Pionek doskonały, czyli umizgi przy wywracaniu szachownicy
Z unijnego eksperta stał się w jednej chwili europosłem, który boleśnie zdradził. - Może być bardzo przydatny PiS, gdy Unia przybierze dwie prędkości - ocenia politolog dr Renata Mieńkowska-Norkiene.
Jeszcze kilka dni temu były szef MSZ Radosław Sikorski zaproponował na Twitterze, by polski rząd - „jeśli chce zmierzyć swoją pozycję w UE”, zgłosił na stanowisko szefa Rady Europejskiej prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a nie „podkradał polityka PO”. W innym tweecie określił działania PiS jako „małość, mściwość i głupotę”, która może doprowadzić do straty stanowiska szefa RE przez Polskę. Za to europoseł PO Janusz Lewandowski zaćwierkał: „Kontr kandydat PiS dla Tuska? Porażająca niewiedza o UE? Nominacja Kaczyńskiego to pocałunek śmierci. Bez szans na poważne stanowiska w UE!”. I nie chodziło mu o to, że Saryusz-Wolski nie ma wiedzy o unijnym meritum, bo był niewątpliwie asem w talii Donalda Tuska skierowanym do pracy w Brukseli, ale, że dał się nabrać na to, że może nagle zaistnieć na najwyższym unijnym stanowisku, bo poprze go PiS, które przysparza Unii kłopotów.
Samotnik i indywidualista
Za Saryuszem-Wolskim lobbował wicepremier Jarosław Gowin. Obu politykom blisko do siebie światopoglądowo, choć Saryusz-Wolski uchodzi za wielkiego samotnika, indywidualistę, który lubi grać na siebie. Nie stało to jednak na przeszkodzie, aby jego kandydaturę na szefa RE poparli przed Jarosławem Kaczyńskim europosłowie Ryszard Czarnecki i Ryszard Legutko. Prawdopodobnie też Kaczyńskiego do tej kandydatury przekonywała Ewa Ośniecka-Tamecka, dawna współpracownica Saryusza-Wolskiego, obecnie rektor Kolegium Europejskiego w Natolinie, do którego rozwoju Saryusz-Wolski bardzo się przyczynił.
Wszystko to jednak Saryusz-Wolski zos tawił niejako z boku. W ciągu kilku dni wydarzenia potoczyły się bardzo szybko, zmieniając całkowicie jego dotychczasową pozycję eksperta, znawcy Unii - na nieobliczalnego polityka z łatką zdrajcy, który nie ubolewa wcale nad tym, że natychmiast wyrzucono go z PO, podobnie jak z Europejskiej Partii Ludowej; za nielojalność.
- Głęboko żałuję nielojalności i braku szacunku Saryusza-Wolskiego wobec jedności i wartości jego własnych partii Platformy Obywatelskiej i Europejskiej Partii Ludowej - oświadczył Joseph Daul, szef EPL.
Saryusz-Wolski za to wygłosił oświadczenie, w którym przekonywał, że sam zrezygnował z członkostwa i funkcji wiceszefa w EPL. - Po 26 latach współpracy z Europejską Partią Ludową, wprowadziwszy swego czasu Platformę Obywatelską do tej rodziny politycznej chrześcijańskiej demokracji, której członkiem duchowym nadal pozostaję, złożyłem dzisiaj wizytę pożegnalną w kwaterze głównej, składając na ręce przewodniczącego rezygnację wobec zaistniałej sytuacji - powiedział.
Nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy. - Wszystko, co mam do powiedzenia, zamieszczam na Twitterze - odparł. I tego wciąż się trzyma. Nie wygląda to na powściągliwość, ale jakąś grę, którą prowadzi, a która rodzi mnóstwo spekulacji. Nikt jeszcze nie wie, jaka przyszłość stoi przed eurodeputowanym. Co mu obiecał obóz PiS? Co też sprawiło, że zgodził się na to w dojrzałym wieku. W dodatku jako człowiek z czystą dotychczas kartą i jako polityk, który będąc znawcą Unii, musiał przewidzieć, że wywoła polityczny skandal.
Dwie rzeczy uderzają w jego postępowaniu. Pierwsza to ta, że nigdy nie odpowiada na pytania dotyczące politycznych wyborów czy to cudzych, czy własnych, jakby w ten sposób z gruntu ustawiał się na pozycji fachowca, który czeka na zagos podarowanie swoich kompetencji. Takiej „technicznej”, bezosobowej postawie zaprzecza jednak pewien niuans. Saryusz-Wolski nie życzy sobie odmiany pierwszego członu swojego nazwiska, a za nim robią tak również media, choć nie ma ku temu żadnych podstaw. Zgodnie z regułami polszczyzny pierwszy człon podwójnego nazwiska też zwykle się odmienia. Odstępstwa są dwa - nie odmieniamy go, jeśli mamy do czynienia z okrzykiem bojowym albo nazwą herbu. Saryusz to nie nazwa herbu, lecz przydomek podlegający odmianie. Koniec. Kropka. Trudno uwierzyć, że Saryusz-Wolski o tym nie wie. W końcu to jego nazwisko i jego szlacheckie ambicje. Czy ma też powody, aby spieszyć się z ich realizacją za cenę utraty twarzy?
- Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w całej sprawie chodzi nie o politykę rozumianą jako ideowy spór, lecz o ludzkie emocje - zauważa Michał Syska, dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a we Wrocławiu. - Z jednej strony mamy Jarosława Kaczyńskiego z jego osobistą niechęcią do Donalda Tuska, z drugiej strony zaś Jacka Saryusza-Wolskiego z niespełnionymi ambicjami związanymi z karierą w strukturach UE. Prawdopodobnie prezes PiS liczył na to, że zgłoszenie przez rząd własnej kandydatury osłabi Tuska i w konsekwencji przyniesie wybór polityka spoza Polski. Z kolei Saryusz-Wolski zgodził się zapewne na rolę „zająca” bez szans na sukces w zamian za np. stanowisko komisarza UE. Ta dyktowana osobistymi motywacjami rozgrywka na pewno nie zwiększa prestiżu Polski na arenie międzynarodowej. Sądzę jednak, że oficjalna narracja PiS dezawuująca kandydaturę Tuska zyska akceptację wśród znacznej części elektoratu. A to jest ważniejsze dla Kaczyńskiego niż wizerunek kraju wśród międzynarodowej opinii publicznej.
Gracz długodystansowy
W książce „Życie to gra, naucz się wygrywać” dr Jane McGonigal przekonuje, że dopóki nie zaczniemy postrzegać samych siebie jako bohaterów swoich własnych opowieści, nigdy nie odciśniemy swojego piętna w świecie. Uczy, jak dzięki teorii gier i obudzeniu w sobie gracza wykreować życie, którego chcemy. Najważniejsze to uwierzyć w opowieść na swój temat. Czy to przypadek Jacka Saryusza-Wolskiego? Zdaniem Bartosza Rydlińskiego, politologa z UKSW w Warszawie, Jacek Saryusz-Wolski rozpisał swój scenariusz nie na nadchodzące miesiące, ale na lata.
- Jako jeden z najbardziej doświadczonych europarlamentarzystów o długim stażu z pewnością wie, że jeszcze przed upływem obecnej kadencji Sejmu to Jarosław Kaczyński będzie wskazywał polskiego komisarza - mówi dr Rydliński. - Myślę, że na tym stanowisku najbardziej mu zależy. Byłoby to ukoronowanie jego imponującej kariery politycznej. Drugim aspektem jego kandydowania na szefa Rady Europejskiej może być szansa objęcia teki ministra spraw zagranicznych. Obecna ławka Prawa i Sprawiedliwości w dziedzinie dyplomacji jest bardzo krótka. Saryusz-Wolski przewyższa swoją kompetencją wszystkich możliwych następców ministra Waszczy kowskiego będących obecnie w obozie „dobrej zmiany”. Myślę, że również Jarosław Kaczyński widzi w jego osobie szansę na poprawę stosunków zarówno z Unią Europejską, ale także Ukrainą, z którą ostatnimi czasy mamy dość chłodne relacje.
A co z lojalnością?
Czy ta cecha wobec kolegów i koleżanek z PO nic dla niego nie znaczy? Czy raczej Saryusz-Wolski pokazuje w ten sposób, że milczący pragmatyzm to filar, na którym można budować polityczny kapitał? „Milczenie = zdrada” - wpis o takiej treści umieścił na Twitterze europoseł PO Adam Szejnfeld komentując fakt, że Jacek Saryusz-Wolski nie zdementował artykułu „Financial Times” o tym, że PiS sonduje, czy Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej nie mógłby zastąpić właśnie Saryusz-Wolski.
- Można rzec, że to PO okazała się najpierw nielojalna względem Saryusza-Wolskiego, gdy wskazała Elżbietę Bieńkowską jako polską kandydatkę w Komisji Europejskiej - dodaje dr Rydliński. - Saryusz-Wolski w przeciwieństwie do Elżbiety Bieńkowskiej budował PO, był jej oddanym żołnierzem.
Jeszcze inaczej na potężny ferment w Polsce i za granicą, który wywołał cieszący się dotąd nieposzlakowaną opinią eurodeputowany, patrzy Michał Stasiński, poseł .Nowoczesnej.
