Mieszkańcy spokojnego łódzkiego osiedla Stoki złożyli ponad tysiąc podpisów pod petycją domagającą się przeniesienia noclegowni. Bezdomni zamieniają ich życie w koszmar
Pani Anna, która na Stokach mieszka od lat, niemal codziennie musi przejść przez park, odprowadzając wnuczkę do Szkoły Podstawowej nr 139. Najlepiej szybko.
- Gdy jest ciepło, nie ma ani jednej wolnej ławki - skarży się pani Anna. - Bezdomni są wszędzie, rozkładają na trawie stare kołdry i koce. To nie jest jednak najgorsze. Wielu jest pijanych. Zaczepiają, proszą o jakieś drobne. Boimy się, bo nie wiadomo co takiemu człowiekowi pod wpływem alkoholu może przyjść do głowy... Teraz jak chodzę z wnuczką, to strach jest jeszcze większy. Ma 7 lat i nie chcę, by patrzyła na tych zapijaczonych ludzi, słuchała ich wulgarnych odzywek!
Noclegownię przeniesiono na ul. Szczytową na Stokach pięć lat temu. Miało to być rozwiązanie tymczasowe. Budowano wtedy Trasę Górna i budynek dotychczasowej noclegowni przy ul. Spokojnej został zburzony. Tymczasową placówkę umieszczono na Stokach przy działającym od lat Schronisku im. Brata Alberta dla Bezdomnych Mężczyzn.
- Do schroniska nic nie mamy, problem jest tylko z noclegownią - zapewniają mieszkańcy Stoków.
Przez kilka lat znosili obecność wałęsających się po okolicy brudnych, pijanych mężczyzn. Jeździli z nimi tramwajami, znosząc odór nie do wytrzymania i coraz bardziej agresywne zachowania. Cierpliwość mieszkańców skończyła się wiosną tego roku.
- Przecież od wielu lat na naszym osiedlu jest schronisko dla bezdomnych i nie mieliśmy z jego mieszkańcami żadnych problemów - zapewnia Maciej Zieliński, jeden z mieszkańców. - Ludzie w nim przebywają od pewnego czasu są znani z imienia i nazwiska. Dbają o porządek, czystość. Chcą wyjść z bezdomności. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z noclegownią.
Bezdomni z noclegowni zaczęli się zachowywać tak, jakby Stoki były ich własnością. Zaczęli rozkładać się na trawnikach, pijani spali na parkowych ławkach. Zaczepiali przechodniów.
- Kiedyś podszedł do mnie taki jeden i prosił o parę groszy - wspomina Krystyna. - Kiedy powiedziałam, że nie mam, wyzwał mnie od najgorszych.
Centralne koczowisko
Na Stoki zaczęli ściągać bezdomni z całej Łodzi. Dla wielu z nich każdy dzień wyglądał podobnie. Jeśli byli trzeźwi, szli na noc do noclegowni, czynnej od godziny 20. Przespali się, zjedli śniadanie i o godzinie 8 opuszczali noclegownię. Część koczowała w okolicy, czekając na wieczór. Przez ten wypili w krzakach z kolegami alkohol, który udało się jakoś załatwić, a potem odsypiali na ławkach, na trawnikach. Gdy wytrzeźwieli, znów szli na noc do noclegowni...
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień