Pionierzy nowej mody na duże rodziny. Są szczęśliwi, choć zmęczeni. I coraz bardziej doceniani
Dzięki programowi 500 Plus rodziny wielodzietne wychodzą z ubóstwa - uważa Joanna Krupska, prezes Związku Dużych Rodzin. Zmienia się też podejście do rodzin wielodzietnych.
Zofia Jarząbek z Bańskiej Niżnej na Podhalu urodziła jedenastkę. Najstarsze ma już 34 lata, najmłodsze 16. Jej dzieci mają już swoje dzieci.
- Nie jesteśmy zachłannymi rodzicami - opowiada o sobie pani Zofia. - Mąż nigdy nie chciał nic od państwa. Taki honor górala. Nigdy się nie braliśmy do tego, żeby korzystać z jakiejkolwiek pomocy. On ciężko pracował na gospodarstwie. Ja prowadziłam dom. Nie chodziliśmy za jałmużną.
Podhale to ciągle jeszcze ostoja wartości tradycyjnych, rodzinnych. Duża rodzina jest tu chlubą i skarbem. A przynajmniej jeszcze niedawno była. Ojciec pani Zofii miał 15 braci i sióstr. Matka - dziesięcioro. Jej mąż pochodzi z rodziny, w której była szóstka dzieci. Pani Zofia nigdy nie usłyszała złego słowa - pogardy czy kpiny, że ma na głowie tyle swoich dzieci. Ale jej córka już tak. Kiedyś w służbowej podróży kolega z pracy rozgadał się o programie 500 Plus, wsparciu rządowym dla wielodzietnych i stwierdził: To czysta patologia.
- Córka mu na to powiedziała: A nas jest w domu jedenaścioro rodzeństwa - opowiada Zofia Jarząbek. - I kolega nagle zgasł. Przestał gadać. Bo córka jest wykształcona, zadbana. Nie wygląda na patologię.
Czasy się zmieniły i pod innym względem. Honorowa rodzina Jarząbków z Bańskiej przed miesiącem napisała pierwszy wniosek o 500 Plus na dwoje najmłodszych dzieci. Rządowy program wsparcia działa już ponad rok. Jarząbkowie dopiero teraz zdecydowali się skorzystać z tej możliwości.
Elżbieta Rafalska, minister rodziny i polityki społecznej, przed tygodniem przyjechała do Nysy na Zjazd Dużych Rodzin. Dostała gromkie brawa podziękowania od rodziców wielodzietnych za 500 Plus i dodatkowy program ulg - Kartę Dużej Rodziny. Brawami nagrodzono też burmistrza Nysy, gdy mówił o demograficznych efektach nyskiego bonu wychowawczego. Na tych zmianach wielodzietni skorzystali najbardziej. Ale czy to wystarczy, aby u nas zmieniła się moda i cywilizacyjna tendencja? Żeby w Polsce rodziło się więcej dzieci?
Dużo dzieci to szczęście. Ale pomoc państwa przyda się w codziennym życiu
Sylwia Węgrzynowska przyjechała na nyski zjazd z pobliskiej Kępnicy. Przywiozła ze sobą 16-letnią córkę Natalię na wózku inwalidzkim i trzech młodszych synów. Przyjechała z ciekawości, bo nie jest jeszcze członkiem Związku Dużych Rodzin, choć zamierza się zapisać.
- Dla mnie 500 Plus było dużą pomocą - opowiada o swojej trudnej sytuacji. - Córka cierpi na bardzo rzadką chorobę metaboliczną. Żyje tylko dzięki diecie, która nie jest refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Większość naszych dochodów pochłania ta dieta. Dodatkowe pieniądze przeznaczamy na leczenie córki i na zajęcia terapeutyczne dla najmłodszego syna. Dawniej to było niemożliwe.
Pani Sylwia nie pracuje zawodowo. Po urodzeniu córki jeszcze próbowała, ale szybko się okazało, że dziecko wymaga stałej opieki i mama musiała zostać z domu. Ostatnio Sylwia Węgrzynowska zdecydowała się jeszcze raz spróbować powrotu do pracy zawodowej. Wzięła udział w programie „Opolska mama ma moc”. Mogła dostać wsparcie na założenie małej firmy. - Przekonałam się, że choroba córki jest na tyle skomplikowana, że muszę być cały czas dyspozycyjna - mówi pani Sylwia. - Ale bycie mamą to też praca zawodowa, na więcej niż cały etat. Tylko trochę inna.