- Czytam Jacek Saryusz-Wolski, a przed oczami staje mi Magdalena Ogórek - mówi. - W 2015 r. pani Ogórek twierdziła, że prawa kobiet są naruszane, w 2017 twierdzi, że manifestacje w obronie tych praw naruszają kobiecą godność. Krótka droga od kandydatki SLD na prezydenta RP do apologetki cnót Jarosława Kaczyńskiego? Zupełnie przy okazji 40 tys. złotychdotacji od ministra Glińskiego na wydanie swojej książki. Wynalazcy pani Ogórek, Leszkowi Millerowi nie wypada krytykować wolty swojej byłej podopiecznej, bo sam występował w krawacie Samoobrony.
Zdaniem posła Stasińskiego egoizm kosztem służby publicznej, ambicje osobiste kosztem wierności ideom, kariera kosztem odpowiedzialności - to są motywacje Jacka Saryusza-Wolskiego.
- Jednak motywacje to jego osobista sprawa - dodaje poseł Stasiński. - Gorzej, że stał się pionkiem w rozgrywce gracza - Jarosława Kaczyńskiego - który kwestionuje rolę i sposób funkcjonowania UE i powoduje, że Polska zostaje w Europie sama: bez sojuszników, przyjaciół i wsparcia. Jest jeden kraj, który ma podobną strategię i cel wobec Europy: rozbicie, osłabienie, rozpad - to putinowska Rosja. Oceniajmy po czynach, nie po słowach.
Uczciwość wobec wyborców
Anna Adamczyk z rady krajowej partii Razem twierdzi, że transfer Jacka Saryusza-Wolskiego jest po prostu kolejną odsłoną gry, w którą polska klasa polityczna bez żenady bawi się od wielu lat.
- Polscy politycy regularnie zmieniają partyjne barwy - zauważa. - Dosyć szybko zapominają o swoich wartościach i ideałach, jeśli tylko poczują, że korzystniejsze będzie dla nich przejście do obozu, który lepiej radzi sobie w sondażach przedwyborczych. To koszmarnie nieuczciwe wobec wyborców. Po raz kolejny przekonujemy się, że zagłosowaliśmy na kogoś, dla kogo najważniejsze jest zachowanie wygodnego stołka. Natomiast dla dalszych losów Unii Europejskiej ta kandydatura nie ma większego znaczenia. Raczej nie zaszkodzi Donaldowi Tuskowi, który dotychczas był jedynym kandydatem na przewodniczącego Rady Europy i który ma wśród krajów unijnych szerokie poparcie. Rząd Beaty Szydło znów pokazuje, że nie rozumie, czym jest dyplomacja i zamiast prowadzić poważną politykę zagraniczną - przenosi na arenę międzynarodową śmieszne ambicjonalne spory ze swojego podwórka.
Do czego on zmierza?
Dr Renata Mieńkowska-Norkiene, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego przypomina, że osoba pokroju Saryusza-Wolskiego powinna wiedzieć, że szefem Rady Europejskiej może zostać ktoś, kto był w przeszłości premierem lub prezydentem. Skoro zachowuje się tak, jakby tego nie wiedział, może to oznaczać, że ma w zanadrzu propozycję, którą na razie nie chce się dzielić. A całe zamieszanie służy jedynie podbijaniu wartości jego nazwiska.
- PiS w polityce międzynarodowej kieruje się bardzo często myśleniem życzeniowym, a Jacek Saryusz-Wolski mógł dać się złapać w tę pułapkę, że wprowadzi na scenie politycznej jakiś ferment - tłumaczy dr Mieńkowska-Norkiene. - Choć on naprawdę mógł wierzyć w to, że kraje członkowskie zechcą dla dobra jedności europejskiej, aby trochę ugłaskać Polskę, przyjąć jego kandydaturę ze względów merytorycznych. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że otrzymał od PiS-u jakąś propozycję: ministra spraw zagranicznych, komisarza unijnego czy premiera. Beata Szydło prędzej czy później zostanie i tak wymieniona, a w PiS nie ma znowu tak wiele osób o wysokich kompetencjach.
Zdaniem dr Mieńkowskiej-Norkiene wysunięcie kandydatury Saryusza-Wolskiego to ukłon w stronę wyborców PiS, które nie ceni PO, ale szanuje środowisko wywodzące się z tego ugrupowania, które pracuje w strukturach UE.
- Saryusz-Wolski chce, aby po prostu o nim mówiono, bo w przyszłości planuje zrealizować ważne dla siebie cele - ocenia. - Rozczarowany, że Donald Tusk nie powołał go na żadne stanowisko, a ambicje ma wygórowane, gra na siebie. Podejrzewa, że PiS będzie rządził długo, mówi się o stworzeniu Unii dwóch prędkości, które potrzebują reform, a on jest specjalistą do spraw UE. Możliwe więc, że jako gracz długodystansowy chce wywrócić unijną szachownicę. Tylko może się okazać, że się myli i odejdzie w niesławie.