzymali w sobotnie popołudnie międzyrzeccy policjanci. Sierż. szt. Michał Hofanowski patrolował miejskie ulice razem z kolegą, mł. asp. Krystianem Strzępkiem, kiedy dotarła donich informacja o dwóch osobach stojących na moście kolejowym. Miały zachowywać się tak, jakby zamierzały skoczyć z niego do rzeki.
- W zgłoszeniu była mowa o dwóch młodych mężczyznach, ale gdy przybyliśmy na miejsce, zauważyliśmy leżącego na górce przy chodniku, kilka metrów od brzegu rzeki, chłopca. Był nieprzytomny, miał zatrzymane tętno i oddech. Od razu zacząłem reanimację, udrożniłem drogi oddechowe i po chwili chłopak odzyskał funkcje życiowe, ale nie było z nim kontaktu. W tym czasie kolega pobiegł na most, skąd wypatrzył drugiego z chłopców. Był w wodzie - opowiada M. Ho-fanowski.
Policjant wyciągnął topiącego się 9-latka z rzeki i upewnił się, że nic mu nie jest. - Był przemarznięty i bardzo wystraszony. Nie mógł przestać płakać. Obu chłopców przekazaliśmy ekipie medycznej, która szybko przybyła na miejsce i zabrała ich do szpitala - mówi mundurowy.
Bohaterscy funkcjonariusze szybko wrócili do codziennych zadań. - Zabezpieczaliśmy imprezę w sąsiedniej miejscowości - skromnie mówi sierżant, choć przyznaje, że tę służbę skończył z wyjątkową satysfakcją. - Sam mam dzieci, dlatego takie akcje szczególnie mnie poruszają. Choć wiele razy zdarzało mi się już pomagać ludziom, zwłaszcza starszym, pierwszy raz na szali było życie dzieci. Działaliśmy odruchowo, bez chwili zastanowienia, tak jak wielokrotnie uczono nas naszkoleniach - dodaje.
Sprawa w toku
Podwóch dniach cali izdrowi chłopcy opuścili szpital. To jednak nie koniec mrożącej krew wżyłach historii. - Dla nas sprawa nie kończy się na uratowaniu chłopców, ale dopiero się zaczyna. Będziemy ustalać, jak to się stało, że dzieci znalazły się bez opieki w tak niebezpiecznym miejscu i skąd pochodził spożyty przez nie alkohol - mówi kom. Marcin Maludy z lu-buskiej policji.
Postępowanie prowadzi też Wydział Rodzinny i Nieletnich Sądu Rejonowego w Międzyrzeczu. - Postępowanie jest w toku. Naszym zadaniem jest ustalenie, co się stało i jak doszło do tego zdarzenia. W wyjaśnieniu wszystkich okoliczności pomogą zeznania świadków - mówi przewodnicząca wydziału, sędzia Małgorzata Makowska.
Jak się dowiedzieliśmy, by dostać się w okolice rzeki, chłopcy musieli pokonać sporą odległość, bo wcale nie byli mieszkańcami tej części miasta. - Trzeba pamiętać, że dzieci wymagają szczególnego nadzoru i opieki. Bardzo często trafiają do nas maluchy po zatruciach, m. in. lekami czy chemią gospodarczą. Chwila nieuwagi może się skończyć tragedią - apeluje dr Anto-nowicz.