500 Plus to zastrzyk finansowy dla rodzin wielodzietnych, wreszcie duża rodzina nie oznacza rodziny ubogiej
W ciągu ostatniego roku dzięki rządowemu wsparciu w rodzinie Węgrzynowskich zmieniło się jednak dużo. Tata, który wcześniej musiał wyjechać do pracy za granicę, wrócił na stałe do Polski. Pracuje na miejscu.
- Dzięki 500 Plus nie mamy już kłopotów finansowych. Mogliśmy rozbudować dom, powoli go wykańczamy - mówi Elżbieta Soszyńska z Kiełbieli na Mazowszu, 40 kilometrów od Warszawy. Ona jest nauczycielką na wsi, ale przenosi się od września do sąsiedniego miasteczka. Mąż jest strażnikiem i konwojentem, dojeżdża do pracy w Warszawie. Mają siedmioro dzieci w wieku od 6 do 19 lat. - To, co dostajemy od państwa, inwestujemy w dzieci. Posyłamy je na zajęcia, na które wcześniej nie było nas stać.
- Zostaliśmy docenieni przez państwo. Wreszcie nie musimy się sami borykać z finansowymi problemami - dodaje Beata Berda z Częstochowy, mama czwórki dzieci. - Staramy się dbać o rozwój dzieci. Dużą pracę wkładamy w ich wychowanie i poświęcamy na to sporo pieniędzy. Mamy też Kartę Dużej Rodziny, ale rzadko z niej korzystam, bo rzadko trafiam na miejsca, gdzie są stosowane ulgi. U nas w Częstochowie korzystamy tylko na lodowisku.
Rodzina Berdów dodatkowe pieniądze wydaje na kształcenie dzieci. Dwie córki uczą się gry na fortepianie, potomstwo chodzi też na angielski, balet, basen.
Według danych ministerstwa rodziny na rządowym programie 500 Plus najbardziej skorzystało właśnie 376 tysięcy rodzin wielodzietnych. W ciągu roku działania programu trafiło do nich łącznie 7 miliardów złotych. Rządowy dodatek to średnio 24 procent więcej pieniędzy, jakimi wielodzietni dysponują w przeliczeniu na jednego członka rodziny. Na Opolszczyźnie w pierwszym roku z rządowego wsparcia skorzystało 53 tysiące rodzin, część z nich to rodziny wielodzietne. To pieniądze dla prawie 77 tys. dzieci.
Wychodzenie z cienia
Równie ważne jak pieniądze jest poczucie godności, dumy z tego, że się ma więcej dzieci. Że nie jest się gorszym z tego powodu.
- Posiadanie dużej rodziny kiedyś było wstydem. Teraz już nie jest - mówi Sylwia Węgrzynowska. - Ja to czułam nawet wśród bliskiej rodziny. To, że pozwalamy sobie na kolejne dzieci, było traktowane jak nieodpowiedzialne niedouczenie, bo przecież dziś jest taki postęp medycyny. To były bardzo przykre uwagi. A przecież dzieci są darem, a nie wstydem.
- Czułam, że jesteśmy traktowani jak rodzina dysfunkcyjna - mówi Beata Berda z Częstochowy. - Polskie rodziny wielodzietne były spychane na margines.
- W poprzedniej pracy w czasie ciąży czy urlopu macierzyńskiego byłam gorzej traktowana - przyznaje Elżbieta Soszyńska. - Kilka razy słyszałam nieprzyjemne komentarze. Wiele osób przesiąkło obrazem patologicznej dużej rodziny. Kiedy jednak widzą wokół siebie pozytywne przykłady, zmieniają zdanie. Teraz jak ludzie słyszą o dzieciach, to mówią - jak fajnie!
W Polsce mieszka obecnie ok. 3,5 miliona członków rodzin liczących co najmniej troje dzieci. 10 lat temu powstało stowarzyszenie Związek Dużych Rodzin, który liczy ok. 5 tysięcy rodzin. Jak powtarza Joanna Krupska, prezes związku - ich ruch wywodzi się z poczucia własnej wartości i dumy. - Od 10 lat zabiegamy, żeby Polska była życzliwa dla rodzin - mówiła na nyskim zjeździe Joanna Krupska. - Nasze działania owocują. Dzisiejsza polityka społeczna władz to też nasz sukces. A program 500 Plus przerósł nasze oczekiwania. To przyniosło nam godność. Wyprowadziło wielodzietnych z ubóstwa, które było zawstydzające.
Badania ministerstwa rodziny i spraw społecznych pokazują, że w dużych rodzinach wcześniej kwota do dyspozycji na jedną osobę była prawie o 40 procent niższa od średniej krajowej. Dzięki 500 Plus ta różnica zmalała o 11 procent. Do tego jest jeszcze Karta Dużej Rodzony w wersji rządowej i w wielu gminach - samorządowej. System zniżek na przejazdy koleją, wstępy do instytucji kultury, do obiektów sportowych, zniżki w 2 tysiącach firm czy sklepów, które zdecydowały się zostać partnerem karty. Jednak kiedy przed rokiem NIK zbadał funkcjonowanie karty, stwierdził, że ulgi nie są często dostosowane do potrzeb wielodzietnych. Te rodziny oczekują przede wszystkim wsparcia w zakresie ochrony zdrowia, wyżywienia, zakupu odzieży czy utrzymania mieszkania. A dostają zniżki, z których nie korzystają. Paradoksów administracyjnych jest więcej. Wiceminister Bartosz Marczuk, ojciec wielodzietny, skarżył się kiedyś, że na kierowanie samochodem dla 7 osób, trzeba mieć prawo jazdy na... autobus. A u wielodzietnych to częsta sytuacja.
Trud i radość
Jednego nie da się zmienić, nawet jeśli rząd jeszcze dosypie pieniędzy, a samorządy każdemu ufundują żłobek czy przedszkole. Wychowanie, wykarmienie, ubranie i wykształcenie kilkorga dzieci zawsze będzie wymagało dużego trudu i ciężkiej pracy. - Codzienne zaopatrzenie to jest problem - opowiada Dawid Przybyłek z Lubowni w województwie łódzkim. Tata piątki dzieci, ale żona Katarzyna spodziewa się szóstego. - Prowiantu potrzeba dużo, do tego ubrania, buty, więcej wody, a nawet pieluch. Czasem aż trudno to przynieść do samochodu. Najstarszy syn ma już 11 lat, to nam bardziej pomaga. Musimy jednak pomyśleć o zmianie auta na większe.
- Musimy być dobrze zorganizowani - dodaje Elżbieta Soszyńska, która dba o zaopatrzenie dla 9-osobowej rodziny. - Jedzenie kupujemy w większej ilości w jednym sklepie. Ubrania i buty przywozi nam do domu znajoma, która prowadzi taki sklep. My tylko wybieramy, co chcemy. Jakoś dajemy radę.
Pomagają najbliżsi, rodzice, własne rodzeństwo, jak w przypadku rodziny Sylwii Wegrzynowskiej z Kępnicy pod Nysą, która mieszka w wielopokoleniowym wiejskim domu. Wiejski dom i gospodarstwo rolne - to sprzyja wychowaniu dużego potomstwa - przyznaje też Zofia Jarząbek z Bańskiej Niżnej.
- Wychować 11 dzieci to żaden problem. Gorzej wychować jedno, bo tylko chodzi po kątach i szuka. Samo nie wie czego - śmieje się góralka z Podhala. - Oni niby się żrą ze sobą, ale jak ktoś obcy jednemu nadmucha w kaszę, to wszyscy za nim stają. Bardzo się wspierają, ciągną do domu i do siebie. Jestem zakochana w swoich dzieciach i jestem z nich dumna. Choć chyba mówię to po raz pierwszy, bo niby nie chwali się dnia przed zachodem. Oby im się w życiu powiodło i trafiły na swoje drugie „połówki”, które zrozumieją ich potrzeby rodzinne.
- To cudowne - widzieć, jak mój starszy Marcel przytula najmłodszą Elizę - nie kryje emocji Iwona Pyrek z Siemanowic Śląskich, mama czwórki w wieku od 11 do 1,5 roku. - Choć są jeszcze tacy mali, potrafią się wzajemnie wspierać, dbać o siebie. Moja siostra ma jednego syna. Ona tego nie widzi. A ja jestem szczęśliwa, że mam taką dużą rodzinę.